Rozdział 22

1.9K 131 10
                                    


Niemal wbiegła do sypialni, na dodatek trzaskając drzwiami. Obrócił się w samą porę, by zobaczyć jak szarpnięciem otwiera szafę.
To był dość niecodzienny widok. W jego towarzystwie zachowywała się zdecydowanie ciszej.
  - Lila?
  - Przepraszam. Śpieszę się. Już nie będę trzaskać drzwiami.
  Mruczała coś pod nosem, przerzucając ubrania w szafie i uniósł brwi do góry.
Był piątek, chwilę przed ciszą nocną i nie mógł zakazać jej wyjść. Jednak jakoś liczył, że zostanie i spędzą wieczór razem.
  - Czego szukasz?
  - Sukienki. Miałam gdzieś jedną.
  Rany, tylko raz widział ją w sukience i nie mógł zapomnieć tego widoku. Podniósł się z krzesła, zanim zdążył to zarejestrować.
  - Gdzie idziesz?
  - Na randkę.
  Zamarł w połowie kroku. Niby jak na randkę?
Z kim?
Przecież on jej nie zaprosił, a miała zakaz zbliżania się do jakiegokolwiek innego chłopaka. No dobra, nie miała, ale powinna to robić.
Lila wyciągnęła kawałek czarnego materiału z szafy i rzuciła się do łazienki.
  - Z kim?!- krzyknął za nią, kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi.
  - Z Kają.
  Chyba nigdy mu tak nie ulżyło jak teraz.
  - Nie mamy chłopaków, więc idziemy same.
  Serce znowu mogło mu bić normalnie. Szła gdzieś z Kają, nie z żadnym chłopakiem. Wyciągnął oddech kilka razy próbując zapanować nad swoimi emocjami.
Tylko ledwo to zrobił drzwi do łazienki się otworzyły i Lila znowu rzuciła się do szafy.
Założyła sukienkę. Czarną, obcisłą i zdecydowanie za krótką. Przylegała do jej ciała za dobrze i nie mógł oderwać wzroku.
Zaledwie chwyciła coś z szafy i znowu wbiegła do łazienki. Tym razem nie zamknęła drzwi i skorzystał z tego. Oparł się o framugę drzwi, nie spuszczając z niej wzroku.
Stała przed lustrem z grzebieniem w dłoni. Kiedy chwyciła włosy do góry miał problem, żeby nabrać powietrza do płuc.
Nie rób tego uroczego koka, nie rób koka, nie rób koka...
Zrobiła kok. Ten na czubku głowy, z którego zawsze wypadała masa małych pasemek. Tego, od którego nigdy nie mógł oderwać wzroku, gdy przychodziła tak uczesana na zajęcia.
A teraz wychodziła gdzieś bez niego. Niedobrze.
  - Co będziecie robić? - musiał to wiedzieć.
  - Zrobimy piknik.
  Ułożą koc na podłodze i będą udawać, że są w parku. Całkiem nieźle, przynajmniej nie będą w towarzystwie chłopaków gapiących się na nogi Lili.
Wyciągnęła jakieś kosmetyki i uroczo rozchyliła usta gdy się malowała.
Znowu musiał odchrząknąć, aby wydobyć z sobie głos:
  - Kiedy wrócisz?
  - Nie wiem.
  - Przed północą?
  - Nie sądzę.
  Przecież nie będzie w stanie myśleć o niczym innym, niż o niej, kiedy wyjdzie w takim stroju. Lepiej, żeby wróciła jak najszybciej.
  - Weź gaz pieprzowy.
  Spojrzała na niego z zaskoczeniem, zanim wróciła do swojego zajęcia.
Przecież wiedział, że go ma. Był nielegalny w szkole, ale chciał żeby mogła się bronić. Szczególnie przed niechcianymi adoratorami.
Uniosła nogę i to odciągnęło jego uwagę, a kiedy udało mu się podnieść wzrok właśnie malowała usta.
Jedyne czego chciał to przyciągnąć ją do siebie. Przecież nie mogła tak wyjść. Wyglądała za dobrze.
A Lila tak po prostu go minęła. Zarzuciła kurtkę i nałożyła buty, zanim na jego oczach wyciągnęła z torebki gaz pieprzowy i wrzuciła go do kieszeni kurtki.
Wyszła, praktycznie wybiegła. Nawet nie zdążył nic powiedzieć.
Więc zaczął krążyć po pokoju, licząc, że wróci, zanim zrobi dziurę w podłodze od swoich kroków.


Nie potrafił usiąść. Chodził, patrząc na zegarek, którego wskazówki przesuwały się zbyt wolno.
Była gdzieś tam, w tej seksownej sukience, na dodatek w uroczym koczku i z pomalowanymi ustami.
Po dwóch godzinach jego cierpliwość się wyczerpała. Zadzwonił do niej, ale dzwonek telefonu rozbrzmiał w torbie, którą zawsze nosiła.
To tylko go zdenerwowało. Jeśli coś się stanie nawet nie będzie miała jak do niego zadzwonić.
Wróciła po ponad czterech godzinach. Po drugiej w nocy. Tym razem otworzyła drzwi cichutko, jakby nie chciała go obudzić.
Niby jak miał zasnąć, jeśli jej nie była obok.
Pierwsze co zauważył to bukiet kwiatów, który trzymała w dłoni. Zazdrość od razu na nowo w nim wezbrała. Kto śmiał dać jej kwiatki? I czemu on na to nie wpadł?
Dopiero później spojrzał na dziewczynę. Trzęsła się z zimna. Znowu nie miała na sobie czapki, nie założyła rękawiczek, a zamek kurtki można była dopiąć jeszcze o kilka centymetrów.
  - Co żeście kurwa robiły?!
  Nie potrafił powstrzymać wrzasku, po którym się skrzywiła. Przecież miały iść na piknik. Jakoś inaczej to sobie wyobrażał.
  - Zrobiłyscie piknik na zewnątrz?! W zimę!?
  Zamknęła oczy i nieco pochyliła głowę.
Ruszył do niej i nawet nie drgnęła gdy ją podniósł. Usiadł na brzegu łóżka, sadzając sobie Lilę na kolanach. Wyrwał bukiet z jej zaciśniętej ręki, rzucając go na podłogę, po czym owinął ją szczelnie kołdrą.
Była przemarznięta, po raz kolejny.
  - Co ci odbiło?!
  Mimo, że krzyczał nie odsunęła się. Wręcz przeciwnie. Zarzuciła mu ręce na szyję i wtulila się w niego całym ciałem.
  - Powiedz, że nie urządziłyście pikniku w środku zimy na zewnątrz.
  - Było super.
  Więc tak było. Po prostu chciał wiedzieć która wpadła na tak głupi pomysł.
Lila nagle odepchnęła się od niego, prawie spadając z jego kolan. Ledwie zdążył ją złapać, kiedy zaczęła rozglądać się wokoło.
  - Moje kwiatki- jękneła.
  Kwiatki to już ją obchodziły, ale to, że nie miała czapki już nie.
Objął ją mocniej, aby na pewno mu nie uciekła.
  - Puszczę cię, gdy się rozgrzejesz.
  Zrobiła to tak powoli, że na początku nie był pewien o co chodzi, jednak po chwili się zorientował. Przechylała się na bok, chcąc zabrać bukiet z podłogi.
  - Nic z tego, skarbie- mruknął, zmuszając ją, aby przycisnęła się do niego całym ciałem.- To kara za durny pomysł z piknikiem.
  - To pomysł Kai.
  - Więc to ją zapytam w poniedziałek.
  - Nie.
Uderzyła go piersią w brzuch. Lekko, ale to nie zmieniło faktu, że to zrobiła.
  - Nie zrobię tego, o ile więcej tego nie zrobisz.
  - Dobrze.
  Rzuciła to natychmiast i znieruchomiała na długą minutę, zanim spytała:
  - Uderzenia czy pikniku?
  Nie mógł powstrzymać śmiechu.
  - Pikniku na zimnie- doprecywał po chwili.- Następnym razem rozłóż koc w pomieszczeniu, albo zrób to w lato.
  - Nie miałyśmy koca.
  Jeszcze lepiej. Siedziały na śniegu. I to jego dziewczyna robiła to w sukience.
  - Powiniem przełożyć cię przez kolano i zlać.
  Odsunęła się od niego po chwili. Po tym jak zacisnęła wargi wiedział, że nad czymś rozmyśla. Odchyliła się tak, aby móc spojrzeć mu w oczy i musiał przypomnieć sobie, żeby oddychać. Był wręcz przekonany, że to przez ten koczek.
Przeniosłam wzrok z niego na bukiet na podłodze, by później znowu spojrzeć w jego oczy.
  - Panie Kornet...
  - Panno Leman?
  Niby mógł użyć jej imienia, ale chciał się z nią trochę podrażnić.
Czekał aż zareguje na jego słowa.
  - Przecież ja nie mam wazonu.
Kwiatki były ważniejsze od tego, co chciał jej  zrobić.
  - Skąd masz bukiet?- po prostu musiał wiedzieć od kogo je dostała.
  - Dostałam.
  Uśmiechnęła się przy tym i zacisnął zęby. Dowie się i ten jej adorator dostanie tyle zadań domowych, aby nie miał czasu zbliżyć się do jego dziewczyny.
  - Od kogo?
  - Kai.
  Znowu mu ulżyło. To nie był żaden chłopak.
Nie chciał wnikać w to, skąd jej była współlokatorka wzięła kwiatki. Przecież nie mogła ich dostać w szkole.
  - Trochę było mi głupio, bo ja nic dla niej nie miałam.
  Musiał przesunąć palcem po policzku Lili, gdy spuściła wzrok.
  - Jutro jest sobota. Możesz wyjść i coś jej kupić.
  - Nie chcę.
  W jego głowie zrodził się plan i chciał go zrealizować szybko, zanim przemyśli go i stwierdzi jak bardzo jest słaby.
  - Zdobędę ci wazon, jeśli wypowiesz moje imię.
  Specjalnie przytrzymał podbródek dziewczyny dłonią, żeby nie mogła uciec. Chciał widzieć jak to mówi. Okropnie za tym tesknił.
Wachała się. Widział to jak na dłoni. Analizowała, czy opłaca się jej to zrobić.
  - Borys.
  - Jeszcze raz.
  Zmrużyła oczy, zanim stwierdziła:
  - Potrzebuję tylko jednego wazonu.
  Mógł zażądać, aby powiedziała to pięć albo najlepiej pięćdziesiąt razy.
Posadził Lilę na łóżku i szczelnie okręcił ją kołdrą.
  - Nie waż się rozkryć. Zaraz wracam.
  Linda miała mnóstwo takich niepotrzebnych rzeczy jak wazon. I zdobycie jednego z nich zupełnie nie było trudne. Wystarczyło wspomnieć coś o duszy i jak bardzo potrzebuje roślin w pokoju. Dała mu go bez słowa.
Lila zerwała się z łóżka, ledwo uchylił drzwi sypialni. Niemal wyrwała wazon z jego rąk i pobiegła do łazienki, aby nalać do niego wodę.
Kiedy po chwili stanęła obok niego już nie wyglądała tak pewnie.
  - Mógłby mi pan pożyczyć nożyk?- mruknęła cicho, zanim przyśpieszyła wypowiedź.- Tylko na chwilę. Oddam. Chcę przyciąć łodygi, bo wtedy...
  Denerwowała się, a on nie mógł oderwać od niej wzroku. Za to dziewczyna wpatrywała się w swoje dłonie, za nic nie chcąc na niego spojrzeć.
  - Przecież pożyczę.
  Jakoś nie sądziłem, żeby zrobiła cokolwiek złego. Nie miałem pojęcia, dlaczego uznałem, że Lila nie wie co robi.
Wiedziała bardzo dobrze, skrzywdziła się, ale była tego świadoma. Co najgorsze miała powód.
Mimo, że postąpiła źle, to nie powinien jej tak traktować. Dostała przecież karę i nikt nie powinien więcej jej karać. A przecież robili to wszyscy: on, Brauch, inni uczniowie.
Zaczął zwracać na nią większą uwagę i wiedział, że postępuje słusznie. Nie wiedział jak kiedyś mógł tak pomyśleć. Nie zachowywała się jak dziecko. Myślała, zanim podjęła decyzję i czasami więcej niż on.
Więc nie mógł uwierzyć jak mogła popełnić taką głupotę. Picie alkoholu to jedno, ale wysadzenie sali chemicznej to drugiej, o wiele bardziej poważne wykroczenie. Patrząc na jej zachowanie wiedział, iż musiała być tego wiadoma, a jednak właśnie tak postąpiła, a na dodatek nie zamierzała przeprosić.
Przecież sam ją ostrzegał, miała nie robić głupot, postępować według regulaminu. A ona go sprawdzała. Przyszła prosić o pomoc, gdy już popełniła błąd. Nie zamierzał tego robić. Miał wyższe stanowisko od Lili i mógł się za nią wstawić, ale po co.
Musiała sama płacić za swoje błędy, nie mógł jej bronić, bo był nauczycielem, nawet jeśli coś do niej czuł.
Powinien być na nią wściekły, ale nie potrafił. Patrzył jak dziewczyna przycisna kwiaty i umiejsza je w wazonie, nie potrafiąc myśląc o niczym innym, niż o tym jak przed chwilą wypowiedziała jego imię.
Zdecydowanie musiała to powtórzyć.
Był pewien, że nie oderwał od niej wzroku, dopóki nie wstała z ułożonym wazonem. Przycisneła go do piersi i przygryzła dolną wargę. Czy Lila robiła to specjalnie? Przecież musiała widzieć, jak to na niego działa.
Jak w zwolnionym tempie patrzyła jak dziewczyna stawia wazon na podłodze, w kącie pokoju, po czym poprawia ułożenie kwiatków.
Była już w połowie drogi do łazienki, kiedy zdołał się odezwać.
  - Chyba sobie żartujesz.
  Widział jak napieła plecy, znieruchomiała w pół kroku.
  - To nie będzie tu stało.
  Przecież nie mogła zostawić wazonu na podłodze. Nie udostępnił jej żadnej otwartej półki, ale przecież mogła postawić tam kwiatki.
Dopiero teraz to zauważył. Zmianę, która w niej nastąpiła. Jej krok zdecydowanie się zmienił, kiedy wracała do wazonu.
  - Postawię u Kai- mruknęła.
Ledwo zdążył chwycić Lilę za rękę, powstrzymując od wyjścia z pokoju.
  - Na biurku, Lila. To też twój pokój.
  Nie patrzyła mu w oczy, ale postawiła wazon na stole i przez chwilę poprawiała kwiatki.
  - Nie sądzę.

Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz