Rozdział 14. Sztuka przyciągania

307 19 6
                                    

Czas nie był łaskawy. Przemijał w zawrotnym tempie, stawiając na naszych drogach kolejne problemy, chwile zwątpienia, ale również i te dobre momenty, które pragnęło się zachować w pamięci już na zawsze. Wskazówki zegara przesuwały się, a wraz z nimi następowały zmiany.

Minął już tydzień od dnia, w którym pomiędzy Leocadią a Vaughnem doszło do sporego nieporozumienia. Niestety, ale Leocadia trzymała się z dala od mężczyzny. Odzywała się do niego, gdy musiała. Patrzyła na niego ukradkiem, a kiedy on również na nią popatrzył, odwracała zaraz wzrok.

Vaughn nie krył się z tym, że dotykało go to, i to bardzo. Posłuchał rady Oscara. Małymi kroczkami starał się pokazywać Leocadii, że nie żałował ani jednej chwili spędzonej u jej boku. Zwiększył przy okazji ochronę. On zawsze znajdował się blisko niej, wokół domu zaś stał Nicholas i reszta mężczyzn, z którymi już współpracował podczas pokazu. Najlepiej się z nimi dogadywał, więc nie widział potrzeby, żeby kogoś zmieniać. Poza tym, dzięki temu powrócił do niego spokój, za którym zdążył się już stęsknić.

Wszystko wyglądałoby normalnie, gdyby nie świadomość, że przez kilka głupich słów zniszczył więź, która pojawiła się pomiędzy nimi. To właśnie tego żałował, a nie pocałunku. Robił, co tylko mógł. Starał się rozmawiać z kobietą, choć ta szybko ucinała pogawędkę. Próbował postawić się w jej sytuacji, zrozumieć ją, aby nie złościć się na nią. Choć coraz częściej przyłapywał samego siebie na coraz większej frustracji.

Może dla niej też ten pocałunek coś znaczył? Albo po prostu ją uraziłem i sobie coś ubzdurałem?

Dość często się nad tym zastanawiał. A w zasadzie to codziennie. O poranku, a w szczególności w nocy, gdy zostawał sam z tornadem myśli. Nie spał zbyt wiele, ale o dziwo nie potrzebował snu. On potrzebował zauważyć w niebieskich tęczówkach Leocadii to zaufanie. Te małe tańczące iskierki. Chryste, zrobiłby wszystko, aby cofnąć czas i wrócić do tej jednej chwili gdzie siedzieli w knajpce i po prostu cieszyli się tym, że mogą wyrwać się z tego świata. Zdarzało mu się wracać do tej chwili, bo dzięki temu czuł spokój.

Leocadia w ogóle się nie uśmiechała. Nie widział tego szczerego uśmiechu. Szczerze mówiąc to dotychczas nie było mu dane ujrzeć tej prawdziwej radości, ale nauczył się to zauważać w jej oczach, które od jakiegoś czasu wydawały się być takie ponure, smutne i zmęczone.

Dalej ją zaczepiał i żartował. Specjalnie nazywał ją szefową, łudząc się, że to wzbudzi w niej jakieś emocje.

Czyny, a nie słowa. Pouczał samego siebie każdego dnia. Tak naprawdę to uczył się tego. Uczył się okazywać te emocje za pomocą czynów. Zawsze uważał, że świetnie sobie z tym radzi, ale przy Leocadii wszystko stawało się trudniejsze i czasochłonne.

Wrócił wspomnieniem do jednej rozmowy, która miała miejsce dokładnie dwa dni temu.

– Powinnaś odpocząć po dzisiejszym dniu. Siedziałaś w studio ponad pięć godzin, twój organizm jest zmęczony. Pomyślałem, że może chciałabyś zrobić sobie jakiś maraton filmowy, a ja przygotowałbym najróżniejsze przekąski – zaczął temat, gdy już jechali do domu.

Leocadia z zawahaniem popatrzyła na niego, ale już zaraz odwróciła wzrok.

– Nie ma takiej potrzeby. Pójdę od razu do sypialni i trochę się prześpię.

– Jesteś pewna? Nie chciałabyś trochę się rozluźnić? Obejrzymy, co tylko zechcesz – zapewnił.

– Nie, naprawdę nie mam ochoty na oglądanie. Ale jeśli tak bardzo chcesz to możesz sam coś obejrzeć. Salon jest do twojej dyspozycji.

Ugly Little Lies [+16] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz