ROZDZIAŁ 8 OSCAR

3 0 0
                                    


- Gdyby uszkodził linki od razu byś się zorientował stawiając skrzydło – powiedział rzeczowo Patrick.

Miał rację, skrzydło kontrolowałem jeszcze na startowisku, natomiast uszkodzenie taśmy nośnej było bardzo sprytnym posunięciem, bo mogłaby całkowicie puścić dopiero w trakcie lotu i wtedy straciłbym panowanie nad paralotnią i mógł wbić się w ziemię, nie                                                  wiadomo z jak dużej wysokości.

- Tylko jak w ogóle dostał się do twojego sprzętu? – zapytał.

- Sam się nad tym zastanawiam. Wysłałem ci sprzęt jeszcze przed wyjazdem do Maroka, więc musiał się do niego dostać w trakcie transportu. Może zatrudnił się w firmie kurierskiej? – zastanawiałem się na głos.

Patrick popatrzył na mnie sceptycznie.

- No nie wiem – powiedział. – To trochę za dużo zachodu. Zresztą łatwo byś mógł to zweryfikować sprawdzając pracowników. Cholera, coś mi nagle przyszło no głowy – wykrzyknął Patrick.

Popatrzyłem na niego pytająco.

- A co jeśli ten świr dostał się jakimś cudem do garażu na terenie mojej posesji, gdzie trzymałem twój sprzęt zanim wyjechałem do Rzymu?

Zastanowiłem się chwilę nad jego hipotezą. Po pierwsze sabotażysta musiałby obejść zabezpieczenia domu, który był naszpikowany wszelkimi technologicznymi nowościami, po drugie musiałby znać się na paralotniarstwie, a po trzecie to by znaczyło że był właśnie we Włoszech. Podsumowując – to był profesjonalista, który miał plan.

- Teoretycznie jest to możliwe- powiedziałem ostrożnie. – Słuchaj, jeśli wolisz wracać do domu to zrozumiem, ten wyjazd to już nie urlop – dodałem, nie chciałem mieszać w to przyjaciela.

- Daj spokój – odpowiedział szybko. – Nie zostawię cię teraz samego, poza tym chcę zobaczyć jak masakrujesz tego skurwiela – dodał z uśmiechem.

- Normalnie doceniam twoje osobliwe poczucie humoru w każdej sytuacji i wiarę w moje możliwości, ale zaznaczam że póki co to on wie gdzie jestem i co robię, a ja nawet nie wiem jak wygląda – chciałem dać do zrozumienia Patrickowi, że sprawa była poważna.

- Przecież wiem, niepotrzebnie się teraz wygłupiam, widzę ile kosztuje cię zachowanie spokoju – powiedział.

- Dobra, daj mi chwilę, bo muszę zamówić nową uprząż – powiedziałem krótko tym samym dając Patrickowi znak, że chciałem zostać przez chwilę sam.

Zazwyczaj to ja byłem tropicielem, a teraz to mnie tropiono. O ironio, role się odwróciły. Sabotaż sprzętu potwierdził, że ten człowiek prawdopodobnie chciał mnie zabić. Ale jeśli faktycznie mnie obserwował to wiedział, że dokładnie sprawdzałem cały sprzęt przed lotem: zapięcie taśm udowych i piersiowej, poprawność wpięcia taśm nośnych i speeda, kontrola elektroniki (wario, telefon z GPS), właściwe rozłożenie skrzydła - brak splątania linek i ,,krawata", obserwacja przedpola i rękawa - wskaźnika wiatru. To standardowa procedura przedstartowa, którą każdy paralotniarz powinien wykonać zanim „postawi" skrzydło do lotu.

A jeśli zniszczenie sprzętu było tylko ostrzeżeniem? Tylko w jakim celu? Jak chciałeś kogoś wyeliminować to nie bawiłeś się w podchody tylko po prostu to robiłeś. A może miałem do czynienia z typem zaburzonym, chcącym zagrać ze mną w grę, której zasady sam stworzył? Jeśli zrobił dobre rozpoznanie terenu to wiedział, że trafił na godnego przeciwnika. Byłem niemal pewien, że w tym scenariuszu musiał być moment, gdy sukinsyn straci cierpliwość i wykona niezaplanowany ruch. Musiałem pozostać czujny, by tę chwilę wykorzystać. Miałem niewiele danych, ale byłem cierpliwy i umiejętnie odsuwałem emocje na bok. Jeszcze nigdy nie spieprzyłem żadnego zlecenia, a właśnie tę sprawę zaczynałem traktować jako kolejne zadanie w pracy. Tylko z większą ilością niewiadomych.

Zabójcza przeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz