Rozdział 6

336 8 0
                                    

Nie zdziwiłam się, gdy następnego ranka obudziłam się z ogromnym bólem gardła. Wciągnęłam się w całe te śpiewanie i wykrzyczałam całe gardło. Aby dojść do siebie musiałam wypić 4 cholerne herbaty. Dzięki przelewowi od Ethana mogłam kupić sobie jedzenie. Albo iść na imprezę. Bardzo ciągnęło mnie do drugiej opcji, ale nie chciałam znowu wylądować w łóżku cała schlana, a z rana obudzić się z kacem. Wcześniejszego wieczoru obiecałam sobie, że przed treningiem pójdę na skatepark. Od czasu do czasu jeździłam na deskorolce, ale ostatnio niestety trochę to zaniedbałam. Trening miałam na 18:00 i chciałam pojeździć bez niepotrzebnych dzieciaków na drodze, więc specjalnie obudziłam się o 9:00.
Wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Nie znalazłam czasu na śniadanie, ale w zamian obiecałam sobie gofra z bitą śmietaną, które zawsze kupuje w małej budce obok parku. Do plecaka schowałam wielką butelkę z wodą, ochraniacze i inne duperele. Byłam ubrana w luźną, czarną koszulkę i sportowe spodenki. Chcąc włożyć inhalator do kieszonki, zapomniałam że ona nie istnieje i schowałam go do małej kieszonki w plecaku. Zakładając buty jednocześnie pisząc z bratem, zastanawiałam się czy nie zabrać się z moimi przyjaciółmi. Wybrałam numer Matta, a po trzech sygnałach usłyszałam jego głos.

- Hej słońce, co tam?

- Cześć Matt. Chciałbyś się może ze mną zabrać na skatepark? Właśnie wychodzę i pomyślałam o tobie i Olivii.- zapytałam chłopaka, który najwyraźniej mocno się zastanawiał, ale po chwili mi odpowiedział.

- Jasne, pytałaś się już Liv?- odpowiedział.

- Nie, jeszcze nie. Spotkajmy się na miejscu o dziesiątej. Narka!- pożegnałam się po czym automatycznie wybrałam numer do Olivii. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty. Dopiero po piątym usłyszałam jej zdyszany oddech.

- Halo?- powiedziała zdyszana.

- Hejka, wybierasz się na skatepark ze mną i Mattem?

- Przepraszam, ale dzisiaj nie mogę. Mój ojciec urządza jakąś poważną kolacje z członkiem jakiegoś klubu. Obecność obowiązkowa.

- Jasne, rozumiem. Złapiemy się innym razem. Do zobaczenia!- pożegnałam się po czym kliknęłam czerwoną słuchawkę.
Spoglądając na godzinę, obliczyłam że zostało mi ponad 30 minut do zaplanowanego spotkania. Skatepark znajdował się bardzo blisko mojego domu, więc mogłam wyjść z domu nawet za 20 minut. Wróciłam jeszcze raz do mojego pokoju. Jak zawsze panował tam porządek. Tak było od zawsze. Zbliżała się połowa lipca, a ja nadal od siedemnastu lat przestrzegałam tej cholernej zasady. Do mojej głowy wracały złe wspomnienia, więc szybko zawróciłam i nalałam sobie trochę wody. Zbliżała się ustalona godzina, więc złapałam za deskorolkę. Chwytając plecak, poczułam że trudniej mi się oddycha. Szybko wyjęłam inhalator z kieszonki i się dotleniłam. Chowając urządzenie wyjęłam słuchawki, jednocześnie włączając muzykę na spotify. Wyszłam z domu, a gdy weszłam na w miarę równą ścieżkę postawiłam deskę na ziemię i mocno się odepchnęłam. Jeździłam nawet dobrze, więc duże krawężniki i mocne zakręty nie robiły na mnie wrażenia. Dojechałam na skatepark pięć minut przed czasem, a w tym samym momencie w słuchawkach zagrała moja ulubiona piosenka. Usiadłam na małej ławce przyglądając się innym nastolatkom nucąc słowa piosenki.
Po sześciu minutach zauważyłam zbliżającego się Matta. Wziął ze sobą swoją ulubioną hulajnogę wyczynową, na której jeździł od dziecka. Wyłączyłam słuchawki i przywitałam się z chłopakiem.

- Minuta spóźnienia.

- Dobra, już daj mi spokój- powiedział spuszczając głowę w dół. Matt był na prawdę przystojny. Miał proste brązowe włosy i śliczne zielone oczy. Zawsze chciałam takie mieć, ale wszechświat postanowił mi dać zamiast koloru trawy - wody.

It's About TrustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz