Rozdział 12

1.5K 111 11
                                    

Na szczęście dni mijały tak szybko, jak zawsze. Leciały jeden za drugim, zbliżając Lilę do końca jej kary.
Miała wrażenie, że uczniowie zapomnieli. Już nie słyszała komentarzy za plecami, ilekroć przechodziła korytarzem. Może nie taktowali jej nazbyt towarzysko, rzadko kto wogóle z nią rozmawiał, ale przynajmniej byli mili.
Część nauczycieli też odpuściła. Była traktowana normalnie jak każdy uczeń. Tylko Kornet, Brauch i dyrektorka traktowali ją jak wroga numer jeden. Na matematyce ciągle lądowała pod tablicą, zazwyczaj spędzała tam większość lekcji, dopóki nie zrobiła zadania, które było zdecywanie na zbyt wysokim poziomie. Jej średnia ocen z tego przedmiotu była tak niska, że widziała iż to jej ostatni semestr w tej szkole. Nie było najmniejszej szansy, że uda jej się osiągnąć wymaganą ocenę, więc już teraz mogła pożegnać się ze stypendium, a więc także ze szkołą.
Tylko nie wiedziała, czy ma się martwić z tego powodu. Było źle. Próbowała udawać, że czuje się dobrze, ale wcale tak nie było.
Miała po prostu dość. Codziennie rano zastanawiała się, czy warto wstawać z łóżka. Przecież znowu czekało ją to samo.
Przestała chodzić do stołówki. Nie była tam ani razu od kiedy dostała karę. Siedzenie z innymi ludźmi było ponad jej siły. Już ledwo wytrzymywała lekcje.
Resztę czasu spędzała w swoim pokoju. Głównie się uczyła. To i tak niewiele dawało.  Ile by nie poświęciła na to czasu jej oceny i tak były takie same.
Nawet poświęciła cały tydzień na naukę łaciny na zajęcia z Kornetem. Jednak nauczyciel w jej odpowiedzi znalazł literówkę, którą niezbyt uprzejmie jej wytknąć, stawiając najniższą notę.
Mimo to nie przestawała próbować.
Jednak nawet w swojej sypialni nie mogła czuć się bezpiecznie. Przynajmniej dwa razy po ogłoszeniu ciszy nocnej ktoś sprawdzał, czy jest w pokoju. Jeśli coś się stało, to nauczyciele najpierw upewniali się, gdzie jest ona, a dopiero wtedy szukali winnych. Jakby to, że raz była w złym miejscu świadczyła o tym, że jest najgorszym uczniem w szkole.
Przynajmniej raz w tygodniu przeszukiwali jej pokój. Zawsze w ten sam sposób. Większość jej rzeczy lądowała na podłodze i za którymś razem przestała je na nowo układać. Po prostu wrzucała je do szafki, aby czekały na kolejne przeszukanie.
Bliźniacy oczywiście na tym korzystali. Po raz pierwszy, od kiedy rozpoczęli naukę w tej szkole nikt nie zwracał na nich uwagi. To ona była tą złą.
Więc robili wszystko to co zawsze, tylko dwa razy mocniej. Przynajmniej zawsze robiła to w taki sposób, aby Lila pozostała bezpieczna. Z dala od niej, by nikt nawet jej nie podejrzewał.
Trzymała się z dala od ich zajęć, alkoholu, imprez i wszelkich nielegalnych rzeczy, które przemycali. Była pewna, że nawet gdyby stała obok, nic nie robią to ona by za to oberwała.
Uparła się, aby skończyć rok w tej szkole. Mogła odejść, ale nie chciała pokazać, że jest winna. A ucieczka właśnie by to zrobiła. Więc zacisneła zęby, próbując wytrzymać.
Kiedy musiała opuścić swoją kryjówkę starała się unikać wszystkich jak tylko dała radę. Nie wychodziło, bo przecież musiała chodzić na lekcje, ale kiedy widziała kogoś na końcu korytarza uciekała mu z drogi.
Wytrzymała jakiś miesiąc i  chociaż każdy dzień był trudny, to dawała radę. Pocieszała się tym, że została już tylko połowa, później wszystko miało wrócić do normy.
Tylko nie przewidziała jednego. Może powinna, ale wyrzuciła to ze swoich myśli, bo było wręcz absurdalne. Przecież nie mogła.
Na treningach jedynie pokazywała się Brauchowi na początku i końcu zajęć. Resztę spędzała sama w szatni, ucząc się. O wiele bardziej wolałby patrzeć jak inni jeżdżą. Przynajmniej miała wrażenie, że dalej jest uczniem tej szkoły, a siedząc w szatni niekoniecznie.
Brauch nawet się do niej nie odzywał. Rzadko skupiał na niej spojrzenie. Ignorował ją, więc kiedy na początku zajęć podszedł prosto do niej uniosła brew do góry.
Podał jej kartkę, którą chwyciła i dopiero wtedy się odezwał:
  - Wymagania na zawody.
  Zdążył się odwrócić i przejść dwa kroki, zanim pozbierała szczękę z podłogi.
  - Przecież...
  - Mówiłem ci, że startujesz. Ostrzegałem też, za zdania nie zmienię.
  Przypomniała sobie jego słowa. Mówił o ośmieszaniu, jeśli nie będzie ćwiczyć.
Odszedł, a ona musiała się ewakuować do szatni.
Tym razem nie potrafiła usiąść. Krążyła od ściany do ściany, ściskając kartkę, która trzymała w dłoni.
Przecież nie mogła wziąć udział w zawodach.
Dostała się poziom wyżej, po swoim ostatnim występie, chociaż ciągle nie była pewna jakim cudem.
Nie jeździła na łyżwach od miesiąca. A treningu z jakimikolwiek nauczycielem nie miała od ponad dwóch. Jakim cudem miała pojechać na zawodach?
Przecież nie miała szansy poćwiczyć w nocy na lodowisku, a była pewna, że na trening z nauczycielem nie ma co liczyć. Kara to kara.
Ale mogli chociaż odrobinę się zlitować i wypisać ją z zawodów. Przecież każdy wiedział, że bez treningu nawali i tylko się ośmieszy. Na dodatek nie tylko siebie, bo przecież występowała jako zawodnik szkoły. Więc w interesie nauczycieli też powinno leżeć to, aby wystąpiła jak najlepiej, albo wcale.
Przynajmniej tak myślała, bo rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Nie mogłam tego zrobić. Za bardzo pamiętała jak czuła się na ostatnim występie, a tam przynajmniej miała za sobą jakieś treningi.
Nawet nie zauważyła kiedy trening się skończył i w końcu mogła schować się w swojej sypialni.
Tylko wychodząc z szatni nie zauważyła łyżw wiszących na haczyku przy drzwiach. Dziwne, bo zawsze tam wisiały.
Zaczepiła przedramieniem o płozę, rozcinając rękę. Krew zaczęła płynąć, więc obciągneła rękaw niżej, aby nic nie było widać.
Za nic nie chciała, aby Brauch to zauważył. Bo wylądowałaby u Korneta, a tego nie była w stanie znieść.
Więc dotarła do pokoju z rozpoczęta ręką. Nie krwawiła jakoś mocno, ale potrzebował plastra, albo bandaża, żeby to opatrzeć.
Na szczęście miała przyjaciół, więc wystarczyło zapukać do pokoju obok i powiedzieć co się stało.
Sama nie mogła tego zrobić. Włamanie się do gabinetu pielęgniarskiego na pewno nie było legalne. A kradzież bandaży i wody utlenionej już na pewno nie. Jednak Ben zrobił to za nią i zajęło mu to zaskakująco mało czasu, bo dwie minuty później był już z powrotem.
Przeszła do swojej łazienki, z ulgą zauważając, że Kai nie było w pokoju.
Pociągnęła rękaw, i oblała ranę hojnie wodą utlenioną. Zapiekło o odetchnęła z ulgą. Bo czując pieczenie przestała skupiać się na tym, co się stało. Fizyczny ból sprawił, że przestała myśleć o swoich kłopotach.
Rozerwała opakowanie bandaża, ale jakoś zwlekała z opatrzeniem rany. Jednego była pewna, jeśli to zrobi wszystko wróci do tego samego trybu.
Wiedziała, że to było złe. A ciągnęło ją do siebie. I nie mając obok nikogo, o kogo mogła się oprzeć nie potrafiła odmówić.
Wyciągnęła ze swoich rzeczy mały nożyk do rozcinania listów. Nie był długi, ale był wystarcząco ostry.
Na wszelki wypadek zamknęła się na powrót w łazience. Nie chciała, aby ktokolwiek był tego świadkiem.
Bo była pewna, że by jej przeszkodzili, a naprawdę chciała to zrobić.
To nawet nie było trudne. Zrobiła to bez zawachania, a kiedy zobaczyła pierwszą kroplę krwi cieknącą po ręce poczuła się jakoś lepiej.
Tak, jakby naprawdę była w stanie wytrzymać jeszcze ten pozostały jej miesiąc. Jakby nabrała odwagi, by móc wystąpić na zawodach.
Zupełnie jak dawniej, jakby żadne kłopoty nie istniały.

Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz