Rozdział 2. Pierwsza obietnica

618 26 17
                                    

Vaughn nic nie robił sobie z tego, że Leocadia chciała go zwolnić. Doskonale wiedział, że tak naprawdę zgadzała się z nim, ale nie chciała tego przyznać. A to oznaczało, że czekały go ciężki dni, tygodnie, a może nawet i miesiące przy tej kobiecie. Jednakże, wynagrodzenie na pewno mu to rekompensowało.

– Zwalniasz mnie? – Uniósł brew, starając się ukryć rozbawienie. Tak, powinien być profesjonalny, ale patrząc na jej wyraz twarzy, nie dało się. Po prostu się nie dało. Kobieta obdarzała go surowym spojrzeniem, jakby co najmniej wybił całą jej rodzinę, a potem ukradł psa czy kota, w zależności, które zwierzę lubiła bardziej. – Powiem ci, że to bardzo ciekawe.

Zamierzał zagrać z nią w małą grę. Był pewien, że rybka szybko połknie haczyk i ani trochę się nie mylił.

– Co jest niby takie ciekawe?

Właśnie takiego pytania oczekiwał.

Nie powinien wykorzystywać tego, że sporo przeszła w ostatnich dniach i jej umysł nie pracował w odpowiednim tempie. Świetnie zdawał sobie z tego sprawę, ale jej przyjaciółka zapoznała go z większością informacji. Dlatego nie zamierzał tak szybko się poddać, tym bardziej, że czuł, że kobieta potrzebuje ochrony.

Już trochę pracował w tym zawodzie, więc nadawał się idealnie na ochroniarza Leocadii Lambert i planował jej to udowodnić.

– Jesteś bardzo uparta, Leocadio – wymawiał jej imię w ten specyficzny sposób, przez który kobieta jeszcze bardziej się wyprostowała. – I w tym przypadku to nie jest twoja zaleta, a chyba cię zaskoczę, ale wada – kontynuował wypowiedź, nie spuszczając z niej wzroku. – Nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Jesteś dorosłą kobietą i sama podejmiesz decyzję, ale tak szczerze. Czemu chcesz mnie zwolnić, jeżeli nawet nie zobaczyłaś w jaki sposób pracuję? Nie porozmawiałaś ze mną czy mam jakiś wstępny plan. Racja, twoja przyjaciółka się ze mną skontaktowała, ale to z tobą zechciałem porozmawiać, a nie z nią. To z tobą chciałbym przegadać wszystkie, najważniejsze kwestie.

Zauważył zmianę w mimice jej twarzy. Nie widział już zdezorientowania, a raczej próbę przemyślenia tego co powiedział. Narodziła się w nim nadzieja, że nie zamknie mu drzwi przed nosem.

Zapadła pomiędzy nimi cisza, więc w końcu miał więcej czasu, żeby dobrze jej się przyjrzeć. Może to być dla kogoś dziwne, ale lubił obserwować ludzi. Lubił ich obserwować oraz słuchać. Można to nazwać skrzywieniem zawodowym. Weszło mu to już w nawyk.

Leocadia mimo tego, że miała na sobie dużą bluzę z kapturem, to jej szyję ozdabiał piękny naszyjnik z pereł, który dodawał jej tej klasy, o której media zawsze się rozpisywały, gdy nadarzyła się taka okazja. Chcąc nie chcąc kojarzył ją, ale na pewno nie mógł się nazywać fanem bądź psychofanem.

Ciemne włosy kontrastowały z jasną cerą. Widać było oznaki zmęczenia i kilka nieprzespanych nocy. Pod oczami zrobiły jej się sińce. Na dodatek miała suche usta, a jej niebieskie oczy nie błyszczały tak, jak na tych wszystkich zdjęciach, które było mu dane zobaczyć.

Leocadia zrobiła kilka kroków do tyłu, i skinęła głową na znak, że Vaughn może wejść. Na twarzy mężczyzny zagościł zwycięski uśmieszek.

Połowa sukcesu za mną.

Gdy wszedł w głąb domu, od razu znalazł się w salonie, który został połączony z kuchnią. Nie rozglądał się zbyt długo, bo nie chciał, żeby kobieta poczuła się niekomfortowo we własnym domu.

Podstawą dobrej współpracy było zapewnienie komfortu i poczucia bezpieczeństwa. Dzięki temu miał większe szanse, żeby przekonać do siebie Leocadię. Poza tym, potrzebował tej pracy. Małe zlecenia przestały mu wystarczać. Domagał się tej adrenaliny, za którą naprawdę się stęsknił.

Ugly Little Lies [+16] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz