ROZDZIAŁ 20 JULIA

2 0 0
                                    

Po kilku godzinach nieprzerwanego snu obudziłam się wypoczęta na tyle na ile było to możliwe. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w pierwsze lepsze rzeczy wyciągnięte z walizki. Chciałam porozmawiać z Olivią, moją jedyną nitką łączącą mnie z normalnym światem, ale było to niemożliwe. Nie mogłam wyjawić jej prawdy o Maxie. Bardzo tego żałowałam, bo obawiałam się, że okoliczności, w których się znajdowałam, utrudniały mi realny osąd sytuacji. Kiedy pierwsze emocje już opadły, zastanawiałam się jak to możliwe, że na świecie prężnie działała tajna agencja zrzeszająca zabójców na zlecenie. Z trudem mieściło się to w mojej głowie. Jednak w jakimś stopniu rozumiałam motywy kierujące Maxem. A przynajmniej w ten sposób starałam się o tym myśleć. Przecież musiałam brać pod uwagę wszystkie czynniki. Jeśli skupiłabym się tylko na tym jednym aspekcie jego życia to by oznaczało, że nie mogłam kontynuować tej znajomości. Nie chciałam tego. Był mi potrzebny, ale też stawał się... niezbędny. Max naprawdę wierzył w to, że pomagał ludziom. Jednak nie chciałam znać szczegółów. Ile osób zabił? Jak to zrobił? To były niebezpieczne pytania i nie zniosłabym odpowiedzi. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Ale ostatnio wokół mnie działo się tyle dziwnych rzeczy, że nie mogłam sobie pozwolić na luksus ,,bycia pewną". Może z jednym małym wyjątkiem. Przy Maxie czułam się bezpiecznie. To było irracjonalne wewnętrznie przekonanie, że nie zrobi mi krzywdy. Poza tym, bez niego najpewniej nie przeżyłabym nawet tygodnia.

Otrząsnęłam się z rozmyślań i wyruszyłam na poszukiwanie obu mężczyzn. Już na schodach usłyszałam spokojny głos Maxa dobiegający z przestronnego salonu połączonego z kuchnią. Przyspieszyłam kroku i kiedy stanęłam na dole ze zdziwieniem zauważyłam, że Max gotował. Wszędzie unosiły się wspaniałe zapachy świeżych ziół, czosnku i oliwy.

- Pomyślałem, że będziesz głodna, gdy się obudzisz – postawił na blacie kieliszek wina. – To dla ciebie, a deser jest w lodówce – uśmiechnął się.

Z niemałym zaskoczeniem zorientowałam się, że odkąd moje życie stało się nieustanną ucieczką przed mordercą, słodycze przestały być kojącym remedium w stresujących sytuacjach. Nie żeby mi to przeszkadzało. Od lat nie potrafiłam się wyzbyć cukrowego nałogu, ale wołałabym, żeby powody uwolnienia z jego szponów były inne.

- Dziękuję – powiedziałam niepewnie.

Gotowanie i proponowanie drinków wydało mi się nieco zbyt trywialnym zajęciem w zaistniałych okolicznościach. Patrick chyba zauważył, że czułam się nieswojo, bo podszedł do mnie i pokrzepiająco ścisnął ramię. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. Do tej pory nie pouchwalał się ze mną w ten sposób.

- Co powiesz na pyszny makaron w wykonaniu Maxa? – zapytał jak gdyby nigdy nic.

O co tu chodziło? Dlaczego miałam wrażenie, że ta swoboda z ich strony była wymuszona?

- Dobra panowie, co jest grane? – odsunęłam się od Patricka.

Zrobili niewinne miny co jeszcze bardziej mnie zaalarmowało.

- Po prostu uznaliśmy, że powinniśmy spędzić trochę czasu tak po prostu, bez trudnych rozmów, na luzie– powiedział szczerze Max.

Byłam w stanie się z tym zgodzić. Odpowiadało mi takie podejście, chciałam choć przez chwilę odpocząć od gróźb, ostrzeżeń i pouczeń. Uśmiechnęłam się do nich, a widok ulgi na ich twarzach autentycznie mnie rozbawił. Zapewne spodziewali się innej reakcji. Usiadłam przy wyspie na jednym z wolnych stołków i upiłam łyk wina. Było dobrze schłodzone i smakowało znakomicie. Po chwili Max postawił przede mną sporą porcję makaronu aglio e olio obficie posypanego startym parmezanem.

Zabójcza przeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz