Rozdział 26

1.6K 127 11
                                    


Lila patrzyła na niego praktycznie cały dzień. Normalnie tego nie robiła, jednak teraz nie spuszczała z niego wzroku.
Normalnie cieszyłoby go jej zainteresowanie, jednak teraz był pewien o co chodzi. Zastanawiała się, czy decyzja, która podjęła była słuszna.
Kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy otwierała usta, po czym zamykała je nie wydając dźwięku. Jakby chciała zrezygnować, ale w ostatniej chwili powstrzymywała się od tego.
  - Idziemy?
  Podniosła głowę, kiedy wreszcie spytał. Kolacja skończyła się już dobre pół godziny temu. Miał dość czekania. To co chciała mu pokazać fascynowało go tak bardzo, że nie mógł usiedzieć w miejscu.
  - Nie jestem pewna, czy powinnam to panu pokazać.- mruknęła w końcu.
  Nie mogła się przecież wycofać. Chciał widzieć.
Po głowie chodziły mu tak czarne scenariusze, że musiał rozmawiać swoje wątpliwości.
  - Przecież już podjęłaś decyzję.
  - Przytulał mnie pan! To nie fair, wtedy...
  Urwała nagle, ale i tak się uśmiechnął. Czuła to samo co on, tylko ukrywała to jeszcze bardziej niż sam to robił.
On też miał problem, żeby skupić się na czymkolwiek, kiedy była obok. Fascynowała go tak bardzo, że nie potrafił oderwać wzroku.
  - Poza tym nie obiecał pan. - założyła ręce na piersi i zacisnęła usta, nie ruszając się przy tym z fotela, na którym siedziała.
  - Niby czego?
  -Nie ukaże pan nikogo i nie wyciągnie
żadnych konsekwencji.
Był pewien, że bez tego się nie zgodzi. Już i tak miała wątpliwości, a musiał wiedzieć.
  - Obiecuję, że tego nie zrobię.
  Zamknęła oczy i obserwował ją dokładnie osiem sekund. Dopiero kiedy odliczyła wstała z fotela.
  - Cholera, Lila, było trzeba myśleć, gdy się zgodziłaś.- mruknęła pod nosem.
  - Nie przeklinaj!
  Warknął to niemal automatycznie i dopiero po chwili zorientował się co dziewczyna robi. Zakładała kurtkę. Jakoś był przekonany, że to, co chce mu pokazać będzie miało związek z wysadzeniem sali chemicznej, a nie wyjściem na zewnątrz.
  Zanim zdążył narzucić na siebie płaszcz już czekała przy drzwiach. Oczywiście w rozpiętej kurtce, bez czapki i szalika.
Więc ubrał najpierw siebie, a później ją. Dopiero kiedy była opatulona po szyję chwycił ją za rękę.
  - Nie może pan.- zaprotestowała natychmiast.- Jest wcześnie, wszyscy będą patrzeć.
  Miała rację, mimo to z wielkim trudem puścił jej rękę. Przecież właśnie tak powinien ją trzymać, a nie mógł.
  - Możesz mi wreszcie mówić po imieniu?- spytał otwierając drzwi i puszczając dziewczynę przodem.
  - Gdy mi pan uwierzy.
  Szedł kilka kroków za Lilą, nie spieszył się, aby nikt nie nabrał podejrzeń. Mu nie zależało na opinii innych uczniów, ale jej owszem, więc musiał się pilnować.
Dopiero kilka metrów za drzwiami wyjściowymi zrównał się z nią. Chwycił ją za rękę i ledwo to zrobił dziewczyna spuściła wzrok na ich splecione dłonie. Tylko w żaden sposób nie skomentowała.
  - Może pan to powiedzieć jeszcze raz?
  Tym razem dokładnie wiedział o co chodzi.
  - Lila, obiecuję, że nie ukarze ciebie, ani nikogo innego i nie wyciągnę żadnych konsekwencji.
  Kilka razy wciągnęła głęboko odddech, jakby próbowała się uspokoić. Zapewnić sama sobie, że to dobry pomysł.
Szedł tuż obok niej analizując drogę, którą pokonywali. Sam nie wiedział czego ma oczekiwać. Nawet nie wiedział, czy ta umowa ma dla niego jakiś sens. Czy to, co chce mu powiedzieć jest tego warte.
