– Vaughn, obiecuję, że będę na siebie uważać. Zawsze z Avą spędzamy chociaż jeden tydzień przed świętami.
– Nie mogę na to pozwolić. Albo ja jadę z wami, albo ktoś ode mnie. Innej opcji nie ma. Nie pozwolę na to, żeby tobie lub wam stała się jakakolwiek krzywda.
Leocadia zawsze w okresie świątecznym wybierała się gdzieś z Avą, żeby spędzić ze sobą trochę czasu przed świętami. Pozwalały sobie na odpoczynek po całym roku, gdzie zawsze sporo się działo.
Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z ryzyka, ale potrzebowała takiego wyjazdu. Potrzebowała oczyścić umysł.
– Znasz znaczenie babskiego wyjazdu?
Vaughn westchnął ciężko i spojrzał w górę. Mamrotał pod nosem coś niezrozumiałego. Wyglądało to tak, jakby liczył.
Rozumiała jego obawy, ale nie uważała, że naprawdę ktoś spróbuje po raz kolejny w nią uderzyć. Policja skoncentrowała się na Henry'm, który wydawał się najbardziej podejrzany. Vaughn wspomniał jeszcze o Tobiasie, ponieważ raz nie przypadło mu do gustu jego zachowanie. Leocadia nie ukrywała wtedy swojego zdziwienia, ale wiedziała, że powinna mieć oczy dookoła głowy i nie pozwalać sobie na większe spoufalanie. Ona za to podejrzewała swoją matkę, która wielokrotnie pokazała, że jest zdolna do najbardziej okropnych czynów. Nie kochała Leocadii, życzyła jej, jak najgorzej, więc układało się to w całość. Śledztwo nie stało miejscu, to fakt, ale też nie było za dużo nowych dowodów. Nikt się z nią nie kontaktował. Nikt nie próbował jej w coś wplątać. Może faktycznie to była cisza przed tak zwaną burzą?
– Znam, ale w tym przypadku nie mogę was puścić bez jakiejkolwiek ochrony. Jeżeli ten ktoś nadal cię śledzi albo, co gorsza jest ich kilku i się nawzajem informują o tym, gdzie aktualnie jesteś, to nadal grozi ci ogromne niebezpieczeństwo, a ja nie zamierzam cię stracić.
Leocadia spuściła wzrok na dłonie. Bawiła się nerwowo pierścionkiem, przekręcając go w jedną i drugą stronę.
– Wiem – szepnęła. – Ale chcę nadal normalnie żyć. Policja ma na oku potencjalnych podejrzanych. Nie zakładajmy z góry, że wydarzy się coś złego.
Vaughn w przeciągu paru sekund znalazł się blisko niej. Uklęknął przed nią i złapał ją za obie dłonie.
– Uwierz, że gdyby nie ta sytuacja, to od razu bym cię puścił. Nawet nie musiałabyś mnie pytać o zgodę, bo jesteś wolnym człowiekiem i możesz robić, co tylko twoja dusza zapragnie. Ale nie jest tak. Dwa razy próbowano cię zabić. Kilka razy dostawałaś niepokojące liściki. Henry wygadywał bzdury na twój temat. Ojciec nagle wyznał, że kupił twoją karierę, tłumacząc się tym, że ten jeden raz chciał zrobić dla ciebie coś dobrego. Tobias niby zachęcał nas do udawanego związku, ale ewidentnie mu coś nie pasowało. Zauważ, że rzadko kiedy się z nami kontaktuje, a jeżeli już to z Avą. A Kylie? Najpierw cię obraża, ma pretensje, a potem zamiast cię przeprosić, to ona wysłała głosówkę do Avy. Jest zbyt wiele niewiadomych. Musimy być ostrożni.
Głos Vaughna był przepełniony troską i szczerością. Leocadia wiedziała, że wiele się wydarzyło. Wiedziała, że powinna uważać. Ale po tylu latach zapragnęła żyć, a nie tylko egzystencjować. Musieli pójść na jakiś kompromis.
– W takim razie poproś Nicholasa i resztę, żeby się przygotowali, bo dzisiaj wyjeżdżamy.
– O której? – Uniósł brew.
– Popołudniu. Wyjeżdżamy do takiego domku rodziców Avy, którym oczywiście ona się zajmuje, bo im się już nie chce na stare lata.
– Gdzieś na obrzeżach Bostonu, tak? – zgadywał.
CZYTASZ
Ugly Little Lies [+16]
RomanceBrzydkie, małe kłamstewka stają się dużymi kłamstwami, gdy poznaje się gorzką prawdę. Za pięknymi twarzami, kryją się obrzydliwe słowa i spojrzenia pełne pogardy. Za pięknymi sukniami i garniturami, kryją się ludzie, którzy gdyby dostali taką możliw...