Rozdział 15

1.7K 127 9
                                    


Nie mógł krzyczeć, chociaż najbardziej chciał nawrzeszczeć na nią tak, aby zrozumiała co zrobiła.
Bardzo mało mu do tego brakowało. Czuł jak drżą mu dłonie. Nie mógł oddychać, jakby coś ścisnęło go za gardło i nie chciało pójść.
Cięła się.
Miała całe przedramię pokryte bliznami. Część była świeża, a reszta była już zagojona. Linie były regularne, grubsze i cieńsze, umiejscowione w różnych pozycjach.
Musiała robić to już od dłuższego czasu. Nie mógł siebie przypomnieć kiedy ostatnio widział jej odsłonięte przedramiona.
Brauch coś mówił, ale nie potrafił oderwać wzroku od Lili. Wpatrywała się w niego po raz pierwszy od dawna i aktualnie wyglądała jak skazaniec czekający na wymierzenie kary.
  - Cholera, Lila.
  Przynajmniej nie krzyknął. To już był jakiś plus.
  - Panna Leman.
  Miał źle przeczucia. Sięgnął po jej drugą dłoń i wcale się nie pomylił. Podciągnął drugi rękaw i zdjął kolejny bandaż.
Cholera.
  - Czy ci do reszty odbiło?!
Skrzywiła się i był pewien, że tym razem nie potrafił się opanować. Krzyknął, chociaż zachowanie spokoju było chyba w tym momencie najważniejsze.
  - To nic takiego, skaleczyłam się i...
  Szarpnął jej ręka, tak, aby jej rany znalazły się tuż przed jej wzrokiem.
  - To kurwa nie jest skaleczenie.
  - To moja ręką, więc...
  Tylko go zirytowała tą próbą obrony. Miał dowód na wyciągnięcie ręki.
  - Tniesz się!
  Chyba ryknął za mocno, bo Brauch wstał i zamknął uchylone do tej pory drzwi. Miał nadzieję, że drugi nauczyciel nie wyjdzie, aż się uspokoi. Chciał być pewien, że nie zrobić nic głupiego, a Brauch był w tym towarzystwie najbardziej opanowaną osobą.
  - I co z tego, to mój wybór...
  Chwycił Lilę za ramiona i potrząsnął. Skrzywiła się i niemal w tym samym momencie poczuł na barku dłoń Braucha. Więc poluzował uścisk i zabrał od dziewczyny ręce, ale się nie odsunął.
  - Kornet, może...
  - To nie twój pieprzony wybór!
  - ... się przejdziesz.- skończył wreszcie Brauch.
  Jak on mógł być taki spokojny. Sam czuł się, jakby serce miało mu za chwilę wyskoczyć z piersi, a Brauch wyglądał na niewzruszonego.
Zmusił się, aby zamknąć oczy i wziąć głęboki wdech. Sam wiedział, że musi się uspokoić, Brauch nie musiał mu o tym mówić, sam wiedział, że musi się uspokoić.
Jeden... Dwa... Trzy....
Jak Lila to robiła, że w jej przypadku działało?
Zaczął chodzić od ściany do ściany, licząc, że to pomoże. Był pewien, że dziewczyna śledzi go wzrokiem, bo czuł to dziwne mrowienie, jak zawsze, gdy na niego patrzyła.
Potrzebował czas, aby się uspokoić, lecz mimo to był zbyt świadomy tego jak Brauch podszedł do dziewczyny.
  - Wiesz, co zrobiłaś?
  On był stuprocentowym nauczycielem. Zachował pełny spokój i myślał racjonalnie. Powinien postąpić tak samo, ale nie mógł zmusić się, aby przestać chodzić.
  - Tak.
  - Rozumiesz jak bardzo to jest złe?
  - Tak.
  - Więc czemu to zrobiłaś?
  - Bo... nie myślę jak boli.
  Tym razem nie był jedynym, który zareagował gwałtownie. Brauch zareagował podobnie jak on.
  - Lila, nie możesz...
  - Czemu nie?
  - Lila, cholera jasna!
  Brauchowi cierpliwości jednak nie starczyło na długo. Wrzasnął tak, że Lila podskoczyła z zaskoczenia.
Nauczyciel stał zdecywanie za blisko niej. Nawet nie myślał, zanim odepchnął go, by sam stanąć tuż przed Lilą. O wiele lepiej.
Patrzyła wprost na niego z taką miną, której nienawidził. Jakby chciała powiedzieć: ,, i co mi zrobisz".
  - Spróbuj to zrobić jeszcze raz, a...
  Skoro proszenie nie zadziałało spróbował groźbą, tylko nie spodziewał się, że mu przerwie.
  - Przecież pan nie spełnia swoich gróźb.
  Przecież obiecał jej, że nie będzie treningów, po tym jak Lila na jakiś nie przyjdzie, a były. Mówił, że zaniesie ją na posiłek, jeśli sama nie przyjdzie do stołówki, a nie widział jej tam od dwóch miesięcy.
Więc nie mogła mu wierzyć.
- Jeśli chociaż spróbujesz...- tym razem spróbował Brauch.
  - Przecież nawet pan nie będzie o tym wiedział.
  Najgorsze było to, że miała rację. Nie mógł jej pilnować przez dwa piętra, a zdecydowanie nie zamierzał pozwolić, żeby znowu się skrzywdziła. Tym bardziej, że zupełnie nie rozumiała jak złe jest to, co robi.
Zabrał się za to, co powienien zrobić już kwadrans temu. Opatrywał jej ręce, starając się zapanować nad zbyt szybkim biciem serca. Nie mógł się powstrzymać, aby nie przejechać palcem po jednej z zagojonych ran. Jego dłoń drżała tak mocno, że ciężko mu było zawiązać bandaż.
Owinął nim tylko jedną rękę, gdzie miała świeże rany. Drugą zostawił bez bandaża. Był pewien, że nosiła go tylko po to, aby nikt nie zauważył tego, co sobie robiła.
Przez ten czas mówiła praktycznie cały czas. Brauch próbował przetłumaczyć jej to, co sama powinna widzieć. Że to co robi jest złe, ale miała kontrargument na każde jego słowo.
Kiedy skończył starannie odłożył na swoje miejsca wszystkie środki opatrunkowe, zanim znowu stanął przed dziewczyną. Tym razem o wiele bliżej niż zwykle. Dłonią rozsunął jej nogi na boki, aby znaleźć się między nimi.
Objął ją, bez problemu podnosząc z kozetki, a wolną ręką zarzucił sobie jej nogi na swoje  biodra.
Była niesamowicie lekka. Zawsze ważyła mało, ale teraz miał wrażenie, że schudła o połowę.
Przecież nie przychodziła na posiłki do stołówki. Nie jadła prawie nic, a on nic z tym nie zrobił.
Była jego, a on jej nie pilnował. Powinien się nią opiekować, a jedynie ją skrzywdził.
Kiedy ją podniósł zaprotestowała, ale niezbyt się tym przejął. Miał ją tam, gdzie powinna być i nie zamierzał jej puścić. Już nigdy.
  - Nie może pan...!
  - Przestań krzyczeć.
Kiedy miał ją w ramionach myślenie było już o wiele łatwiejsze. Nawet się nie zawachał wynosząc ją z gabinetu. Miał tylko jeden cel i w sumie nic go nie obchodziło. Nawet gdyby korytarz był pełny innych uczniów i tak by to zrobił.
  - Panie Kornet...- odezwała się ponownie dopiero kiedy otwierał swoją salę lekcyjną.
  - Zamknij się, Lila.
  Był pewien, że protestowała, bo dobrze wiedziała gdzie ją niesie. Tam, gdzie powinna być od początku.
Postanowił ją na środku swojej sypialni i kopniakiem zamknął za sobą drzwi.
  Rozjerzał się po pokoju, aby ocenić go tak jak mogła zrobić to ona.
Miał jedno łóżko, szeroki i dwuosobowe, ale jedno. Gorzej, że posiadał jedynie jedną poduszkę, a jego kołdra wyglądała jakby najlepsze lata miała już za sobą. Poza tym rano rzucił tam koszulę, która dalej tam leżała.
Nie miał żadnego dywanu, a Lila chodziła boso. Zawsze to robiła i nie miał pojęcia dlaczego. Przecież podłoga w szkole była przeraźliwie zimna.
Miał wielką szafę, ale jakoś dopiero teraz dostrzegł jak jej lewe drzwiczki zamocowane są krzywo. Biurko zawalone było papierami i książkami. Wyglądało to jak jeden wielki bałagan, a przecież wczoraj je układał.
Obrotowe krzesło, stojące przed biurkiem miało wytarte siedzenie i brakowało mu jednego podłokietnika. Oprócz tego miała jeszcze niską, ale wysoką półkę na książki, które leżały tam bez żadnego porządku i ogromny fotel. Ten jeden mebel wyglądał w miarę dobrze.
W pokoju miał tylko podstawowe meble. Dla niego wystarczało, ale ona była dziewczyną. Myślącą w innych kategoriach niż on. Dla niego ważna była praktyczność, a dla niej estetyka. Jego pokój zdecydowanie nie wyglądał dobrze w tym względzie.
Musiał mieć Lilę na oku. To nie podlegało wątpliwości. Chciał być pewien, że znowu siebie nie skrzywdzi.
Zawalił i był pewien, że jest na niego wściekła. Ale mogła to robić, nie odzywać się, ignorować go, albo wręcz przeciwnie- mścić się na nim, jednak miała to robić przy nim.
  - Zostajesz tutaj.
  Przechyliła głowę na bok, jakby nie rozumiejąc, ale specjalnie czekał na jej słowa.
  - Co?
  - Zostajesz tutaj- powtórzył.
  - Po co?
  - Bo się tniesz?!
  Nawet się nie skrzywiła, mimo, że krzyknął.
  - Nie mogłam zostać w medycznym? Skoro chce mnie pan zamknąć to wolę tam.
  - Nigdzie cię nie zamykam- zaoponował.
  - Więc niby po co tu jestem?
  Zacisnęła dłonie i był pewien, że jest zdenerwowana, ale nie mógł się ugiąć. Miała być bezpieczna i to był jego priorytet.
  - Chcę cię mieć na oku. Nie pozwolę, aby nic głupiego wpadło ci do głowy.
  Była nastolatką, był wręcz przekonany, że zrobi jeszcze mnóstwo głupich rzeczy. Na niektóre mógł przymknąć oko. Ale to co robiła zdecydowanie wykraczało poza tą listę.
  - Nie może mnie pan pilnować jak dziecko!
  Oj zdecywanie jej to się nie spodobało.
  - Skoro się tak zachowujesz, właśnie tak będę cię traktował.
  - Nie...
  - Lila, zostajesz tutaj.
  Warkneła i był pewien, że mało jej brakuje, aby tupneła nogą ze złości.
  - Możesz albo zostać tu z własnej woli, albo znowu przywiąże cię do łóżka. Wybieraj.
  Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Był pewien co robi, bo nie odezwała się przez osiem długich sekund. A kiedy wreszcie otworzyła oczy była już w pełni spokojna.
  - Ile mam tu siedzieć? Godzinę? Do wieczora? I co później, znowu dyżur w kuchni?
  Naprawdę wierzyła, że wieczorem ją tak po prostu wypuści? Przecież znowu sięgnełaby po nóż.
  - Lila zostajesz tutaj na stałe. Przeprowadzasz się do mnie.

Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz