Epilog

573 32 15
                                    

4 lata później

– Tato, ja ciem ciukielka! – marudziła Leora.

– Mamusia zaraz gra koncert. Jeżeli się spóźnimy to mnie zabije – tłumaczył Vaughn. – Dostaniesz cukierka, nawet dwa, ale później, dobrze?

Leora była małą kopią Leocadii. I właśnie przez to Vaughn miał ogromną słabość do swojej małej księżniczki. Dla niej byłby gotów wybudować zamek, jeżeli by sobie tego zażyczyła. Zgadzał się na naprawdę wiele rzeczy. Ale gdy patrzyła na niego, tymi dużymi, niebieskimi oczkami, które tak bardzo przypominały oczy Leocadii, to nie był w stanie utrzymać silnej woli. Dlatego to Leocadia była głosem rozsądku, gdy w grę wchodziły zachcianki małej księżniczki.

Na rękach trzymał Leorę, zaś za mały palec u lewej ręki trzymał go Vince. Tak, Leora i Vince byli bliźniakami. Vince był tym spokojniejszym w tym duecie. Leocadia często się śmiała, że odziedziczył to po Vaughnie. Leora kochała szaleć, a Vince jako jej braciszek ją pilnował. Ich miłość była przecudowna, przez co niejednokrotnie Vaughn musiał uspokajać Leocadię, która całkowicie się rozklejała, gdy patrzyła na pociechy.

– A ty coś chcesz mały gentlemanie?

Vince uniósł główkę i poprawił czuprynę, ciemnych loków. Spojrzał na Vaughna z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ułożył usteczka w dzióbek, a zaraz powiedział:

– Ciem gojącią.. cie.. cie... – szukał słowa, ale wychodziło mu to w przezabawny sposób.

Vaughn patrzył na synka z lekkim rozbawieniem.

Szli długim korytarzem. Przed każdym koncertem Leocadii, przychodzili do jej garderoby, żeby ją wesprzeć.

– Gorącą czekoladę? – zgadywał.

– Tak! – Vince podskoczył do góry.

– Gdy wrócimy do domu to zrobimy sobie maraton bajek, co wy na to?

Bliźniaki wydały z siebie okrzyk radości.

Klub Winx – zadecydowała Leora.

Vince jęknął męczeńsko.

– Nieee. Tato, nie zgadziaj siem – wymamrotał niezadowolony. – Psi patlol, plosie.

– Nie! Klub winx!

– Psi patlol!

Vaughn zamierzał później z nimi o tym porozmawiać i rozwiązać ten wielki konflikt. Pomimo tego, że byli bliźniakami to się różnili. I to bardzo.

Vaughn na moment puścił dłoń synka, zapukał do drzwi od garderoby, a gdy usłyszał głos żony, nacisnął na klamkę i wszedł do Leocadii. Vince pobiegł do mamy, która podniosła się z kanapy. Wzięła go na ręce i wycałowała w oba policzki. Vaughn przyglądał się swojej żonie. Jego serce przyspieszało za każdym razem rytm, gdy na nią patrzył. Była przepiękna. Zwyciężyła z traumami i nie zaprzestała uczęszczać na terapię.

Bradford podszedł do kobiety i ucałował ją w usta. Leocadia przywitała się z córeczką, która uśmiechnęła się do niej szeroko.

– O co się kłócicie?

– Bo ja ciem ogiądać Klub Winx, a ten glupol cie Psi patlol – poskarżyła się Leora.

– To może zróbmy tak, że jutro razem obejrzymy na przemian jeden odcinek Psiego patrolu, a potem Klubu Winx i tak na zmianę? – zaproponowała Leocadia.

Vaughn spojrzał na Leorę, a potem na Vince'a, którzy prowadzili ze sobą jakąś wewnętrzną walkę.

– No doblaa – zgodzili się w tym samym momencie.

Po garderobie rozeszły się dziecięce śmiechy.

Leocadia parsknęła śmiechem. Leora i Vince zarazili ją dobrą energią, której potrzebowała przed koncertem.

Vaughn nachylił się nad uchem Leocadii.

– Jak się czuje, moja pani Bradford?

Odsunął się, by móc spojrzeć na jej twarz, która się rozpromieniła.

– Gdy jesteście przy mnie, to nic więcej się nie liczy. Przestałam się stresować. Jesteście moim lekiem na całe zło.

Vaughn uśmiechnął się delikatnie.

– Zawsze będziemy przy tobie. Pośród kłamstw oraz prawd.

Oczy Leocadii się roziskrzyły.

– Jedno kłamstwo sprawiło, że zyskałam największy skarb. Rodzinę.

– Tego jednego kłamstwa nigdy nie będę żałował.

Leocadia i Vaughn nawiązywali oczywiście do ich początków, gdy jeszcze udawali. To kłamstwo sprawiło, że w końcu zagościło w ich sercach szczęście i odwzajemniona miłość.

– Kocham was – szepnęła.

– My ciebie teź mamusiu – powiedziała Leora słodkim głosem.

– Baldzio mocno – dodał Vince.

– Najmocniej na świecie – wyszeptał Vaughn.

Bo takie Zing zdarza się tylko raz. A państwo Bradford to udowodnili.

KONIEC


***

Pożegnanie z moimi bohaterami zawsze jest ciężkie. Ale mimo wszystko cieszę się, że dobrnęliśmy już do końca. Była to piękna przygoda. Ta książka wiele mnie nauczyła, wiele mi też dała. Mam nadzieję, że dobrze się na niej bawiliście i dostrzegliście ukryty morał tej historii. Leocadia i Vaughn to moje kolejne, wspaniałe dzieci. Pisanie rozdziałów przynosiło mi wiele zabawy, ale też wiele innych emocji.
Zakończenie jest takie, jakie chciałam, żeby było praktycznie od początku. Wierzę, że spodobało wam się ono tak bardzo, jak mi.
Jestem wdzięczna za całe wasze wsparcie. Liczę na to, że z czasem jeszcze więcej osób zapozna się z historią Leocadii i Vaughna. 
I pamiętajcie... Takie Zing zdarza się tylko raz.
Kocham was. 
 

Ugly Little Lies [+16] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz