Rozdział 14

1.6K 128 21
                                    

To był najgorszy dzień w jej życiu, ale na szczęście się skończył. Już nawet te komentarze, które słyszała na korytarzu jej nie obchodziły. Chyba za dużo przeszła, aby coś ją ruszało.
Trzy dni minęły nawet szybko. Skupiała się na tym co zawsze, na nauce. Nie, żeby coś to dawało. Dalej była najsłabsza w klasie. Przynajmniej z teorii łyżwiarstwa i matematyki, mimo, że uczyła się najwięcej ze wszystkich.
Ledwo nadążała z nauką i stosem prac domowych z tych dwóch przedmiotów. Kiedy kończyła jeden zaczynała drugi i tak non stop. Ledwo oddała jedne zadania dostawała nowe i miała wrażenie, że to nigdy się nie skończy.
Przynajmniej w końcu nastał ten dzień, w którym jej kara się skończyła. Po raz pierwszy od dwóch miesięcy nie poszła na dyżur do kuchni. Mimo to, jakoś nie miała siły pójść do stołówki. Nie była tam od dwóch miesięcy i jakoś nie miała nastroju pójść. Kaja zwykle przynosiła jej jedzenie, oczywiście niezbyt legalnie i to jej wystarczało.
Liczyła na to, że będzie normalnie. Jednak się pomyliła. Znowu stanęła przy tablicy w sali matematycznej. Spędziła pół lekcji próbując rozwiązać zadanie, którego nijak nie potrafiła pokonać. Aż w końcu dyrektorka pozwoliła jej usiąść.
I tak była milsza niż na pierwszym zajęciach po zawodach. Powiedziała komentarz o niskich wynikach i o tym, że tacy uczniowie nie powinni mieć możliwości uczestnictwa w tej szkole.
To i tak miało nastąpić już niedługo. Chciała wytrzymać do wakacji. Tylko tyle, później i tak zabiorą jej stypendium i będzie musiała odejść.
Korent jak zwykle wyciągnął kartkówki, ledwo wyszedł do klasy. Robił to na każdych zajęciach, więc to nie było nic wyjątkowego. To, że dostawała inna wersję niż wszyscy też nie było niczym nowym.
Liczyła na to, że odpuszczą. Przecież jej kara  oficjalnie się skończyła. Więc czemu znowu dostała stos pracy domowej?
Na dodatek w porze obiadowej, kiedy jak zwykle siedziała znowu w sypialni, nie mając zamiaru pojawić się w stołówce Brauch i Kornet przyszli na kolejne przeszukanie jej pokoju. Już nawet nie liczyła ile ich było przez te dwa miesiące. Nie znaleźli przez ten czas nic nielegalnego, ale i tak uparcie to kontynuowali.
Jak zwykle praktycznie wszystkie jej rzeczy wylądowały na podłodze. Tym razem nie miała ochoty sprzątać. Zawsze to robiła, ale to było zupełnie bez sensu, kilka dni później znowu musiała to robić.
Więc jedynie przekopała rzeczy, które spadły za daleko na swoją połowę pokoju,  aby część Kai dalej była idealnie czysta.
Po raz pierwszy od dwóch miesięcy miała dobry humor, nawet pomimo przeszukania, bo mogła jeździć. Pierwszy raz od dwóch
miesięcy.
Założyła łyżwy i w końcu mogła stanąć wraz z innymi przy wejściu do bandy.
Jednak kiedy Brauch w końcu przyszedł spojrzał na nią i uniósł do góry brwi.
  - Nie jeździsz. Reszta na lód.
  - Przecież...
  Jej kara się skończyła, nawet nie zawaliła żadnej kartkówki u Korneta. Dostawała same niskie noty, ale pozwalające jej jeździć. Mogła wrócić do treningów.
  - Nie będę powtarzał.
  Przecież czekała na to dwa miesiące. Nie zrobiła nic, aby zasłużyć na karę. Nawet nie wyszła z pokoju po ciszy nocnej, uczyła się całymi dniami, aby zdać testy u Korneta. A i tak nie mogła jeździć.
Nie miała większego wyjścia. Musiała wrócić do szatni. Podciągnęła rękawy bluzy i rozwiązała bandaż na jednej z rąk. Na szczęście ciągle było zimno, więc nikt nie widział, że ciągle je nosi.
Ból pomagał.

Musiała przyznać, że ją zaskoczyli. Przeszukania zawsze odbywały się mniej więcej co tydzień. Zawsze nieregularne, aby się ich nie spodziewała.
Ale kolejne nastąpiło już następnego dnia. Nawet nie wstała z łóżka, od kiedy wróciła z treningu. Była sobota, prawie wszyscy opuścili szkołę, ale ona bała się próbować. Mogli ją odesłać przy drzwiach, a nie chciała by ktoś był tego świadkiem. Nie miała ochoty zupełnie na nic.
Więc kiedy usłyszała pukanie do drzwi nawet nie podniosła głowy. Zignorowała je zupełnie, nawet gdy rozbrzmiało ponownie.
Niestety nie mogli odpuścić. Jak zawsze. Kilka sekund później klamka się poruszyła, a że drzwi nie były zakluczone łatwo ustąpiły.
Była pewna kto przyszedł. Nawet nie musiała się odwracać. Dalej leżała na brzuchu, z głową wtuloną w poduszkę.
  - Lila?
  Może nawet by ją zaskoczył. Kornet nie nazwał ją Panną Leman, ale jakoś to jej nie obchodziło. Wogóle wszystko przestało mnie znacznie.
Usłyszała kroki w głąb pokoju i Kornet powtórzył:
  - Lila?
  Dopiero wtedy zrozumiała. Przeszukanie. Musiała wstać, aby mogli to zrobić. Przecież Kornet inaczej się do niej nie odzywał, jeśli nie musiał.
Zmusiła się, aby wstać z łóżka. Nie patrzyła na nauczycieli, bo niby po co. Oni też nie zaszczycili jej nigdzie spojrzeniem. Jakby była niewidzialna.
Zrobiła dokładnie trzy kroki, zanim rzuciła się na łóżko Kai. Miała nadzieję, że koleżanka nie będzie zła. Ta część pokoju była idealnie posprzątana, w przeciwieństwie do jej strony.
Nigdy nauczycieli nie obchodziło nic, oprócz przeszukania jej pokoju. Nawet się wtedy nie odzywali. Więc kiedy zapadła cisza wiedziała, że coś im nie pasuje.
Dopiero po chwili to do niej dotarło. Przecież nie posprzątała po ich ostatniej wizycie. Czuła się zbyt źle, żeby to zrobić.
  - Możecie zaczynać- podpowiedziała im cicho.- Wszystko już leży na podłodze, więc powinno pójść szybciej.
Wystarczyło przesunąć ubrania nogą, by zobaczyć czy nie ukryła nic pod nimi i przeszukać łóżko, które jako jedyne stało w całości.
W końcu się ruszyli. Tylko nie tak, jak się tego spodziewała.
Kroki rozbrzmiały tuż przy niej i była niemal pewna, że Kornet kucnął tuż obok łóżka na którym leżała.
  - Lila, jak się czujesz?
  Więc o to chodziło. Myślał, że jest chora. A przecież był pielęgniarzem, stąd to nagle zainteresowanie jej osobą.
Nie odpowiedziała, więc poczuła na sobie jego ręce chwycił ją w talii i siłą posadził na łóżku. Znajdowała się teraz tuż przed nim, ale za wszelką cenę nie chciała na niego spojrzeć. Wpatrywał się w ścianę, nad jego ramieniem.
  - Lila?
  Mógłby wreszcie przestać używać tego imienia. Przecież już nią nie była.
  - Nie jestem chora.
  Nawet nie skłamała. Nie była chora w sensie fizycznym, jedynie miała psychicznego doła.
Oczywiście jej nie uwierzył, bo czemu by miał to zrobić. Położył dłoń na jej czole, badając temperaturę.
  - Nie masz temperatury- stwierdził po chwili.
  Przecież sama mu to powiedziała.
Jego ręce owineły się wokoło jej talii i podniósł ją bez wysiłku.
  - Idziemy do medycznego- zakomunikował.
  Od razu chciała się wyrwać. Na pewno nie mogła pozwolić na to, by ją niósł.
  - Pójdę sama- zaprotestowała.
  - Na pewno.
  Nawet w to nie wierzył, że dojdzie sama do miejsca, które wskazał.
Nie zrobiła nic, aby mu pomóc. Kornet sam musiał zarzucić nogi dziewczyny na swoje biodra i objąć ją mocniej, bo nie chciała się do niego przytulić.
Zamknęła oczy, kiedy otworzył drzwi od jej sypialni. Słyszała kroki na korytarzu, kiedy ją niósł. Znowu będą o niej gadać. Jeden nauczyciel ją niósł, a drugi szedł z tyłu. To nie wróżyło nic dobrego, nawet dla postronnego obserwatora.
Kiedy wreszcie nauczyciel posadził ją na kozetce nie otworzyła oczu. Jeszcze by uznał, że się na niego gapi. To było zbyt niebezpieczne.
Poczuła jak Brauch siada obok niej. Przywołało to złe wspomnienia. Tego jak siedziała w tym miejscu ostatnio. Tylko, że wtedy jej wierzyli, a teraz byli przekonani, że kłamie.
Odsunęła się w bok, tak, aby zachować dużo odstęp. Dopiero kiedy znalazła się na krawędzi kozetki mogła spokojnie odetchnąć. Przecież nie chciał, aby siedziała obok niego na ławce na lodowisku, a to miejsce niczym się przecież nie różniło.
  - Lila, powiedz co się stało.
Przecież obaj dobrze wiedzieli co się działo przez te dwa miesiące. Nie rozumiała po coś w ogóle pytają.
  - Nie miałam ochoty wstawać.
  - Jest piętnasta- Kornet stwierdził to takim tonem, jakby to była najgorsza rzecz na świecie.
  - Późno poszłam spać- skłamała.
  - Co robiłaś?
  Niemal prychneła na pytanie Braucha.
  - Może być pan spokojny, byłam w swoim pokoju.
  Poczuła rękę Korneta na kolanie i zmusiła się, aby nie reagować.
Kiedy drugą sięgnął jej dłoni chciała wyrwać mu się z uścisku. Musiała go zaskoczyć, bo ledwo zdążył ją złapać, zanim prawie spadła z kozetki.
  Przytrzymał ją jedną ręką, podczas gdy drugą zaczął podciągać jej rękaw do góry.
  - Przecież nic nie robię, zmierzę ci ciśnienie.
  I tak ją trzymał. Nie miała jak się wyrwać, więc jedynie mocniej zacisnęła wargi.
Po prostu czekała.
  Znieruchomiał, kiedy zobaczył bandaż.
  - Skaleczyłam się.
  Mrukneła to szybko, licząc na to, że zrezygnuje. Przecież nie musiał jej opatrywać.
Pierwszy raz od dawna spojrzała mu prosto w twarz. Miał zacisnięte usta, a jego spojrzenie było zdecywanie zbyt ciemne. Był zdenerwowany i już wiedziała, że nie wygra.
Zamknęła oczy, aby się od tego odciąć. Wiedziała, że będzie zły, na nią. Już i tak był, ale teraz pewnie kilka razy mocniej.
Przygotowała się na to, więc kiedy wrzasnął nie było, aż tak źle.
Wypowiedział takie przekleństwo, że aż się wzdrygneła. A komentarz Braucha, który padł sekundę później też nie napawał jej optymizmem.
Miała przerąbane.

Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz