Prolog

950 37 18
                                    

Trzy dni wcześniej

Jak to możliwe, że coś, co kochało się całym sercem, całą swoją duszą, zamieniło się w mękę? Jak to możliwe, że pasja, która stała się jej pracą, przerodziła się w karę? Nie miała zielonego pojęcia. Każdego dnia, gdy stawała przed lustrem i wpatrywała się we własne odbicie widziała kogoś obcego. Widziała kobietę, którą nigdy nie chciała się stać.

Była ślepa. Podążała nie wiadomo gdzie, gubiąc się po szlaku, który jej wyznaczono.

Bywały takie chwile, gdzie pod wpływem bardzo silnego impulsu, pragnęła uciec. Zaszyć się gdzieś. Wyrzucić, a najlepiej zniszczyć telefon, w nadziei, że każdy o niej zapomni.

Żyła w przekonaniu, że i tak kiedyś ten moment nastąpi. Wiedziała, że każdy człowiek na tej Ziemi, kiedyś umrze. Ludzie będą go opłakiwać, przejdą przez żałobę, następnie przyjdzie czas pogodzenia się z tym, lecz tęsknota nadal będzie w nich żyła, a potem... A potem nastanie ciemność. Zmarłe dusze staną się tylko imionami i nazwiskami wyrytymi na nagrobkach.

Tak, to dość przygnębiająca teoria. Nie da się tego nawet nazwać realizmem, a wręcz pesymizmem.

Z myśli wyrwał ją głos kobiety o jasnych, lśniących włosach, która przyglądała jej się z zmartwieniem.

– Leo, wszystko dobrze?

Spojrzała pustym wzrokiem na przyjaciółkę, która wyglądała, jak marzenie każdego mężczyzny. Delikatny makijaż, jasne włosy, które były naturalnie proste. Zawsze zazdrościła tego Avie, że nie musiała się z nimi tak męczyć. Prosty nos i oczy, które hipnotyzowały czekoladowym odcieniem.

Leocadia założyła blady uśmiech, który wyćwiczyła do perfekcji. Wygładziła materiał czarnej sukni, która sięgała do kostek i była na tyle obcisła, że myślała, że się w niej udusi.

Jednak, czego się nie robi dla pięknych zdjęć na czerwonym dywanie, które potem zobaczy cały świat, czyż nie?

– Oczywiście, tak jak zawsze. – Kłamstwo z jej ust brzmiało, jak najpiękniejsza prawda.

Albowiem, każdy z nas był kłamcą. Mogło być to małe, nic nieznaczące dla kogoś kłamstewko, ale była jeszcze ta druga opcja. Kłamstwo zapakowane w piękny prezent, przez który po otwarciu, ludzie wylewali łzy, ogromną gorycz lub złość.

Ava otworzyła jej drzwi. Skinęła głową na znak podziękowania, po czym wsiadła do samochodu. Zapięła pasy i odwróciła wzrok w stronę szyby. Gdy przyjaciółka usiadła obok niej, poleciła kierowcy, że może ruszać.

Leocadia podziwiała po raz któryś te same bostońskie wieżowce i ludzi , którzy szli z parasolkami w rękach. Kiedy znużenie dało o sobie znać, zaczęła przyglądać się kroplom deszczu, które prowadziły ze sobą wyścig na szybie auta.

Tak bardzo skupiła się na obserwowaniu, że straciła poczucie czasu, a oni lada moment znaleźli się w miejscu, na które Leocadia miała dotrzeć. Zaproszono ją na premierę filmu. Wiedziała, że stało się tak ze względu na to, że była dobrą znajomą reżyserki, która nie wyobrażała sobie tego dnia bez niej.

– Poczekaj tutaj cierpliwie, otworzę ci drzwi, gdy będziesz mogła wysiąść – poleciła jej managerka.

Leo nie odezwała się ani słowem, tylko przytaknęła.

Poradzę sobie. Kilka godzin i skończy się udawanie. Przecież jestem w tym świetna, uspokajała samą siebie, mając nadzieję, że to pomoże. Nie chciała na następny dzień przeczytać jakiegoś artykułu, w którym nazywają ją niewdzięczną, niezadowoloną gwiazdeczką.

Pukanie do szyby dało o sobie znać. Leocadia odpięła pasy, przybrała promienny wyraz twarzy. Pewien wysoki mężczyzna, odziany w czarny garnitur otworzył jej drzwi i podał rękę, aby mogła wysiąść. Pierwsze, co ujrzała to dziennikarzy, którzy przeciskali się między sobą.