Lila szła wąską ścieżką między drzewami, co zupełnie nic mu nie mówiło. Przynajmniej do czasu, kiedy przeszła przy budynku lodowiska. Kiedy postawiła pierwszy krok na stopniach prowadzących do tylnych drzwi znieruchomiał.
Widział, jak dziewczyna napieła plecy, kiedy puścił jej rękę. Sama pokonała cztery schodki i jego brwi powędrowały do góry, gdy zaczęła szukać czegoś w kieszeni.
Znieruchomiał. Zastygł bez ruchu, wpatrując się w klucz, który wyciągnęła z kurtki. Użyła go tak szybko, jakby robiła to już mnóstwo razy.
Dopiero kiedy drzwi stanęły otworem odwróciła się do niego. Zbiegła ze schodów i chwyciła go za rękę, ciągnąć do wnętrza budynku.
Kiedy zamknęła za nimi drzwi i użyła klucza, aby je zamknąć pouczyła go:
  - Nie możemy tak stać przed wejściem. Ktoś może nas przyłapać.
  Miał w głowie milion myśli na minutę, zdecydowanie za dużo.
Lila przyszła tu z taką pewnością siebie, jakby robiła to już mnóstwo razy. Musiała przychodzić tu często. Przecież sam był świadkiem, jak jej umiejętności rosną wraz z każdym treningiem, był pewien, że ćwiczy wieczorami, ale nie był świadomy, że robi to na lodzie.
Miała klucz, chociaż nie miał pojęcia skąd go wzięła. Musiała go dorobić. Ona, albo ktoś inny. Przecież upierała się, że ma nie karać także innych osób w to powiązanych.
Dziewczyna przesunęła się obok niego o chwycił ją za rękę, zanim zdążyła go minąć. Odwrócił ją w swoją stronę, zastanawiając się, które z pytań błądzących mu po głowie zadać najpierw.
  - Skąd masz klucz?- w końcu uznał, że najlepiej zacząć od samego początku.
  - Nie mogę powiedzieć. - rzuciła to twardo, na dodatek zadarła podbródek do góry, jakby chciała powiedzieć, że nie zdradzi tej tajemnicy.
  - Lila...
  - Nie powiem, po prostu nie mogę.- przerwała mu- Przecież pan obiecał, nie może mi zabrać klucza. Muszę tu przychodzić. Zbliża się egzamin końcowy, a Brauch mnie nie uczy. Nie chcę mieć z panem zajęć, bo znowu będzie się pan zachowywał jak nauczyciel, a ja naprawdę lubię jak nim pan nie jest. Zabierze mi pan klucz, nie zdam...
  Wyrzucała z sobie słowa niczym torpeda. Nawet się nie zastanawiał, zrobił to, co zawsze działało, aby jej przerwać. Pocałował ją.
Tylko nie wziął pod uwagę, że to była Lila. Nie jakaś inna dziewczyna, tylko jego Lila.
To miał być zwykły buziak, jednak gdy poczuł jej smak, a dziewczyna od razu zaregowała pogłębił pocałunek. Odpowiedziała natychmiast i musiał podnieść ją, aby było wygodniej. Była zdecydowanie za niska.
Kiedy w końcu odsunął od niej usta Lila miała nogi zarzucone na jego biodra i ściskała go za włosy. Sam nie był lepszy. Obejmował ją tak mocno, jak mógł, a drugą rękę zacisnął na jej tyłku.
  - Przecież obiecałem- sapnął, gdy w końcu miał siłę mówić.
  Chciała się od niego odsunąć, jakby dopiero w tym momencie zauważyła ich pozycję, więc przytrzymał ją mocniej. Zdecydowanie za rzadko miał okazję ją nosić, a uwielbiał gdy była tak blisko.
  - Od dawna tu przychodzisz?
  Zawachała się, ale w końcu odpowiedziała.
  - Pamięta pan mój pierwszy dzień? Powiedział pan, że nie umiem jeździć i nie będzie mnie pan opatrywał. Wtedy przyszłam tu pierwszy raz. Chciałam pokazać, że coś potrafię.
  No tak. Zachował się jak cham bez jakichkolwiek uczuć.
  - Przepraszam za tamto. - mruknął, składając pocałunek na czole dziewczyny. - Już wtedy mi się spodobałaś i nie chciałem tego pokazać. Byłem ostry, żeby nikt nie zauważył co czuję.
