Następnego dnia rano obudziło mnie delikatne pukanie. Otworzyłem zaspane i opuchnięte oczy, zobaczyłem Aizawę, który siada na skraju mojego łóżka. Nie miałem ochoty wstawać, więc leżałem cały czas w takiej samej pozycji.
- Dzień dobry, Bakugo. Wyspałeś się?- zapytał.
Nie miałem ochoty na rozmowę z kimkolwiek, ale wiem, że kultura wypadała, abym mu odpowiedział. Tym bardziej po tym, co dla mnie zrobił.
- Nie wiem, nie za bardzo- opowiedziałem markotnym tonem.
- Jest po jedenastej. Wstaniesz i zjesz śniadanie?
- Nie chcę- odwróciłem od niego wzrok.
- Bakugo, wiem, że ostatnio dużo się wydarzyło i wciąż to przeżywasz, ale nie możesz rezygnować z posiłków, jeśli chcesz zostać bohaterem.
- Nie jestem głodny- warknąłem nieco bardziej agresywnie, niż miałem to na celu.
- Wiem, że nie chcesz jeść, ale postaraj się chociaż cokolwiek przełknąć.
- Czego nie rozumiesz, do cholery?! NIE CHCĘ JEŚĆ!- krzyknąłem i odwróciłem się do niego plecami, przykrywając się kołdrą.
- Może chociaż coś do picia?
Zignorowałem jego głos i nic nie odpowiedziałem.
W pokoju nastała cisza.
Usłyszałem westchnięcie.
- Jeśli czegoś byś potrzebował, to zawołaj albo przyjdź do mnie.
Po jakimś czasie ciszy mój wychowawca wreszcie wyszedł, a ja jakby odetchnąłem z ulgą. Przekręciłem się na plecy i teraz wpatrywałem się w sufit. Nie wiem, ile to trwało, ale gdy usłyszałem otwieranie drzwi, zamknąłem oczy i udawałem, że śpię. Słyszałem ciche kroki i jakby ktoś coś postawił na szafce. Gdy kroki zaczęły się oddalać, spojrzałem na postać, wychodzącą z mojego pokoju. Mignęły mi tylko długie, czarne włosy związane w małego koka.
Spojrzałem na szafkę nocną, na której leżał jogurt pitny i tosty.
Poczułem delikatne ciepło w okolicach serca. To miłe, że tak się martwi.
Mimo wszystko i tak tego nie zjem, nie chcę przecież przytyć. Zjadłem wystarczająco dużo wczoraj.
Sięgnąłem po telefon i przejrzałem powiadomienia z grupy Bakusquadu. Oznaczyli mnie chyba z milion razy pod propozycją wyjścia dzisiaj na miasto. Nie miałem zamiaru ruszać się dzisiaj z łóżka, a już tym bardziej wychodzić z kimkolwiek. Nie chciało mi się nawet odpisywać im jakkolwiek, więc po prostu zignorowałem ich wiadomości i wyciszyłem powiadomienia.
Odłożyłem telefon i kontynuowałem wpatrywanie się w trochę zwęglony sufit. Naszły mnie cholerne wyrzuty sumienia za to, co zrobiłem wczoraj. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem, że część rzeczy jest już sprzątnięta. Wkurzyłem się na siebie jeszcze bardziej, że znowu robię tyle problemów i na dodatek nie potrafię po sobie posprzątać.
- Kurwa- syknąłem i walnąłem się otwartą dłonią w policzek.
- Oh, Kacchan, nie rób tego!- usłyszałem głos nerda.
- Co jest, kurwa?! Skąd ty tu się wziąłeś, Deku?!- szczerze mówiąc trochę mnie to przestraszyło, ale zamaskowałem to złością.
- N-no... wszedłem... przez drzwi. Jakieś 2 minuty temu, mówiłem ci „cześć", ale nie odpowiadałeś.
- CO, DO CHOLERY?!
Jakim cudem niby go nie zauważyłem? Ja pierdolę...
Podniosłem się do pozycji siedzącej i zacząłem się nieświadomie drapać po rękach.
CZYTASZ
MONSTER
Fanfiction⚠️TW⚠️samookaleczanie⚠️ataki paniki⚠️przemoc psychiczna & fizyczna⚠️ gwałt & molestowanie/SA⚠️depresja⚠️PTSD⚠️ED/zaburzenia odżywiania⚠️zachowania autodestrukcyjne ⚠️ Bakugo od zawsze przybierał na twarzy rozmaite maski. Najczęściej wybierał złość...