Pov: Konopskyy
Razem z chłopakiem dużo jeszcze gadaliśmy. Naprawdę miło i przyjemnie spędzało mi się z nim czas. Można by powiedzieć, że mamy podobne charaktery. Oboje lubimy te same rzeczy i jesteśmy dość podobni z charakteru.
Po moim spotkaniu z Jake'm postanowiłem udać się do swojego mieszkania. Musiał wracać do domu dość wcześnie, dlatego nie widziałem sensu dalszego błąkania się po mieście i tym samym ryzykowania swojemu bezpieczeństwu gdy jestem sam.
Droga z kolei zajęła mi bardzo szybko, ponieważ cały czas od miejsca gdzie rozszedłem się z Jake'iem aż do domu biegłem. Od razu gdy się ode mnie oddalił, znów poczułem to głupie poczucie niebezpieczeństwa. Dlatego znowu chce znaleźć się jak najszybciej tam gdzie moje miejsce, chociaż i tam już nie mam w pełni bezpieczeństwa. Wszystkiego się boje. To największy problem.
Wyciągnąłem klucz po to, by otworzyć mieszkanie, które wcześnie przed wyjściem zamknąłem. Przekręciłem kluczem i nacisnąłem klamkę, by wejść do środka, ale zamiast tego drzwi nadal pozostały zamknięte. Zaskoczony pzekręciłem kluczem w drugą stronę i tym razem, zdołałem wejść do środka. Pytanie tylko jakim cudem udało mi się wejść za drugim razem, skoro drzwi były zamknięte i powinienem się dostać już za pierwszym razem.
Wszedłem, a na start moim oczom ukazał się Wardęga stojący naprzeciwko mnie że skrzyżowanymi rękami.
Wpatrywałem się przez chwilę w niego zaskoczony, nie wiedząc w ogóle, jak zdołał dobrać się do mojej chałupy.
-Jezu Wardęga, co ty tu- Nie dokończyłem, ponieważ wysoki mężczyzna zrobił to za mnie.-Kim do cholery jest ten koleś, z którym dzisiaj się spotkałeś?- Burknął nawet nie odpowiadając na zadane przeze mnie pytanie. Jego wyraz twarzy wyrażał wiele emocji. Najbardziej złość, wściekłość i zazdrość. Pytanie tylko dlaczego.
-S...skąd wiesz, że dziś spotkałem się z kimś- Odsunąłem się o jeden krok w tył, ponieważ trochę przestraszył mnie jego wzrok i ten wściekły wyraz twarzy, który miał ochotę mnie zaraz za to zabić.
-Widziałem cię z nim- Odrzekł obojętnie nadal zostając przy tym samych emocjach.-Ale... To chyba dobrze że... Wiesz, że się z kimś spotykam. Jeszcze w trakcie tej całej sprawy z groź- Nie dokończyłem, ponieważ zdałem sobie sprawę, że prawie wygadałem się, co takiego mnie ostatnio prześladuje. W samo porę stłumiłem ostatnie słowa wewnątrz siebie.
-Jakiej sprawy?- Jego twarz trochę się rozluźniła, a wzrok nie patrzył już na mnie z nienawiścią jak wcześniej, a z niemałym zaciekawieniem.-N-nic. Miałem na myśli... W trakcie tej całej sprawy ze Stuu- Wymyśliłem najgorszą istniejącą wymówkę modląc się w myślach, by brodaty to łyknął i nie dowiedział się o niczym.
-Nie ważne. I tak ten typ wydaje mi się podejrzany, więc nie możesz się z nim spotykać- Znowu powrócił ten sam wzrok, ten sam wyraz twarzy oraz ta sama postawa jego ciała. Nie dowierzałem w to, co przed chwilą do mnie powiedział.Stałem przez kilka dobrych sekund i z niedowierzaniem patrzyłem się w jego tęczówki, które błyszczały czystą nienawiścią w moją stronę. Zupełnie nie wiem, czemu każe mi się przestać z nim spotykać i czemu aż tak bardzo się na mnie wkurzył...
-C-co? Dlaczego?--Mam tak to rozumieć? Mamy kupę roboty przez następny tydzień i jeszcze następny, wprost szaleje ta cała pojebana akcja z tym Stuu i Dubielem, a ty w tym czasie kurwa spotykasz się z jakimś obcym typem w ogóle nie przejmując się niczym?!- Krzyknął na mnie, a ja przerażony odruchowo przyparłem się całym ciałem o drzwi wejściowe do mojego mieszkania.
W kącikach moich oczu już zdąrzyły się zebrać te same żałosne łzy, które odwiedzają mnie każdego dnia nie dając mi chwili spokoju.
Moje całe ciało trzęsło się ze strachu. Skąd w mężczyźnie taka agresja? Skąd w nim to się wzięło? Przecież nigdy w ten sposób nie wyrażał swojego zdania, które z moim było niezgodne. Nawet jeśli się z czymś nie zgadzał to robił to łagodnie. Teraz jednak jest zupełnie inaczej.Znowu poczułem się zagrożony, ale w tej chwili nie przez to, że ktoś może mnie prześladować. Nie przez to, że mogę znowu zostać pobity. Czułem się zagrożony przez własnego przyjaciela, którego w tym momencie nie poznawałem kompletnie.
-Masz zamiar milczyć? Spoko. Ale radzę ci się z tym gnojem nie zadawać, bo tylko pogorszysz sprawę- Przybliżył się o dwa kroki do mnie, a ja nie mogąc dalej oddalić się od niego tylko z przerażeniem wpatrywałem się w jego całą twarz. Wyglądał jakby mnie chciał za to zabić... On naprawdę tak wyglądał...Długo powstrzymywałem się, aby moje łzy nie ujrzały światła dziennego i aby zaraz nie okazać tej słabości, jaka ogarnęła w tym momencie całe moje ciało nie pozostawiając po sobie chociaż małej pewności siebie. Jestem zerem. Jestem kurwa taki słaby.
Podszedł jeszcze bliżej mnie, a ja czułem, jak za chwilę łzy będą ciec po moich policzkach strumieniem. Rozpłacze się jak małe dziecko pozbawione kompletnie poczucia swojego bezpieczeństwa. Boje się już nawet własnych przyjaciół... Boje się, że coś mi za chwilę zrobi...
Moje serce nie wyrabiało z własnym rytmem. Czułem się taki słaby.
Podszedł do drzwi, otworzył je i bez słowa wyszedł na zewnątrz trzaskając drzwiami, którymi sekundę wcześniej się podpierałem. Gdybym nie przesunął się w porę, trzasnąłby i uderzyłby mnie tymi drzwiami...
Gdy zostałem kompletnie sam w swoim mieszkaniu, moje łzy z prędkością światła wylały się z moich oczu pozostawiając po sobie żałosną pustkę.
Czuje się kurwa taki słaby i żałosny. Cały jestem żałosny. Nie zasługuje na nic. Nawet na jebane życie.Jestem kurwa nic nie wartym zerem. Nikt mi już nie pomoże.
-------------------------------
I mamy pierwszą kłótnie naszych nierozłącznych kochanków. Nawet sama Wardegi nie rozumiem czm tak się wściekł na konopa xdd pomine fakt że to ja pisałam... Miłego dnia! ❤️
CZYTASZ
Forever Together - Wardęga i Konopkyy
RomanceGdy w internecie szaleje zachłanna burza rodząca się przez ostatnie wydarzenia ze Stuu, Wardęga oraz Konopskyy próbują, by światło dzienne ujrzały nowe dowody podesłane przez ofiary Stuarta, lecz to nie wszystko. To nie jest tylko zwykła drama w int...