  Wyznanie tego było dziwne. Pierwszy raz przyznał to na głos przed kimkolwiek.
  - Musiałam ćwiczyć- mruknęła, wtulając twarz w jego kurtkę.
  - Żeby być najlepsza?
  - Żeby nie wylecieć.
  Dalej ją trzymał. Sam nie wiedział dlaczego. Chciał się nią nacieszyć dopóki mógł.
  - Nikt cię od tego czasu nie przyłapał?- spytał, aby zniwelować panującą wokoło ciszę.
  - Przecież pan to zrobił.
  Miała rację, przyłapał ją na tafli lodowiska, tylko to zlekceważył. Była pijana i za bardzo urocza. Tak bardzo zafascynował się jej osobą, że nie wyciągnął z tego żadnych konsekwencji, nawet nie zainteresował się skąd się tak wzięła. Po prostu wziął jej wymówkę za prawdę.
  Jak nie mógł tego nie zauważyć. Przecież codziennie wieczorem gdzieś znikała. Czasami na godzinę, innym razem na dwie. Robiła to zawsze o tej samej porze, po kolacji i nie skojarzył faktów.
  Powinien być na nią wściekły. Znowu zachowała się bezmyślnie. Chodziła na lodowisko sama, przecież mogła się zranić i nie miałby kto jej pomóc. Tylko nie potrafił, bo zacisnęła dłonie na jego ciele i wyglądała jakby nie zamierzała nigdy go puścić.
  - Skarbie, nie możesz chodzić tu sama, to...
  - Muszę ćwiczyć- przerwała mu warknięciem i po raz pierwszy od dłuższego czasu na niego spojrzała.
  - ... niebezpieczne.- dokończył.
  - Jeszcze nikt mnie nie przyłapał, jeśli pan nie powie...
  - Nie chodzi o to kto wie, ale co może ci się stać. Upadłaś i co jeśli znowu się to stanie? Kto ci pomoże?
  Lila opuściła wzrok i zdjęła ręce z jego ciała. Jej wargi wciągnęły się w wąską linię.
Był przekonany o czym myśli, jednak obiecał i nie zamierzał złamać obietnicy.
  - Nie zabraniam ci. Obiecałem, więc dotrzymam słowa, ale masz przychodzić tu z kimś lub zabierać ze sobą telefon.
  Komórkę zawsze zostawiała w pokoju, co było jedną z rzeczy, która najbardziej go irytowała.
  - Też musisz mi coś obiecać.-Jej oczy błysnęły i był pewien, że to zupełnie się jej nie podoba.- Skarbie, obiecaj, że będziesz odbierać telefony odemnie.
  To była kolejna rzecz, której nienawidził. Jeśli już miała przy sobie telefon zupełnie ignorowała połączenia przychodzące od niego. 
Dziewczyna odsunęła się od niego, zmuszając, aby ją postawił. Czego od razu zaczął żałować, bo odsunęła się o kilka kroków.
Zupełnie mu się to nie spodobało. Była o wiele za daleko. Chwycił ją za rękę i pociągnął tam, gdzie nigdy nie powinien.
Od zawsze był przeciwny wchodzeniu na taflę lodu w butach, ale z Lilą wszytko było zupełnie inne. Chciał po prostu skrócić sobie drogę, aby nie musieć okrążać całego lodowiska, idąc do szatni. Skoro już tu byli mogli zrobić po raz kolejny to, o czym śnił po nocach. Powtórzyć swój wspólny trening.
  - To tutaj urządziliśmy piknik.- wyrzuciła z siebie w połowie lodowiska.
Wzmocnił uścisk na dłoni dziewczyny, próbując nie zaregować krzykiem. To był najdurniejszy pomysł, na jaki mogła wpaść.
  - Panie Kornet, miał pan spytać.
  Jej niepewny głos sprawił, że zatrzymał się na środku lodowiska. Tym razem patrzyła prosto na niego, kiedy na nią spojrzał.
Oczy Lili niepokojąco błyszczały, kiedy przełykał, by móc się odezwać. Było w tym coś niepokojącego, jakby chciała by jej uwierzył.
  - Lila, wystrzeliłaś fajerwerki w sali chemicznej?
  - Nie.

Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz