ROZDZIAŁ 11 JULIA

3 0 0
                                    


Opowiedzenie o liście, o przyznaniu się do morderstwa i moich poszukiwaniach zajęło mi kilkanaście minut. W tym czasie siedzieliśmy na kanapie, a Max ani razu mi nie przerwał. Miał nieprzeniknioną twarz. Tylko w niektórych fragmentach marszczył brwi jak na przykład wtedy, gdy przyznałam, że znalazłam go dzięki detektywowi o nazwisku Bodes. Poczułam ogromną ulgę, gdy to wszystko z siebie wyrzuciłam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w głębi duszy marzyłam o tym by okazał się niewinny.

Uwierzenie Maxowi wcale nie było trudne. Jego zdziwienie było autentyczne, tyle potrafiłam rozpoznać w tych nieprzeniknionych oczach. Tylko skąd on...

- A właściwie jak się zorientowałeś? - zapytałam ciekawie.

- Wcale tak bardzo się nie zmieniłaś - odparł. - Ale jeśli chcesz wiedzieć to lepiej ci było w czarnych włosach no i musisz zdjąć te kontakty.

- Cholera, myślałam że dobrze się przygotowałam do swojego zadania - mruknęłam.

- A właściwie to co zamierzałaś ze mną zrobić? - uniósł brew.

- Nie chcesz wiedzieć!

- Uwierz mi, że chcę. Dopiero co oskarżyłaś mnie o śmierć brata... - urwał. - I chyba jeszcze ci nie powiedziałem, że naprawdę mi przykro, że Matt nie żyje - dotknął kosmyka moich włosów.

- Dziękuję, minęło tyle czasu, ale myślałam że jeśli znajdę ciebie....Znaczy jego mordercę - poprawiłam się. - To w jakiś sposób pomszczę tę okrutną śmierć.

- Powtórzę pytanie, co chciałaś zrobić?

- Przez chwilę rozważałam wynajęcie płatnego zabójcy - odparłam szeptem i spuściłam wzrok.

- Słucham? - wyprostował się gwałtownie. - Jak to sobie wyobrażałaś?

- To była tylko krótka chwila, przysięgam! Nie mogłabym tego zrobić! Naprawdę! przecież mnie znasz! Znaczy.... Znałeś! - zakończyłam nieskładnie swoje zapewnienia.

- Spokojnie, wierzę ci - uśmiechnął się po swojemu jednym kącikiem.

- Nie wiem co robić dalej i do tego jeszcze te przesyłki.... - przyznałam.

- Chwila! Jakie przesyłki?

- Te, które dostałam myśląc, że są od ciebie - opowiedziałam mu o zdjęciu i wiadomości.

- Pomogę ci - zaskoczyła mnie jego nagła deklaracja.

- Nie! To może być niebezpieczne!

- Uwierz, nic mi nie grozi - powiedział lekceważąco.

- Skąd możesz wiedzieć? Nie, nie mogę się na to zgodzić! Po prostu zadzwonię do Bodesa i zacznę od nowa poszukiwania - położyłam dłoń na jego udzie i lekko je ścisnęłam.

Nie zdawałam sobie sprawy z tego gestu dopóki nie nakrył ręką mojej.

- Nie dzwoń do nikogo Julio - poprosił cicho. - Naprawdę się tym zajmę.

- Ale jak... - pokręciłam głową bezradnie.

- Mam swoje sposoby.

Zabrałam rękę, zawstydzona swoją śmiałością. Byłam chwilowo w rozsypce i zamierzałam zrzucić winę za moją labilność emocjonalną na te wszystkie rewelacje, które dosłownie zwaliły się na mnie.

Miałam tyle pytań... A jednocześnie kompletną pustkę w głowie. Czy naprawdę mogłam to zrobić? Zaufać mu jak gdyby nigdy nic?

Przyjrzałam mu się ukradkiem. Na jego twarzy nie dostrzegłam żadnego strachu, ani zdziwienia, ani nawet zainteresowania. A przecież to o czym mu powiedziałam każdego normalnego człowiek wytrąciłoby z równowagi. A on... On był cholernie spokojny. Za spokojny jak na mój gust.

- Dlaczego chcesz mi pomóc? – zapytałam podejrzliwie.

- Bo... – odchrząknął. – Bo po pierwsze mogę i potrafię, a po drugie – zrobił dłuższą pauzę przed następnym zdaniem – Myślę, że prawdopodobnie Matta i Mię zabiła ta sama osoba i jesteś w niebezpieczeństwie i może...Ten ktoś, już tu jest. Chcę cię mieć cały czas na oku. Pozwól mi na to.

- Co? – zerwałam się gwałtownie z kanapy. – Czemu tak uważasz?

Ewidentnie coś wiedział, ale nie chciał zdradzić swoich tajemnic. Troska o moje bezpieczeństwo pochlebiała mi, ale sekrety wzbudzały niechęć. Dużą niechęć.

- Julio – westchnął, zaczynał tracić to swoje opanowanie.

- Nie – uniosłam dłoń w geście zatrzymania. – Powiedz mi co wiesz.

- Nie mogę, proszę cię o to byś mi zaufała.

Zaśmiałam się gorzko. On chyba nie zdawał sobie sprawy z tego w jakim mentalnym bagnie obecnie się znajdowałam.

- Wiem, że kierowała tobą chęć odnalezienia mordercy brata, a ja jestem w stanie ci z tym pomóc. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że aktualnie jestem jedyną osobą, która może to zrobić.

Wiedział jak trafić w czuły punkt, bym się poddała.

- Jeszcze jedno - powiedział zanim wyszedł. - To bardzo ważne, musisz zachowywać się jakbyś była na wakacjach, możliwe że jesteś pod obserwacją. Rano zabiorę cię na startowisko, znam paralotniarza który lata w tandemach.

- Mam latać na paralotni jak gdyby nigdy nic? - zapytałam z niedowierzaniem.

- W tych rejonach to bardzo popularny sposób spędzania urlopu.

Z rezygnacją kiwnęłam głową. Nie pozostało mi nic innego. Potrzebowałam czasu, żeby choć minimalnie poukładać sobie w głowie ten cały chaos.

Po jego wyjściu poczułam się dziwnie samotna w pustym, ciemnym pokoju. Opróżniłam mini barek ze wszystkich słodkich przekąsek. Byłam na cukrowym haju, a moje myśli zdecydowały się wziąć udział w dziwacznym wyścigu – która najszybciej zostanie poddana analizie. Wszystko się zmieniło. Wystarczyła ledwie doba pobytu na włoskiej ziemi, aby przekonania z ostatnich lat roznieść w drobny pył.   

Zabójcza przeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz