- Stella pewnie specjalnie wybrało ścięcie włosów. - zaśmiała się. - Chyba oboje wiemy o tobie więcej, niż ty...
Zrobiła krok w tył. Patrzyła jak Milena próbuje opanować swój umysł przed błyskawicznie działającym narkotykiem. To było jednak niemożliwe.
- Jak dobrze że ty nie widziałeś tych teczek... - znów się zbliżyła, jakby nagle poczuła gotowość. Kucnęła przy nim i złapała za jej brodę. Podniosła ją, kierując jej już naćpany wzrok prosto na siebie. - Wpadłbyś w furię...
Znów się zaśmiała.
Milena zmarszczyła brwi.
- Jakich kurwa teczek... - wycedziła przez zęby, co prawdopodobnie nie było nawet naumyślne.
Uśmiech z jej twarzy nie znikał.
- Oj już nie udawaj że ten narkotyk tak bardzo namieszał ci w głowę... - zaczęła jeździć palcami po jego żuchwie - mógłbyś spróbować pomyśleć...
- Nie nazywaj mnie tak! - tym razem wypowiedzenie słów przez zęby było bardzo naumyślne.
Otwarta ręka Andżeliki uderzyła policzek Mileny, sekundę po puszeniu jej brody.
Z jednym mrugnięciem wszystko się zmieniło. Mrugnięcie. Szybkie, krótkie mrugnięcie. Otwarcie oczu spowodowało niezliczone zmiany kolorów i kształtów, na które świadomość Mileny nie była gotowa.
Wszystko się ze sobą zlewało. Była północ. Kiedy była północ? Stella. Północ i Stella. Jak dawno stąd wyszła? Piętnaście minut? Godzina?
Ile czasu minęło od uderzenia? Pięć sekund? Kwadrans?
- Boisz się... - gdzieś koło nich rozległ się głos Andżeliki. - Boisz się, że nie wygrasz... i słusznie...
A może to nie mówiła Andżelika. Milena spojrzała w przód. Jakiś inny. Nie było tam Andżeliki. Stał tam ktoś inny.
Nie widziała kto.
Nie bał się. Wstał i podbiegł do zarysu człowieka. Jego serce ją rozpoznało. Alicja.
Skoczył na nią by ją przytulić. Nie ruszyła się.
- Ala...? - Milena się zaniepokoiła.
Alicja zniknęła. Rozpłynęła się w jej ramionach, zostawiając za sobą tylko kształt człowieka, niewypełniony niczym.
- Idź. Uciekaj. - na lewym ramieniu Mileny położyła się inna znajoma głowa. Stella. Nie mrugając wbiła wzrok w oczy Mileny, które pod wpływem słabości zamknęły się.
- Wracaj - człowiek którego tuliła milena znów napełnił się cechami ludzkimi, teraz zupełnie innymi. Głos Andżeliki przeraził Milenę na tyle, by ten otworzył oczy. Chciał jak najszybciej zdjąć ręce z ciała Andżeliki, ale te znów okazały się być związane i dodatkowo trzymane przez obydwu szefów obydwu mafii.
- Zostawcie! - zaczął się szarpać. Wszystko co widział stało się rozmazane, gdy pierwsza i jedyna łza zaczęła wypełniać obydwoje oczu. Zapewniła je całe, całkowicie ograniczając wizję. - Puśćcie mnie!
- Skoro tego chcesz... - głos nienależący do nikogo otworzył przepaść. Milena zaczęła spadać. Ile...?
Uderzyła o ziemię. Otaczała ją czarna przestrzeń, ciemność, w ktorej jedyne światło było skierowane z góry, niczym reflektor, prosto na Milenę.
![](https://img.wattpad.com/cover/336148828-288-k10380.jpg)
CZYTASZ
Przygody wielu idiotów
ParanormalKontynuacja powieści „Przygody wielu debili". Wszystko stało się coraz trudniejsze. Każda droga kierowała się w inną stronę, lecz niektórzy na siłę chcieli zmieniać ich bieg. Każdy miał pójść w innym kierunku, z pozostawioną na wspomnieniach ra...