- Lila, jesteś proszona do gabinetu dyrektorskiego.
Zatrzymała się gwałtownie, wpatrując się w Braucha. Odezwał się do niej pierwszy raz od dawna, na dodatek utrzymał kontakt wzrokowy. Miała jakieś źle przeczucia.
Skoro Brauch wrócił, to Kornet też musiał. Tylko, że go nie widziała. A przecież obiecał, że to z nią porozmawia jako pierwszą.
- Dzisiaj, Lila.
Czy on się uśmiechnął? Przecież Brauch był na nią zły, od wybuchu w sali chemicznej. Więc czemu teraz?
Zmusiła się, aby wykonać powolne kroki w kierunku gabinetu. Chyba wolała mieć to już za sobą.
Rozmowy z dyrektorką nigdy nie były miłe, za każdym razem miała ochotę płakać, gdy opuściła jej gabinet. Więc im szybciej, tym lepiej. Miała tylko nadzieję, że Kornet później ją przytuli i pocieszy. Gdziekolwiek był.
Z wachaniem zapukała do drzwi sekretariatu i kobieta siedząca za biurkiem ledwo na nią spojrzała, kiwając głową w kierunku uchylonych drzwi, prowadzących dalej.
Wejście tam wymagało odwagi. Zdążyła zrobić jeden krok, w głąb pokoju, gdy drzwi za nią zostały zamknięte.
Odwróciła się i nawet nie zdążyła zarejestrować kiedy Kornet był obok. Pocałował ją z taką mocą, że sapneła, ledwo to zrobił. Wykorzystał to i jego język wsunął się w jego usta.
Jego dłonie po sekundzie były na jej talii, podniósł ją, więc owinęła nogi wokoło jego talii i zacisnęła dłonie w jego włosach.
Kiedy w końcu podniósł głowę dyszla ciężko.
- Tęskniłem- oświadczył z rozbrajającym uśmiechem, kiedy ona próbowała nabrać powietrza do ust.
Dopiero po chwili dotarło do niej, gdzie byli. Zerknąła za biurko, gdzie powinna siedzieć dyrektorka, ale na szczęście to miejsce było puste.
- Wywalili ją.
- Co?
Kornet westchnął i objął ją mocniej.
- Musimy porozmawiać.
Nie puścił jej, pokonał kilka kroków i usiadł na fotelu. Tylko nie na tym, co powinien. Znalazła się na jego kolanach, ale nie po tej stronie biurka, co powinna.
- Co?
- Skarbie, mnie też wywalili.
- Co?
Odchyliła się, by patrzeć mu prosto w twarz. Dostała tyle niespodziewanych informacji na raz, że huczało jej w głowie.
Kornet przesunął rękę i zabrał kosmyk jej włosów z twarzy, zakładając go jej za ucho.
- Powoli. Więc tak. Postarałem się, aby dyrektorka stanęła przed radą nadzorczą. Nie powinna się tak zachowywać. Wyrzuciłem wszystko, co na nią miałem i kilku innych nauczycieli zrobiło to samo. Trochę to zajęło, ale przyznała się do wszystkiego. Było tego więcej, niż się spodziewasz.
- To głupie! Miałeś nie robić nic głupiego - wytknęła mu.
W odpowiedzi jedynie się uśmiechał, a jego palec zaczął błądzić po jej wargach.
- Rada ma większe możliwości. Są na przykład w posiadaniu dysku, z nagraniami ze szkolnych kamer, więc udowodnienie wszystkiego było łatwe. Skarbie, to ona podpaliła te fajerwerki w sali chemicznej.
- Co?
- Ona jako jedyna przyszła z tamtej strony budynku, gdy cię znalazła. Przecież zrobiła to momentalnie, a o tej porze rzadko bywała w szkole. Mogłem od razu połączyć fakty, przepraszam.
Kornet nie odrywał wzroku od jej twarzy, a to co słyszła sprawiło, że ciężko jej było chociaż drgnąć.
- Chciała się ciebie pozbyć, skarbie. Wiedziała, że coś do ciebie czuję. Nie mogła wykopać mnie, bo przynosiłem tej szkole renomę. Wiele uczniów pojawiło się tu tylko temu, że ja tu byłem. Wiedziała, że będę o ciebie walczył, więc specjalnie nas poróżniła, żebyś sama odeszła. Przepraszam, skarbie.
Milczał okropnie długo, a ona chciała usłyszeć resztę.
- Wyrzucili cię?
- To było oczywiście. Mieszkałem w jednym pokoju z uczennicą, całowałem się z nią, wszytko wyszło na jaw. Ja rzuciłem na dyrektorkę wszystko, co miałem, a ona zrobiła to samo na mnie. Nie miałem szans się wybronić.
- Było trzeba mnie nie bronić! Nie wyrzuciłby cię.
- Posada dyrektora była wolna. Chcieli jak najszybciej kogoś obsadzić, po części po to, aby ukryć fakt tego, co się tu wydarzyło, a po drugie jest połowa semestru. Musicie mieć zajęcia. Więc dzisiaj odbyło się posiedzenie. Brauch postawił moją kandydaturę, nie było innych kandydatów i wygrałem.
Jej usta się rozszerzyły, kiedy próbowała przetrwaić wszystkie informacje, które usłyszała.
- Jestem dyrektorem, skarbie. To nie jest moja wymarzona funkcja i na pewno z niej zrezygnuje. Za półtorej roku dokładnie. Zamierzam tu z tobą zostać.
Przełknął i jakoś wiedziała, że kolejne informacje, które wypowie już nie będą pozytywne.
- Skarbie, nie możemy już dzielić razem pokoju. Od razu czekałaby mnie degradacja. Teraz musisz podać bardzo ważną decyzję, zastanów się porządnie i pamiętaj, że w każdej chwili będziesz mogła zmienić zdanie.
Poczekał, aż kiwnie głową, zanim kontynuował:
- Wyjście numer jeden: wracasz do pokoju Kai, a ja zostanę w swoim. Tylko tym samym rezygnujemy z nas, nie musimy być to na zawsze, ale na półtorej roku na pewno. Jesteśmy dyrektorem i uczennicą, nic więcej. Rada będzie mnie pilnować i jeśli zrobimy cokolwiek wylecimy oboje. Druga jest taka, że ja rezygnuje z funkcji dyrektora. Dla mnie to nie problem, i tak wziąłem ją ze względu na ciebie. Wyprowadzam się że szkoły, ty tu zostajesz, tylko wtedy widzimy się raz w tygodniu, w sobotę i to jeśli nie będziesz miała dyżuru.
Miała nadzieję, że ma coś jeszcze, bo żadnej z tych opcji nie chciała wybrać.
- Trzecia opcja jest taka, że dyrektor pozwoli, aby uczniowie mogli mieszkać poza murami szkoły i dojeżdżać tu na zajęcia. Zamieszkamy razem, wynajmemy mieszkanie w mieście. Tam będziemy razem, a te kilka godzin, w szkole będziemy zachowywać pozory na gruncie dyrektor - uczennica. Musisz wybrać, ale może to zrobić...
- Zamieszkajmy razem.
Była tego pewna. Nawet nie musiała się zastanawiać.
- Jesteś pewna? Możesz to przemyśleć, nie musisz odpowiadać mi od razu.
Już raz dał jej czas do namysłu i skończyło się to bardzo źle. Znała odpowiedź i nie musiała się zastanawiać.
Miała wystarcząco dużo czasu, aby przemyśleć to w nocy i uporządkować swoje uczucia. Teraz już była pewna.
- Borys, kocham cię.
Jego oczy błysnęły i ścisnął mocniej jej ciało. Jakby nigdy nie chciał wypuścić.
- Też cię kocham, Lila.
Podniósł ją za biodra i posadził na blacie biurka przed sobą. Wstał i nachylił się nad nią, tak, aby byli na jednej wysokości.
- Jeszcze jest kilka ważnych spraw do załatwienia. Musimy cię uniewinnić, przyznać, że to nie ty byłaś odpowiedzialna za sale chemiczną.
- To już nie ważne- jękneła.
- Ważne!
- Nie musisz mnie bronić!- niemal krzyknęła.
- Muszę, jesteś moja.
- I znowu zrobisz to pośrodku stołówki? - to było najgorsze, co mógł zrobić.
- Jeśli będzie trzeba, to tak. Ewentualnie zrobię jakiś apel. Nie jesteś winna i wszyscy mają o tym wiedzieć. Mało tego dopilnuję, żeny każdy, kto powiedział negatywne słowo, w stosunku do ciebie, cię przeprosił.
- Nie możesz...
- Mogę.
Jakoś była pewna, że się nie ugnie. Był uparty i jeśli coś postanowił nie szło go przekonać do zmiany zdania.
- Nie chcę być przy tym.
- To mogę dla ciebie zrobić. Powiem to bez twojej obecności.
Stał tuż przed nią, uśmiechał się i jakoś była pewna, że to dobra decyzja. Chciała być z nim, nieważne na jakich warunkach, aby trzymał ją w obejściach. Wtedy wszystko inne traciło sens.
Kornet mruknął, przyciągając jej wzrok do siebie.
- Skarbie, pocałuj dyrektora.
CZYTASZ
Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta
Roman pour AdolescentsOd początku wiedziała, że dostanie się do szkoły łyżwiarskiej bez jakiejkolwiek doświadczenia będzie trudne, aż do momentu, kiedy na jej drodze stanął on- nauczyciel łyżwiarstwa. Zarówno Lila, jak i Borys próbują udawać, że nic do sobie nie czują, t...