[ tak tylko przypominam, że widły i wszelkie rzeczy, które mogą mnie zranić, nie są mile widziane. nie chcę widzieć ich przed moim domem, bo chcę żyć. Przepraszam za to co tutaj się wydarzy, musiałam! Poza tym chyba wiecie, że morderstwo jest karalne, prawda? :) ]
Czy odczuwałam strach? Niesamowicie wielki. Byłam przerażona, że będę musiała stanąć przed nim, powiedzieć mu wszystko, przyznać się do swojego błędu, przeprosić. Jednak czułam małą nadzieję. Maleńki płomyczek palił się gdzieś w zakamarkach mojej duszy, ale nie pozwalałam mu się rozpalić bardziej, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że to jest zakończenie znajomości. Nawet jeśli Luke mówił o mnie takie miłe rzeczy, które powodowały motyle wędrujące po moim ciele. Nie mogło to skończyć się w dobry sposób i wiedziałam to aż za dobrze, jednak każdemu należą się przeprosiny.
Tuż po tym, jak otworzyłam drzwi i chciałam zrobić krok, coś mnie powstrzymało. Od razu w oczy rzucił mi się brak wysokiego progu, o który zahaczałam zawsze nogami i który stał się moim prywatnym, małym przekleństwem. Brakowało go i zdecydowanie zupełnie przez to osłupiałam. Dopiero po tym, jak Dylan popchnął mnie do przodu, ocknęłam się. Postanowiłam zignorować tę małą zmianę w sklepie i poszłam dalej, niepewnie uniosłam głowę, żeby moje spojrzenie spotkało się z tymi błękitnymi tęczówkami, które zaglądały w moją duszę.
-Emily! -zawołał na całe gardło Luke i ruszył w moją stronę, żeby zamknąć mnie w mocnym uścisku. Chyba miał to już we krwi, ponieważ za każdym razem witał mnie w ten oto sposób. Zupełny dziwak, ale jaki pozytywny. -Jak ci się żyję? Sto lat cię nie widziałem! W zasadzie to w środę, ale to tak długo, wypiękniałaś od tamtego spotkania!
-Dziękuję, słuchaj, jest Calum? Muszę z nim pogadać -powiedziałam cicho, odsuwając się od blondyna na normalną odległość, jaka powinna nas dzielić.
-Jasne, że jest. Gdzie miałby być? Całe jego życie skupia się w tym sklepie -odparł spokojnie Luke, a Jessica wbiła palec w moje plecy, jakby chciała przekazać, że to zdanie zawiera w sobie jakieś drugie dno. -To wiesz, zaraz tutaj przyjdzie pewnie, bo zaczytał się w tę głupią książkę, którą dała mu Alex i nie może przestać jej czytać. Nie wiem, co mu odbiło. Znasz w ogóle Alexandre? Mówiła mi, że spotkała cię kiedyś w sklepie, przyszłaś po płytę czy coś.
-Tak, poznałam ją. Bardzo miła dziewczyna -powiedziałam, a chłopak szybko potwierdził.
-Dobra, koniec tych pogaduszek. Idź już do swojego księcia z bajki i z nim porozmawiaj -powiedziała poważnie Jessica, a ja odwróciłam głowę do tyłu i zmroziłam ją wzrokiem. Posłała mi niewinny uśmiech.
-No właśnie, nie będę zajmował ci czasu, idź do tego stęsknionego szczeniaka, a ja obiecuję, że twoi znajomi nie będą się nudzić nawet przez moment -zapewnił mnie Luke, ale nie bardzo mnie to poruszyło, ponieważ Calum Hood stał centralnie za ladą i patrzył na mnie.
Czułam tak ogromny strach, że to się nie mieściło w głowie. Serce łomotało mi jak młot pneumatyczny i zapewne każdy mógł to usłyszeć, ale wolałam zignorować wszystko i po prostu iść porozmawiać z chłopakiem, żeby tylko zakończyć to w jakiś odpowiedni sposób. Trzeba przecież przegrywać z honorem, nie miałam innego wyjścia jak postąpić słusznie.
Moje kroki były raczej powolne i wydawałoby się, że mogłam się zaraz przewrócić, jednak nadal stałam stabilnie na podłożu. Jak nigdy. Byłam całkowicie na ziemi, żadnego bujania w obłokach, sama, szara rzeczywistość, która bolała jak sztylet wbity w serce.
-Cześć -powiedziałam niepewnie i niezmiernie cichutko, jednak usłyszał. Zdawało się, że zapomniał języka w ustach, ponieważ wyglądał, jakby nie mógł wykrztusić z siebie słowa.