Rozdział 5. Destrukcja

413 22 8
                                    

Nicość.

Otchłań.

Mrok.

Wszystko zlewało się w czerń. Czuła się tak, jakby trafiła do próżni. Nic nie czuła. Niczego nie słyszała.

Ten stan mogła nazwać błogim, a jednocześnie okropnym, bo w rzeczywistości nie wiedziała, co działo się z jej ciałem. Czy w końcu poczuła się wolna? Bo przecież o tym marzyła. Marzyła, żeby pozbyć się tej złotej klatki, której nikt nie próbował nawet zauważyć.

Mimo tego, że powieki odmawiały posłuszeństwa, to jakimś cudem zmusiła się do tego, aby otworzyć oczy. Długo jednak to nie trwało, bo oślepił ją blask światła, który był charakterystyczny dla szpitali. Syknęła cicho. Jej głowa niemiłosiernie pulsowała, suchość w gardle była na tyle mocna, że bez przerwy przełykała ślinę. Spomiędzy jej ust uleciało ciężkie westchnienie. Niedawno, co się obudziła, a już dopadało ją zmęczenie.

– Leo? W końcu się obudziłaś. Jezu, jak dobrze – jak przez ścianę dobiegał do niej kobiecy głos.

Zebrała w sobie odpowiednią ilość siły, aby obrócić głowę i popatrzeć na kobietę, która do niej mówiła. Oblizała spierzchnięte usta. Na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech, gdy rozpoznała twarz przyjaciółki.

Ava, nie zostawiła mnie samej.

– Jak się czujesz? – zapytała szeptem.

– Ja... – urwała, nie wiedząc tak naprawdę, jak powinna odpowiedzieć na to pytanie.

Ava patrzyła na nią zmartwiona, delikatnie złapała ją za dłoń, gładząc kciukiem jej wierzch.

– Spokojnie, odpoczywaj – szepnęła. – Gdyby nie Vaughn, to nie mam pojęcia, co bym zrobiła. Spanikowałam, gdy zobaczyłam, że leżysz na tej podłodze. To było straszne. Tak cholernie się o ciebie bałam. Błagam, nie rób już tak nigdy więcej. Obiecaj mi, że już nigdy więcej nie zrobisz takiej głupoty. To było bardzo nierozsądne. Mogło się o wiele gorzej skończyć.

Leocadia wpatrywała się w nią z zdezorientowaniem. Zmarszczyła brwi. Przez większość czasu, ani trochę nie wiedziała o czym Ava mówiła. Jednak ostatnie zdanie wybudziło ją z transu, w którym się znalazła.

Wiedziała.

Odwróciła wzrok. Zacisnęła wargi w cienką linię. Zastanawiała się w jaki sposób z tego wybrnąć.

Uświadomiła sobie, że jej sekret wyszedł na jaw. Nie chciała, żeby Ava i Vaughn dowiedzieli się, że zażywa tabletki uspokajające, czasami w zbyt dużych dawkach.

Ale ona po prostu chciała przeżyć. Przeżyć ten wywiad, jak i resztę dnia. Wydawało jej się, że to jej pomaga. Że w końcu zaczyna sobie radzić. Że znalazła sposób na te gorsze dni.

Myliła się. Cholernie się myliła i teraz doświadczała negatywnych skutków.

– Przepraszam... Ja... Ja... Nie chciałam cię zawieść – odparła zachrypniętym głosem. Chrząknęła kilka razy, aby pozbyć się chrypy.

– Leo, ale o czym ty w ogóle mówisz? – oburzyła się. – Nikogo nie zawiodłaś. Masz gorszy czas, to jest zrozumiałe. Nie będę cię obwiniała za coś nad czym ewidentnie nie masz wpływu. Chcę ci pomóc. Moja koleżanka jest tareputką i może uda jej się tobie pomóc. Wszystko się ułoży, zobaczysz.

Niepokój zawitał w umyśle Leocadii. Nie, to nie był niepokój, a istna panika.

Pokręciła gwałtownie głową. Zignorowała pulsowanie skroni.

– Nie. Żadnej terapeutki. To chwilowe, Zwykły kryzys. Poradzę sobie sama.

– Leo, ale...

– Żadnego ,,ale'', rozumiesz? – posłała w jej kierunku błagalne spojrzenie.

Ugly Little Lies [+16] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz