Rozdział 23

1.9K 122 4
                                    


To było dziwne.
Była sobota, prawie wszyscy uczniowie opuścili szkołę, a ona miała ostatni dyżur w kuchni. Nie mogła wyjść na zewnątrz.
Po śniadaniu została wezwana do sekretariatu. Jakoś nie kojarzyło się jej to dobrze. Nogi trzęsły się jej, gdy tam szła.
Ale tym razem nie dostała kary, nawet nagany. Ta wizyta nawet nie była niemiła.
Dostał bukiet.
Drugi w życiu i to w ciągu dwóch dni.
Na dodatek ten nie był od przyjaciółki, tego była pewna.
Do bram szkoły przyniósł go pracownik kwiaciarni i oprócz odbiorcy nie było żadnej innej informacji o tym, kto go jej przesłał.
Mógł to zrobić każdy, kto dzisiaj opuścił szkołę. Wystarczyło pójść do kwiaciarni znajdującej się w miasteczku i złożyć zamówienie. Więc liczba osób, od których mogła go dostać była ogromna.
Sekretarka była tak samo zdziwiona jak ona, kiedy przekazywała jej bukiet.
Na szczęście nikt jej nie widziałam, kiedy niosła kwiaty do pokoju. Dziwnie by się z tym czuła, gdyby ktoś ją zauważył.
Odkąd tu była nie widziała, żeby ktokolwiek dostał kwiatki, a ona dostała dwa bukiety w ciągu jednej doby.
Kornet podniósł wzrok, kiedy weszła. Odwrócił się na krześle, które jak zawsze zajmował.
Sądziła, że będzie zaskoczony. Jednak dobrze to ukrył, aalbo wcale taki nie był.
  - Znowu kwiatki? Zabraknie nam miejsca w pokoju.
  Skomentował z przekasem, ale nie wydawał się zły.
  - Wiesz od kogo?
  - Nie- przyznała, opierając się o drzwi i wsuwając nos w kwiaty, aby je powąchać.
  - Ładniejszy niż poprzedni?
  Bukiety były zupełnie inne. Składały się z innych kwiatów w zupełnie odmiennych kolorach i nie potrafiła wybrać.
  - Oba są ładne.
  - Od chłopaka?- musiała na niego spojrzeć. Wpatrywał się w nią z dziwną miną, której nie potrafiła rozszyfrować.
  - Już mówiłam, że nie wiem. 
  - Dostałaś kiedykolwiek bukiet od chłopaka?
Zachowywał się dziwnie i nalegał na rozmowę, sprawiając, że skupiła się na nim.
  - Nie.- przyznała z wachaniem.
  - Więc ten jest pierwszy?- na twarzy Korneta pojawił się uśmiech, co niezbyt pasowało do sytuacji.
  - Nie wiem, czy jest od chłopaka.
  - Sądzisz, że jakaś dziewczyna cię podrywa?- prychnął, unosząc brwi do góry.
Była pewna co robi, to samo co wczoraj. Drażnił się z nią.
Musiała zmienić temat:
  - Pożyczy mi pan nożyk?
Wstał bez słowa i kiedy sięgał do jednej z najwyższych półek, pewnie po to, aby sama nie mogła go dosięgnąć podeszła do bukietu, który dostała wczoraj.
Poprawiła kilka listków i wyciągnęła telefon, włączając aparat. To był jej pierwszy bukiet w życiu i zamierzała udokumentować jego istnienie, zanim będzie musiała się go pozbyć.
  - Mam spytać co robisz?- rozbawiony ton Korneta wybrzmiał tuż koło jej ucha.
  Nawet tego nie zauważyła. Stanął tuż za nią, praktycznie przyciskając się do jej pleców. Opuścił głowę, żeby szeptać jej do ucha, co wywołało w jej ciele dreszcze.
  - Czemu nie fotografujesz tego nowego?
  - Już to zrobiłam- przyznała natychmiast.
  W drodze do sypialni, w sali Korneta urządziła bukietowi małą sesje zdjęciową.
  - Lila...?
  Był zbyt niezbezpieczny, kiedy stał tak blisko.
  - Panie Kornet?- musiała to mruknąć, by kontynuował.
  - Gdzie je postawisz?
  O tym zdecydowanie nie pomyślała. Nie było szansy, że dwa bukiety zmieszczą się w jeden wazon.
Kornet odwrócił ją ku sobie. Nawet nie potrzebowała ręki na podbródku, by spojrzeć mu w oczy.
  - Wiesz, czego chcę.
  Wiedziała. Tylko nie rozumiała czemu wypowiedzenie przez nią jego imienia było tak ważne.
Używała jego nazwiska, bo tak zachowywał. Jak nauczyciel, a nie ten mężczyzna, który całował ją na korytarzu i nosił na rękach.
Skoro jej nie wierzył nie mógł być blisko niej, a używanie jego imienia właśnie to oznaczało.
  - Borys, zdobędziesz mi wazon?
  Patrzyła prosto na niego, obserwując jak kąciki ust unoszą mu się w uśmiechu.
Z uniesionymi kącikami ust wyglądał zbyt niezbezpiecznie, nie powinna wogóle przy nim stać, nie mówiąc już o wpatrywaniu się w niego. Tylko nie mogła przestać.
Jej serce wzmocniło swój rytm, a ten dziwny ucisk w brzuchu znowu się pojawił. Przecież to był Kornet, nie wierzył jej, nie ufał. Więc czemu musiała to czuć właśnie do niego? Dlaczego nie mogła reagować na kogoś innego? Powinna wybrać Filipa, tylko jej serce nie chciało słuchać.
Na szczęście to Kornet się odsunął, bo ona nie dałaby rady. Nie mogła oderwać od niego wzroku, kiedy wychodził z sypialni. Dopiero kiedy drzwi się zamknęły, mogła wziąć głęboki oddech.
Mieszkanie z nauczycielem było jeszcze do zniesienia, kiedy był na nią wściekły. Ale ostatnio był niepokojąco miły, a jej serce nie chciało słuchać. Przebywanie z nim w jednym pokoju było niebezpieczne.
Wrócił niepokojąco szybko. Lila nie zdążyła nawet przyciąć wszystkich łodyg w nowym bukiecie, a nowy wazon znalazł się na biurku.
  - Idziesz spać?
  Taki miała plan. Ale to znaczyło przebywanie w pokoju z Kornetem, a tego nie chciała.
  - Chyba pójdę na spacer- sama słyszła wahanie w swoim głosie.
  - Na spacer?
  - Wszyscy wyszli. Jest pusto. Przejdę się w spokoju.
  Próbowała się jakoś wytłumaczyć. Udowodnić, że to co mówi ma jaki cel.
Po raz pierwszy od dawna szkoła była pusta, nauczyciele byli przekonani, że Kornet jej pilnuje. Więc musiał przekonać tylko jego, że jest bezpieczna. Wtedy mogła bez problemu włamać się na lodowisko.
Potrzebowała tego, poczuć lód pod stopami. Nie robiła tego zbyt długo i tęskniła.
Kornet nie odezwał się i musiała odwrócić się, by na niego spojrzeć.
Opierał się o drzwi z dziwną miną. Wpatrywał się prosto w nią, co sprawiło, że poruszyła się niespokojnie.
  - Mogę pójść?- głos jej zadrżał.
  - Przecież ci nie zabraniam.
Ulżyło jej. Wreszcie mogła pójść na lodowisko. I to nie na zajęcia z Brauchem, gdzie patrzył na każdy jej krok. Mogła pojeździć po swojemu.
  - Mam pewne warunki.
  Ręce opadły jej niemal natychmiast. Nic z tego, Kornet będzie jej pilnował, a z nim patrzącym jej na plecy nie była w stanie tego zrobić.
  - Złożysz czapkę i rękawiczki. Masz zapiąć kurtkę pod samą szyję i jeśli będzie ci zimno to od razu wracasz.
  Spodziewała się czegoś innego. Na pewno nie takiego warunku.

Na lodowisku była już kwadrans później. W drodze na nie oglądała się mnóstwo razy, ale Kornet dotrzymał słowa. Nie poszedł za nią. Jedynie zmierzył ją wzrokiem, gdy się ubrała i wrócił do swojej pracy za biurkiem.
Zakładając łyżwy drżały jej ręce. Robiła to mnóstwo razy. Miała długą przerwę, ale nie powinna się tak denerwować. A właśnie tak było.
Wyszła na lód, jednak podskakiwała ze strachu z każdym dźwiękiem, który było słychać w hali. A było tego mnóstwo. Wentylatory chodziły cały czas, wydając szum, który zwykle jej nie przeszkadzał, ale robił to teraz.
Kornet niby jej wierzył, ale nie była pewna, czy może mu ufać.
Nie jeździła dwa miesiące i sama widziała jak jej umiejętności zmalały. Skoki nie wychodziły, piruety nie były dokręcone, nawet kroczki, do wykonywania których zmuszał ją Kornet były złe.
Szło jej fatalnie. Nie powinna być zdziwiona, nie jeździła za długo. Powinna była trenować nawet na sucho, ale nie miała czasu i teraz za to płaciła.
Próbowała się rozluźnić. Myśleć o jeździe, ale ciągle obawiała się, że Kornet stanie obok. Przecież ciągle to robił.
Jednak z każdym powiewiem wiatru, albo skrzypnięciem wentylacji zatrzymywała się, sprawdzając, czy ktoś jest w pobliżu.
Któryś z kolei odgłos był o wiele głośniejszy niż wcześniejsze. Akurat wykonywała skok. Salchow i tak nie wyglądał poprawnie, a przez dźwięk lądowanie też nie wyszło.
Nie ustała poprawnie. Uderzyła krawędzią płozy w lód ze zbyt mocną siłą i nie była w stanie utrzymać równowagi.
Upadła twarzą na lód i w ostatniej chwili zdołała podłożyć ręce pod ciało, aby nie rozbić sobie nosa.
Podziałało. Nos był cały, ale upadła na lewą dłoń ze zbyt dużą siłą. Zajęczała, czując ból.
Przekręciła się na plecy, przyciskając rękę do klatki piersiowej.
Znowu to samo. Znała to uczucie za dobrze. Skręciła rękę, albo złamała.
Bolało, ale nie aż tak, żeby nie mogła wstać. Widziała co pomoże, jeśli usztywni zranione miejsce i nie będzie poruszać dłonią.
Tylko jedyny pielęgniarz w tej szkole zdecydowanie nie mógł się dowiedzieć co się stało. Żądałby prawdy, której nie mogła mu dać.
Zdjęcie łyżew było trudne, tak samo jak zamknięcie lodowiska i przejście całą trasę do szkoły.
Jednak nie tak trudne jak wybór, który musiała podjąć, gdy przekroczyła próg szkoły.
Ręka bolała, ale widziała, że nie ma wyjścia. Zamiast do pokoju Korneta skierowała się na górę. Do swojej dawnej sypialni.
Kaja musiała jej wystarczyć.

Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz