Nie jestem pewna, co owładnęło mną tej środy, ale po prostu musiałam wyjść z domu i wszystko samodzielnie sobie przemyśleć. Spacer wydawał się wtedy tak wspaniałym pomysłem. Świeże powietrze, cisza, spokój, będę mogła się wyciszyć. Tylko rzeczywistość uderzyła we mnie aż za bardzo, ponieważ powietrze było wypełnione spalinami i innymi zanieczyszczeniami, ciszę przerywały głośne ryki silników samochodowych, o spokoju mogłam pomarzyć, ponieważ zewsząd dobiegały krzyki, rozmowy oraz płacz dzieci, więc wyciszenie się było przy tym niemożliwe.
Tak to jest w mieście, kiedy nic nie układa się po myśli.
Czasami żałowałam, że nie mogłam żyć w książce czy filmie, w którym to chłopak mojego życia momentalnie zauważyłby we mnie coś pięknego, a ja skończyłabym jako szczęśliwa dziewczyna, która chętnie zgadzałaby się na randki ze swoją bratnią duszą. Jednak nie żyłam w wyimaginowanej wyobraźni żadnej autorki ani nie była pisana o mnie piękna historii miłosna. Może było to trochę okropne i musiałam pogodzić się z rzeczywistością.
Moja bratnia dusza nie uważała mnie za kogoś, z kim można spędzić resztę życia, ale za przyjaciółkę, jeżeli w ogóle można nazwać tak naszą znajomość. Byliśmy jak jakieś koleżanki, które rozmawiają w szkole, ale równo z przekroczeniem progu szkoły, udawały, że się nie znają. Niestety, ale to był fakt i nikt nie mógł mu zaprzeczyć. Może próbowali, Jessica i Dylan, ale nic to nie dawało. Nie czułam się dobrze przez ostatni czas. To wszystko było jakoś dziwne, niezrozumiałe, przerażające.
Moje uczucia zaczynały wykraczać poza wszelkie granice. Miłość przepełniała całe moje ciało, wylewa się od nadmiaru tego wszystkiego w postaci łez. Czasem musiałam popłakać, ponieważ nie dawałam rady. To piękne uczucie z jednej strony, ale jest też ta druga, okropna. Zakochanie objawia się również jako ból, niewyobrażalny i praktycznie nie do zniesienia. Niedawno byliśmy dziećmi, a świat był piękny. Nie przejmowaliśmy się mijającym czasem, ocenami w szkole, byliśmy wolni. Potem doszły problemy, uczucia, jakieś błędy.
Mimo wszystko nie wiedziałam, jak mogłam zmienić tę rzeczywistość. Calum miał dziewczynę, a ja staram się, jak mogę, ale i tak pozostawałam na ostatnim miejscu. Nic nie mogło tego zmienić, przynajmniej ja nie wiedziałam, jak to zrobić. Pozostało mi jedynie się z tym pogodzić.
Może nawet nie powinnam zjawiać się w sklepie? Może powinnam dać mu wolność i nie ograniczać jego przestrzeni? Przecież jest studentem, nie wyobrażam sobie, żeby miał na mnie czas. Pozostałam jedynie klientką, która umilała mu czas. Na tym etapie powinna kończyć się nasza znajomość, ale ja nie potrafiłam się oprzeć, musiałam iść, rozmawiać, zakochać się.
I dokładnie, kiedy postanowiłam wyrzucić moją bratnią duszę ze swojego umysłu, serca i życia, zobaczyłam go na horyzoncie. Jego twarz rozświetlał promienny uśmiech, oczy błyszczały z ekscytacji, a ja miałam po prostu ochotę przywalić głową w mur i się rozpłakać.
Czy chociaż raz nie mogłoby być prościej? Najwidoczniej ktoś tam na górze nie bardzo mnie lubi i zsyła na mnie same nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. To było jak jakiś efekt domina. Jedno popychało drugie, ale na końcu nadal byłam ja ze złamanym sercem.
Momentalnie spuściłam głowę, chciałam się zmniejszyć do rozmiaru zapałki, żeby tylko uniknąć konfrontacji z przystojnym sprzedawcą. Szedł tam, w niewiadomą stronę, z kimś, kogo nigdy nie widziałam. Bałam się, że się odezwie, ale najwidoczniej nie miał takiego zamiaru. Może nie chciał się przyznać, że mnie zna, czy coś. W sumie nie miałabym nic przeciwko.
Przeszłam obok, udając, że wcale nie widzę nikogo wokół, a moje znoszone już trampki są najciekawszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam.