Próbował być spokojny. Nie denerwować się. W końcu był nauczycielem. Powinien potrafić to zrobić.
Zamknął oczy, próbując się uspokoić. Wiedział jak oddycha, ciężko i próbował to unormować. Aby móc normalnie myśleć.
- Jeden...
Cichy szept sprawił, że otworzył oczy.
Siedziała tuż przed nim, na kozetce lekarskiej, na którą ją przeniósł. Przynajmniej myślał na tyle, by to zrobić.
Lila miała zamknięte oczy. Jej ręce były dalej wczepione w jego koszulę, a nogi owinięte koło jego bioder. Jakby nie chciała go puścić.
- Dwa...
Obserwował jak jest wargi poruszają się, gdy mówi. Wręcz nie mógł oderwać spojrzenia.
- Trzy...
Uspokajała się, liczyła do ośmiu i pierwszy raz wpuściła go do swojego świata. Pozwoliła mu to robić razem z nią.
Dotknął palcem jej policzka, przesuwając po nim delikatnie.
- Cztery...
Wpatrywał się w jej usta, czekając na kolejne liczby.
Nie wiedział jak to robi, przecież sam bezskutecznie próbował. Ale gdy Lila liczyła działało.
- Osiem.
Otworzyła oczy chwilę po wypowiedzeniu tej liczby i spojrzała prosto na niego.
Zadziałało. On oddychał normalnie, a ona nie miała łez w oczach.
Przez chwilę siedzieli w bezruchu, zanim odchrząknął. Musiał znać prawdę.
- Skarbie, muszę to wiedzieć. - widziała jak skrzywiła się po jego słowach.- To był przypadek?
- Tak- odpowiedziała szybko i był pewien, że mówi prawdę.
- Nikt nie brał w tym udziału? Sama to zrobiłaś?
Już raz ją skrzywdzono pod jego nosem. Nie zamierzał po raz kolejny na to pozwolić. Na szczęście przytakneła.
- W porządku.
Z trudem oderwał od niej palec i sięgnął do szafki z opatrunkami. Ciało Lili owinięte koło niego skutecznie mu to utrudniało, ale nie zamierzał protestować. Jeszcze by pomyślała o tym, żeby się odsunąć.
Śledziła ruchy jego dłoni, ale kiedy sięgnął po jej rękę natychmiast odwróciła wzrok. Nie chciała patrzeć na to co robi.
Pocałował dziewczynę w czoło, na co mruknęła i dopiero wtedy zaczął badać jej dłoń.
- Lila, miałaś przyjść, jeśli coś będzie cię boleć.
- Nic takiego nie obiecałam- zaprzeczyła natychmiast.
- Skarbie, popatrz na mnie.- pokręciła głową.- Proszę.
- Jest coś czego pan o mnie nie wie. Niedobrze mi, gdy widzę własną krew. Mogę nie patrzeć?
Nie potrafił powstrzymać uśmiechu na twarzy.
Chodziła z zwichnięta ręką nie wiadomo ile, ale bała się patrzeć, gdy ją opatrywał. Wpatrywał się w ścianę, w zupełnie przeciwną stronę stronę.
- Nawet nie krawisz.- zauważył.
- To nie pomaga.
- Skarbie, musisz mi mówić o takich rzeczach.- spróbował ponownie.
- Nie muszę.
- Pomogę ci, tylko mi na to pozwól.
Obróciła głowę, by na niego spojrzeć.
- Ostatnio pan nie pomógł.- wytkneła mu.
- Lila, nie mogę naprawiać wszystkich twoich błędów. Musisz ponosić konsekwencje swoich czynów.
Coś błysnęło w jej oczach, zanim znowu spojrzał na ścianę.
- Nawet pan nie spytał czy to zrobiłam. - skrzywił się na jej ton.- A czekałam.
Chciała, żeby ją bronił. A nie mógł tego robić. Lila podjęła decyzję, beznadziejną według jego opinii, ale zdecydowała. Skoro sama chciała to zrobić, to nie mogła później prosić o pomoc, a tego oczekiwała.
Już jej to mówił. Nie chciał komentować po raz kolejny.
Nie miał co powiedzieć, więc przez kolejne kilka minut milczał. Za to Lila zawzięcie patrzyła w ścianę.
- Skarbie....
- Skoro pan mi nie wierzy, to niech pan tak nie mówi.
- Sama to zrobiłaś!- warknął, ściskając bandaż mocniej, niż było to konieczne.
- Nie spytał pan!- odpowiedziała krzykiem.
- I nie spytam! - krzyknął głośniej niż ona.
Chciała zeskoczyć z kozetki i ledwo zdążył ją przytrzymać. Zmusił, aby ponownie zajęła miejsce i przytrzymał za uda, aby nie mogła wstać.
Wziął głęboki oddech, z zamkniętymi oczami, pochylając się nad dziewczyną. Tylko tym razem nie pomogło.
- Policz ze mną- poprosił.
Kiedy ona to robiła działało.
- Nie zasłużył pan.
Patrzyła na niego ze zmrużonymi oczami. A to zdecydowanie nie była pora na kłótnie na ten temat.
- Lila, zostawmy to.
Ponownie skupił się na jej ręce. Zawiązał opatrunek i po raz kolejny sięgnął po dziewczynę.
Noszenie jej było takie zwyczajne. Pasowała do jego ramion, jakby robił to od zawsze.
Była jego i pokazała to, po raz kolejny owijając się wokoło jego ciała. Zaniósł ją tam gdzie, powinna być zawsze, do jego sypialni i jego łóżka.
Położył ją w takiej samej pozycji jak zawsze, na boku i przytulił się do jej pleców.
- Mam jazdę- zaprotestowała natychmiast.
- Usprawiedliwię cię.
Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer, przykładając go do swojego ucha.
- Mam pacjentkę. Z twojej grupy, nie będzie jej na zajęciach- rzucił do telefonu, zanim rozmówca się odezwał.
- Czekaj, niech zgadnę kto to.
Brauch mógłby nie używać takiego tonu, tym bardziej, że Lila wszytko słyszała.
- Znowu coś zepsuła? Sprawdziłeś chociaż, czy rzeczywiście jest ranna?
Rozłączył się, ale było za późno. Dziewczyna przy nim zesztywniała.
Była ranna i nic nie zepsuła. Był pewien, że złamała przy tym regulamin, bo nie chciała wyznać mu prawdy, ale był też przekonany, że zrobiła to niechcący. Nie skaleczyła się celowo.
Brauch oskarżył ją, bez żadnych dowodów. Nie znał faktów, a wystawił opinię. A przecież Lila nie była niczemu winna.
Próbowała się wyrwać i wzmocnić swój uścisk wokoło jej ciała.
- Muszę się uczyć- jękneła.
Była ranna, oczy kleiły się jej ze zmęczenia, a mimo to myślała jedynie o jednym.
- Jutro jest sprawdzian z matematyki. Muszę zdać. Moja średnia i tak jest niska, stracę stypendium, a nie...
Prawie prychnął śmiechem. Powstrzymał się od komentarza w ostatnim momencie.
To nie był dobry moment, żeby jej to wyjaśnić. Powienien zrobić to od razu, ale był pewien, że będzie zła. Chciał tego za wszelką cenę uniknąć, a z każdym kolejnym dniem wyznanie prawdy było już o wiele trudniejsze.
Lila nie miała stypendium już od początku semestru. Zdecydowanie nie musiała martwić się o swoją średnią, bo sam opłacał jej czesne.
Jego status w świecie łyżwiarstwa figurowego był tak duży, że powrót Lili nie był problemem. Po prostu zagroził, że opuści szkołę i to wystarczyło.
Jednak nie mógł zapewnić jej stypendium. To leżało jedynie w rękach dyrektorki placówki, która i tak była na niego zła. Stawił się za uczennicą, uparł się na jej powrót do szkoły, opłacił jej czesne i na dodatek ją bronił. Wstawił się za Lilą po wybuchu w sali chemicznej. Tylko nie tak, jak tego chciała. Podniosła konsekwencje, ale nie takie jak powinna. Nie wyrzucili jej że szkoły, jedynie dostała szlaban.
Nie mógł się do tego przyznać, pokazać, że ją broni, bo Lila zrobiłaby znowu to samo. Testowała jego granicę, a on nie mógł na to pozwolić.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że Lila ciągle coś mówi. Oczywiście o tym, że nie ma czasu na odpoczynek.
- Przestań gadać, Lila. Zdrzemnij się trochę.
Zrobiła to, co wprost uwielbiał. Odwróciła się do niego i wtuliła głowę w jego tors. Mruknął, kiedy przerzuciła rękę przed jego ciało.
To zdecydowanie była ulubiona pozycja Lili do spania, zawsze robiła tak w środku nocy, wtulając się w niego podczas snu.
- Panie Kornet ja...- jej głos zadrżał i przesunął dłonią po plecach dziewczyny, uspokajając ją- Bałam się przyjść. Z tą ręką, bo... kiedy to się stało robiłam coś nielegalnego. Bałam się, że będzie pan pytał.
Nienawidził, gdy używała tego głosu. Tej niepewności, która wyrażała całym ciałem. Ale przecież sam sobie zasłużył. Powinien wcześniej zauważyć jak cierpi, ale nawet w tym nawalił.
- Przecież już ci kiedyś powiedziałem, czemu to robię.
Podniosła głowę, aby na niego spojrzeć. Widział, jak wacha się, zanim położyła się ponownie.
Kilka sekund później zrobiła to ponownie. Zrobiła to tak uroczo, że nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Czekam, Lila, przecież widzę, że chcesz coś powiedzieć.
- Ja...- zawachała się, po czym wyrzuciła szybkim tempem- Nie może być pan o mnie zazdrosny.
- Niby czemu nie?
- Bo...- Lila za wszelką cenę nie chciała spojrzeć mu w oczy. Wachała się w odpowiedzi, a nigdy tego nie robiła.- Po prostu pan nie może.
Chwycił dziewczynę za podbródek, zmuszając, aby spojrzała mu w oczy.
- Skarbie, jestem o ciebie cholernie zazdrosny.
- Niby o co?- prychneła.
- Wróciłaś w środku nocy z kwiatkami w ręku. Wiesz jak się wtedy poczułem?
- Były od Kai! Poza tym ciągle je dostaję.
- I jeszcze się nie domyśliłaś od kogo są?
Sapnięcie wyszło z jej ust, kiedy odsunęła się od niego. Praktycznie usiadła na łóżku, przodem do niego i przynajmniej tym razem nie spuszczała spojrzenia z jego oczu.
- Nie mógł pan...
- Mogłem. Ciągle to robię.
- Przecież...
- Jakie chcesz dostać jutro? Znowu goździki? Podobały ci się najbardziej.
Jej oczy rozszerzyły się, zmarszczyła czoło i rozchyliła usta. To też mógł przyznać już jakiś czas temu. Zdecydowanie musiał mieć mniej tajemnic przed Lilą.
- Nie może pan wysyłać mi kwiatków.- mruknęła wreszcie.
- Mogę. Wystarczy zadzwonić do kwiaciarni, podać adres i wysłać przelew.
- Nie może pan.
- Niby czemu?- spytał z uśmiechem, który nie chciał zejść z jego ust.
- Jest pan moim nauczycielem.
- A ty moją ulubioną uczennicą.
Uwielbiał ją zaskakiwać. Wpatrywała się w niego rozszerzonymi oczami i lekko przechyloną głową. Jakby nie wierzyła w to co mówi, a to przecież była prawda.
- Mógłby pan przestać?- rzuciła po dłuższej chwili.
- Podrywać cię?
Zarumieniła się. Patrzył jak rumieniec wpływa na policzki, gdy Lila opuściła wzrok i chwyciła kołdrę w rękę, miętoląc ją między palcami.
- Nie może mnie pan podrywać. Nawet mi pan nie wierzy. Nie spytał pan co się stało. A ja czekałam, cały czas na to czekam.
- Lila, też musisz mi dać coś od siebie. Też popełniasz błędy, łamiesz regulamin, ukrywasz prawdę. Nie mogę we wszystkim ci wierzyć.
- Mógłby pan chociaż spytać o moje zdanie!- warkneła, jednak dalej nie chcąc na niego spojrzeć.
- Skarbie, zróbmy tak. Coś za coś. Spytam cię o to, wysłucham odpowiedzi i postaram się być obiektywny. Nie obiecuję, że stanę po twojej stronie, żeby to było jasne, ale będę pytać tak długo, aż dojdziemy do porozumienia. Tylko w zamian za to ty musisz mi powiedzieć, co cię tak dzisiaj wzburzyło.
Nie spodobało się to jej. Zerknęła w stronę drzwi, chcąc ocenić drogę ucieki i przygryzła dolną wargę, co tylko sprawiło, że mocniej zatrzepotało mu serce.
- Lila...
- Chyba...
Zaczeli na raz, ale nikt nie chciał skończyć zadania.
- Albo to, albo mówisz mi jak uderzyłaś się w rękę.
Wachała się, ale mieli czas. Mógł dać jej czas do namysłu.
Chwycił dziewczynę w talii i pociągnął do siebie, zmuszając, aby położyła się obok niego.
- Oceń za i przeciw. I podejmij...
- Pokaże panu co robiłam, gdy się skaleczyłam.- przerwała mu, podnosząc głowę, aby lepiej go widzieć. - Ale musi pan obiecać, że nikogo za to nie ukaże. Nikogo, nie tylko mnie. Poza tym nic pan z tym nie zrobi, pozwoli mi pan robić to dalej bez żadnych konsekwencji i nie będzie w żaden sposób tego utrudniał.
To były wręcz absurdalne warunki, ale zdecydowała się zrobić krok na przód i chciał pójść tam z nią.
- Zgoda. Zrobimy to teraz?
Prychneła w odpowiedzi, na powrót wtulając się w jego tors.
- Musi pan poczekać na odpowiednią porę. Pójdziemy po kolacji.
CZYTASZ
Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta
Novela JuvenilOd początku wiedziała, że dostanie się do szkoły łyżwiarskiej bez jakiejkolwiek doświadczenia będzie trudne, aż do momentu, kiedy na jej drodze stanął on- nauczyciel łyżwiarstwa. Zarówno Lila, jak i Borys próbują udawać, że nic do sobie nie czują, t...