Przy pomocy – jak się domyślała – ochroniarza, wysiadła z samochodu. Delikatnie pomachała w stronę dziennikarzy, którzy wykrzykiwali jej imię. Wyprostowała się i otaksowała wzrokiem wszystkich, którzy robili jej zdjęcia. Nienawidziła tego. Nienawidziła blasku fleszy.

Gdy była młodsza to wszystko, co teraz się działo w jej życiu, wyglądało niczym piękna bajka stworzona przez Disneya. Och, jak mała Leocadia się pomyliła...

– Leocadio! Opowiesz nam coś może o nowej płycie albo o teledysku, który tworzycie?

Popatrzyła na młodego chłopaka, który jasne włosy zaczesał do tyłu, na zębach ukazał się aparat, przez który wydawał się być jeszcze młodszy.

Przy jej ustach znalazł się kolejny mikrofon. Starała się mimo wszystko zachować spokój, choć kątem oka zerknęła na Avę, która podeszła do jednego z ochroniarzy i coś mu powiedziała na ucho.

– Leocadio, jak nastawienie przed obejrzeniem filmu? A może miałaś szansę obejrzeć tą produkcję wcześniej?

– Leo! Leo! Czy to prawda, że spotykałaś się z Henry'm Sunderlandem?

Leocadia zapragnęła przewrócić oczami, gdy usłyszała to jakże durne pytanie. Już wiele razy zdementowała te plotki, tak samo, jak i Sunderland, więc czego oni jeszcze od niej oczekiwali? Że nagle zmieni zdanie i powie, że to prawda?

Ava złapała ją pod ramię i pociągnęła za sobą, starając się odciągnąć ją od tłumu dzikich hien. Tak mówiły na tych, pożal się Boże, dziennikarzy. Przez to, że rzadko kiedy udzielała wywiadów, była smacznym kąskiem dla mediów.

Zbliżały się do czerwonego dywanu, ale zanim zdążyły się na nim znaleźć, rozbrzmiał dookoła przeraźliwy huk, a następnie krzyki. Padło kilka strzałów nie wiadomo skąd. Kula trafiła w jednego z dziennikarzy, który stał najbliżej Leocadii. Spojrzała na tego mężczyznę, który ledwo łapał oddech. Jakiś dwóch facetów podeszło do niego, ale z tego, co zdążyła zauważyć, to ten już stracił przytomność.

W jej głowie zapaliła się czerwona lampka.

To ona miała przyjąć tą kulkę. To ona miała zostać postrzelona. To ona najprawdopodobniej miała zginąć.

Jej serce zaczęło wybijać niespokojny rytm. Bała się, że zaraz się popłacze, a tak bardzo nie chciała po sobie pokazać, że się cholernie wystraszyła. Nie chciała dać komukolwiek tej satysfakcji. Toczyła walkę sama ze sobą. A ten kto walczył z samym sobą, doskonale wie, ile to kosztuje wysiłku i jak potem czuje się psychicznie człowiek.

Wszystko działo się w zawrotnym tempie. Jeszcze przed chwilą znajdowała się blisko ścianki, na której robiło się zdjęcia, a zaraz ciągnięto ją w stronę samochodu. Dookoła siebie miała pełno mężczyzn, tym razem uzbrojonych w broń. Wręcz na siłę wpakowali ją do samochodu, tak samo, jak i Avę, która przytuliła mocno Leocadię, gdy samochód ruszył z piskiem opon.

– Może pojedziemy do mnie? – szepnęła, głaszcząc ją po włosach.

– Nie – Leocadia zaprzeczyła niemal od razu. – Chcę do domu. Chcę znaleźć się w moim domu, proszę – powiedziała drżącym głosem.

– Csii... Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie, spokojnie, Leo – uspokajała ją.

Wtuliła się do przyjaciółki i zamknęła oczy.

W głowie przewijał jej się tylko jeden moment. Ten dziennikarz. Ten niewinny człowiek, który w pewnym sensie uchronił ją przed postrzałem. Bała się, że przez nią on umrze. Choć wcale to nie była jej wina. To nie ona nacisnęła na spust. To nie przez nią padły strzały.

Boże, dlaczego akurat ona musiała znaleźć się w centrum całej tej popieprzonej sytuacji?

Kto obrał ją sobie na cel?


Hej, skarby! Zaczynamy nową erę, nową przygodę. Dajcie koniecznie znać o swoich odczuciach, związanych z prologiem.

Mam nadzieję, że przygotowaliście się na dawkę emocji, którą Wam zaserwuję.

Twitter: #ULL_AN
Twitter: ami_dalia_watt
Instagram: amelianowinska_autorka

Ugly Little Lies [+16] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz