-O nie, młoda damo. Tak, to my się bawić nie będziemy -warknęła Jessica, patrząc na mnie groźnie, zupełnie jakby zaraz miała wydłubać moje oczy łyżeczką.
-Ja nie wiem, po co ty mnie tutaj przyprowadziłaś -wymamrotałam, praktycznie płacząc na widok tego głupiego sklepu, nie chciałam tam iść i nie miałam zamiaru.
-Jak to po co? Głupio się pytasz. Żebyś z nim pogadała, postawiła sprawy jasno i dowiedziała się, czy to była jego dziewczyna! -westchnęła przyjaciółka, patrząc na mnie doszczętnie zmęczona moim uporem. -Jesteś uparta jak osioł, chodź.
-Ale nawet jeśli to nie była jego dziewczyna, to ja dziękuję bardzo za kogoś, kto całuje się z każdą jedną, poznaną w sklepie -odpowiedziałam poważnie, nadal mając łzy w oczach, ale skutecznie je odganiając raz po raz, aby nie wypłynęły na moje policzki. -Czy uważasz, że to w porządku, żeby całować każdego?
-Ciebie jakoś nie pocałował, więc nie całuje każdego -zawołała, otworzyła szerzej oczy i skinęła głową na sklepik, a ja nadal stałam w miejscu, zupełnie niewzruszona jej marnymi próbami przekonania mnie do wejścia potworowi prosto w paszczę.
-Dzięki wielkie, Jessie. Naprawdę mnie pocieszyłaś. Czy teraz możemy już iść? Nie chcę go oglądać, proszę cię -zrobiłam może trochę zbyt błagalną minę, ale wiedziałam, że przyjaciółka również nie ma zamiaru ustępować. Obie postawiłyśmy na swoim. -Proszę cię, nie chcę się upokarzać. Przecież on nawet mnie nie lubi.
-Wchodzimy -odszczekała do mnie niewzruszona moimi błaganiami.
Sądzę, że to wszystko wydarzyło się przez moje wypłakiwanie oczu, ponieważ nikt nie mógł tego znieść. Dosłownie. Nawet Dylan, który potrafił wiele przeżyć, nie dał rady słuchać mojego szlochu, kiedy to uparcie próbowałam wytłumaczyć, że ten okropny człowiek bezwstydnie przyssał się do twarzy tamtej dziewczynie. Jessica była naprawdę wstrząśnięta tym, co się wydarzyło, ponieważ o mało nie poszła i nie przywaliła chłopakowi moich marzeń w twarz. Dylan był zmuszony trzymać ją z całych sił i ciągnąć za włosy, żeby tylko nie poszła przez przypadek do sklepu z płytami i nie narobiła nam wielu problemów, ponieważ jestem skłonna przyznać, że wściekła Jessica nie była taka niewinna jak normalnie, była raczej maszyną do zabijania. Nie zdziwiłabym się, gdyby wróciła ze zwłokami sprzedawcy. To była przerażająca wizja, ale jakaż prawdopodobna.
Jednak teraz Jessica ubzdurała sobie, że musimy iść do Caluma, wyjaśnić wszystko i porozmawiać. Oczywiście, że wiedziałam, iż to najgorszy pomysł na świecie, ale nie miałam wiele do powiedzenia. Po pierwsze zostałam tutaj zaciągnięta siłą, a po drugie byłam więcej niż tylko pewna, że to wszystko zakończy się wielką apokalipsą.
-Przestań być taką myszką, która się chowa, bo zaraz się zdenerwuję! -pociągnęła mnie za nadgarstek nieco do przodu, ale ja nadal walczyłam, zapierałam się nogami i rzucałam niecenzuralnymi słowami. -Jak Boga kocham, zaraz porządnie się wkurzę i nie będzie tak miło.
-Dla ciebie to jest miłe? -spojrzałam na nią z powątpiewaniem, a ta puściła mój nadgarstek. Stanęła jak słup soli i zaczęła mamrotać pod nosem jakieś niezrozumiałe zdania. Wyglądała, jakby zaraz miała mnie zamordować, ale próbowała za wszelką cenę się powstrzymać.
To była prawdopodobnie moja ostatnia szansa na ucieczkę. Więc naprawdę mnie wmurowało, kiedy poczułam bolesny plask na swoim policzku. Oniemiałam na krótką chwilę. Musiałam przyswoić sobie informację, że moja najlepsza przyjaciółka właśnie mnie uderzyła. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła, a teraz z wiadomych przyczyn posunęła się do takiej skrajności. Nie mogłam uwierzyć, że użyła przemocy względem mnie.