Rozdział 24

1.3K 101 6
                                    


Było źle.
Ręka bolała. Mimo, że Kaja starała się jak mogła na pewno nie było opatrzona poprawnie.
Zdecydowanie czuła różnice między tym jak zrobiła to dziewczyna, a tym jak poprzednio zrobił to nauczyciel. Jednak nie zamierzała pozwolić, aby Kornet to zauważył.
To było trudne. Ukrywanie przed współlokatorem tego, co czuła. Musiała ukrywać przed nim bandaż i uważać na każdy ruch ręki. Nie pokazywać bólu, gdy poczuła ból.
Była pewna, że jeśli zauważy zranienie będzie wymagał odpowiedzi, których nie mogła mu dać. Przecież włamała się na lodowisko. Musiałaby przyznać, że posiada klucz, a nie chciała włączać w to innych, ani Kai, ani bliźniaków.
Więc odsunęła się od Korneta tak bardzo jak mogła. Przestała spędzać czas w pokoju. Przebywała tam tylko, gdy musiała.
Czuła na sobie jego wzrok praktycznie cały czas. Wpatrywał się w nią przez całe zajęcia. Śledził wzrokiem na korytarzu, a gdy była w sypialni praktycznie cały czas był obok. Nie dotykał, ale czuła go przy sobie.
Jednak za każdym razem późnym wieczorem podnosił ją, a jej nogi niemal automatycznie oplatały jego biodra. Nieważne gdzie była, w pokoju Kai, na korytarzu, czy tuż obok niego zanosił ją do łóżka. Po czym obejmował ramieniem i przytulał się do jej pleców.
Przecież nie powinna go lubić. Nie wierzył jej. A mimo to każdego dnia czekała właśnie na to.
Zaczęła znowu chodzić na lodowisko. Musiała robić to wcześniej i przebywać tam krócej, aby Kornet się nie zorientował. Jednak musiała ćwiczyć. Na koniec roku czekał ją egzamin z łyżwiarstwa, który zamierzała zdać. Nawet mimo wszystkich przeciwności losu. Chciała wszystkim udowodnić, jak dobra jest i ile się nauczyła w ciągu tego roku.
I tak to miał być ostatni rok w tej szkole. Już się z tym pogodziła, ale chciała odejść z godnością. A nie jako ofiara.
Jej średnia z zajęć z Kornetem nie miała znaczenia. Te zajęcia musiała jedynie zdać, nawet na najniższą notę.
Natomiast o wiele ważniejsza była dla niej ocena z matematyki. Którą miała okropnie niską. Zajęcia te dalej prowadziła dyrektorka, a ich poziom był okropnie trudny.
Tym razem nie czuła, aby była niesprawiedliwe oceniana. Wszyscy byli traktowani jednakowo i nawet nie zbierała najniższych nóg z pozostałych uczniów.
Ale dla niej te noty były zdecydowanie za niskie. Nie miała szansy uzyskać odpowiedniej średniej, aby zachować stypendium.
Było spokojnie przez kilka dni. Nic się nie działo i miała wrażenie, że się uspokoiło. Aż do czasu, kiedy po raz kolejny została wezwana do sekretariatu.
Nawet jej to nie dziwiło. Ostatnio bywała tam często. Po bukiety, których w sumie dostała już sześć. Pięć od osoby, której tożsamości nie mogła poznać i jeden od Kai.
Tym razem jednak została skierowana do gabinetu dyrektorki. Nogi zaczęły jej drżeć, ledwo tam weszła.
Nawet nic nie usłyszała, a już było ciężko. Zbyt dobrze pamiętała swoje poprzednie wizyty w tym miejscu.
Była pewna, że nie będzie dobrze i się nie mysliła. Na biurku przed nią dyrektorka położyła kartkówkę. Rozpoznała swoje pismo od razu.
  - Liliano Leman, możesz mi to wytłumaczyć?
  Chyba pierwszy raz w tej szkole usłyszła swoje pełne imię.
  - To moja kartkówka- mruknęła z wachaniem, niepewna, czego dyrektorka oczekuje.
  - A to?
  Obok jej pracy znalazła się druga. Już na pewno nie jej. Pismo było inne i Lila pochyliła się, analizując pracę.
Po chwili już wiedziała. Były identyczne. Odpowiedzi były identyczne, dokładnie słowo w słowo.
Spojrzała na górę kartki, gdzie powinien być podpis ucznia, ale naklejona tam biała kartka uniemożliwiła jej rozpoznanie tej osoby.
Ktoś od niej ściągał. Ale jak? Przecież nikomu na to nie pozwalała. Siedziała z Kają, która zawsze miała inne pytania niż ona. Poza tym pismo było inne.
  Dyrektorka nie przestała na tym. Wyciągnęła kolejną pracę, po czym następną i następną. Do każdej jej kartkówki miała kolejną, z identycznymi odpowiedziami jak jej.
  - Lila, czemu ściągasz?
  - To nie ja!- zaprzeczyła natychmiast.
  Przecież pisała sama, uczyła się wieczorami i dawała z siebie wszystko. Nawet nie była świadoma, że ktoś od niej spisuje. I to nie jedną pracę, a wszystkie.
  - Wiesz, co grozi za oszukiwanie?
  Wyrzucenie ze szkoły.
Przecież nic nie zrobiła. Znowu. I zamierzali ją po raz kolejny ukarać.
Za nic.
- Przyznaj się, a kara będzie mniejsza.
  - To nie ja! Nie ścigałam, to ktoś inny musiał...
  - Dyżur w kuchni, przez tydzień.- dyrektorka przerwała jej, nawet nie dając się wytłumaczyć- To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Drugiego nie będzie. Wylecisz ze szkoły, jeśli to się powtórzy.
  To znowu się działo. Przecież dopiero przed chwilą wszystko wróciło do normy. A teraz miało to się powtórzyć.
Nie była na to gotowa.
Nawet nie widziała jak wróciła do sypialni. Zarejestrowała to dopiero, gdy Kornet na nią spojrzał.
  - Lila?
  Potrzebowała się od tego odciąć. Zapomnieć, skupić się na czymś innym. Po prostu przestać myśleć.
Zakryła twarz dłońmi i osunęła się plecami po drzwiach, aby usiąść na podłodze.
Znalazł się obok niej prawie natychmiast. Ledwo usiadła na podłodze, a poczuła ręce na swojej talii. Podniósł ją do góry i przycisnął do swojej klatki piersiowej.
  - Lila, w porządku?
  Wczepiła dłoń w jego koszulę, ściskając mocno za materiał. Żeby nie jej puścił. Zdecydowanie nie chciała zostać sama.
  - Potrzebuję nożyka.
  Dłoń Korneta wplątała się w jej włosy. Przycisnął jej twarz do siebie. Poczuła jak idzie, a po chwili posadził ją sobie na kolanach.
  - Guza potrzebujesz.
  Jego warknięcie było zupełnie przeciwne do ręki, którą ją do sobie przyciskał i drugiej, którą zaczął masować ją po plecach.
  - Lila, co się stało?
W jego ramionach czuła się bezpiecznie. Jakby mógł ją ochronić przed całym światem.
  - Skarbie, musisz odpowiedzieć.
Nie chciała. Poradzi sobie sama, jak zawsze.
  - Będzie ci lżej, jeśli powiesz.
  Przecież i tak nie mógł nic zrobić. Nie była pewna po jakiej stronie stanie Korent. A jeśli po stronie dyrektorki? Przytulał ją, ale to za chwilę mogło się zmienić.
Bardziej poczuła niż usłyszła westchnięcie, które wydał.
  - Skarbię, pomogę, tylko pozwól mi to zrobić.
  Niby jak miał to zrobić. Przecież był tylko nauczycielem.
  - Dobrze. Więc inaczej. Sam zgadnę. Masz tylko kiwać, lub kręcić głową.- jego twardy ton upewnił ją, że już podjął decyzję- Ktoś cię skrzywdził w sensie fizycznym?
  Kiedy nie odpowiedziała chwycił jej podbródek. Siłą zmusił, aby się odsunęła od jego ciała, na co zaprotestowała jękiem.
Kornet zatrzymał swój ruch, ale ciągle była odsunięta od niego o kilka centymetrów, co zupełnie jej nie pasowało.
Nie chciała na niego patrzeć. Emocje dały o sobie znać i łzy pojawiły się w jej oczach, nie zamierzała płakać. Nie chciała pokazać swojej słabości, nie przed nim.
  - Nie ma przytulania bez odpowiedzi.
  - Nie.
  Powiedziała to natychmiast. Było warto. Od razu ponownie została przyciśnięta do torsu mężczyzny.
  - Coś cię boli?
Padło te pytanie, którego nie chciała usłyszeć. Przecież nie mogła skłamać. Byłaby taka sama jak ci, którzy ją oskarżają bez dowodów.
Ręka znalazła się na jej podbródku po chwili. Tym razem kiedy pociągnął ją do góry nie zaprotestowała.
Zamknęła oczy, kiedy skierował jej twarz naprzeciwko swojej. Mężczyzna przesunął palcem po jej policzku, mrucząc jej imię.
Musiała otworzyć oczy.
Kornet zaklnął na widok łez w jej oczach. Jednak od razu połączył fakty:
  - Co cię boli?
  - Ręką- przyznała z rezygnacją.
  Jego wzrok odpadł niżej, na jej przeramiona, zakryte rękawami.
Wiedziała, o czym myśli. Sądził, że znowu się cięła.
  - Nic nie zrobiłam- rzuciła gwałtownie.- To naprawdę niechcący, nie chciałam...
  Sama nie wiedziała, czemu jej tak zależy na jego ocenie. Zaczęła się tłumaczyć, jakby zrobiła coś złego, a przecież tak nie było.
- Ciiii- mruknął Kornet, uciszając ją. - Wierzę ci, skarbie. Skoro tak mówisz to tak jest. Nie denerwuj się.
Wyciągnął rękę i sama podała mu swoją. Próbowała nie skrzywić się, kiedy zabolało. Zdecydowanie tego nie musiał wiedzieć.
Kornet wyglądał na spokojnego. Ona była cała roztrzęsiona, wręcz nie mogła się uspokoić, a on był jej oazą. Pokazywał swoją twardą stronę, której tak bardzo potrzebował.
  Przynajmniej do czasu, kiedy podwinął rękaw i zobaczył jej dłoń, i prowizorycznym bandażem.
Podniósł wzrok i tym razem spojrzał na nią tym ciemnym spojrzeniem. Był wściekły, jednak jego dłonie dalej były delikatne.
  - Chcesz mi wmówić, że to stało się przed chwilą?!
  Prawie krzyknął i zadrżała.
Miała przerąbane.

 

Licz do ośmiu - Część II- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz