🥀twenty seven🥀

111 11 56
                                    

Pov: Konopski

Po wczorajszym incydencie całą swoją złość wyładowałem na krzyczeniu i waleniu w poduszki, które były w zasięgu mojej ręki. Byłem wściekły. Nie mogłem uwierzyć, że po tym wszystkim Wardęga dalej traktuje to jak coś niepoważnego nie zdając sobie w ogóle sprawy, jak bardzo mnie tym skrzywdził. Do tego stopnia, że sam zacząłem sobie robić krzywdę.

Racja przepraszał i to nawet wielokrotnie. W jego oczach nie kiedy było widać łzy, ale nie przekonywało mnie to w żadnym stopniu. W jego głosie te przeprosiny brzmiały tak nieszczerze, a taktyka płaczu też musiała zostać przez niego opanowała skoro tak dobrze wychodziło mu to udawanie.

Mówił, że najlepiej jest o tym wszystkim zapomnieć, bo przecież "było minęło". W życiu nie słyszałem głupszego argumentu użytego w kłótni między dwiema osobami. Te słowa także mnie zabolały. Mężczyzna nie zdaje sobie sprawy do jakiego stanu mnie doprowadził. Ale powinienem mu mimo wszystko wybaczyć, bo przecież było minęło nie cofnie się czasu.

Tylko, że jakbym mu wybaczył jestem pewien, że za jakiś czas robiłby bardzo podobne rzeczy. Tacy już po prostu są ludzie. Gdy popełnią błąd tym samym raniąc jakąś osobę, ta zraniona osoba po jakimś czasie mu wybacza i na nowo jest to samo. Czasem ludzkość w tych czasach mnie przeraża.

W głowie dalej odtwarzały się sceny naszej kłótni, która niewyobrażalnie mnie zabolała. Mimo mojej nienawiści do niego nie chciałem się z nim kłócić, ale nie pozostawiał mi innego wyboru przez swoje głupie pierdolenie i bezmyślne zachowanie sprzed kilku tygodni.

Gdy wróciłem do swojego mieszkania okazało się, że Jake poszedł na chwile po zakupy na najbliższe kilka dni, więc idealnie miałem okazję pobyć sam i w między czasie rozładowywać swoje emocje na przedmiotach codziennego użytku.

Naprawdę dzisiaj czułem się okropnie i mam nadzieję, że los nie dobije mnie w tym dniu jeszcze bardziej.

Leżałem teraz na wygodnym łóżku przewracając się z jednego boku na drugi. Dzisiaj spałem tylko marne trzy godziny. Większość czasu myślałem o wczorajszym dniu. Ta cała beznadziejna rozmowa z Wardęgą naprawdę nie da mi spokoju przez najbliższy tydzień.

Nim się obejrzałem, dochodziła godzina dwunasta. Nie do wiary, że jakiś głupi incydent sprzed kilku godzin potrafił tak zaprzątać moją głowę, że wstałem z łóżka aż w południe.

Poczułem czyjeś ręce na swojej talii, a później całe ciało, którym oplatał mnie ktoś z tyłu. Od razu rozpoznałem kto leży za mną. Jego dotyk mógłbym rozpoznać wszędzie. Mocno wtulił się w moje plecy oplatając ręce wokół mojej talii, a ja z nieśmiałym uśmiechem na swojej twarzy oddałem tą czułość.

Jake jest jedyną osobą, która umie w stu procentach mnie odstresować i tylko przy nim zapominam o moich zjebanych problemach, które ostatnio coraz bardziej mnie dobijają.

— Dzień dobry piękny. Pora wstawać — Wyszeptał mi do ucha, a ja czując jego ciepły oddech na swojej szyi zamarłem robiąc się cały czerwony.
— Piękny? — Zająkałem się na słodkie przezwisko z ust mojego przyjaciela. No właśnie przyjaciela. Ostatnio zachowujemy się dosłownie jak para, chodź nawet nią nie jesteśmy. Nie ukrywam, ten chłopak rozkochał mnie w sobie aż za bardzo.

— Mogę tak na ciebie mówić? — Bardziej wtulił się w moje ciało, a moje serce biło nieco szybciej. To słodkie, że praktycznie codziennie jeden raz na dzień obdaża mnie tymi przeuroczymi przezwiskami i komplementami. Jest mi wspaniale z myślą, że komuś wreszcie się podobam. W sensie w tym przyjacielskim znaczeniu. Wątpię, bym podobał się Jake'owi w ten romantyczny sposób.

Forever Together - Wardęga i KonopkyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz