Samolot schodził powoli do lądowania, więc przyszła najwyższa pora, żeby powoli wybudzić się z przyjemnego snu.
Jake: MC, wstawaj powoli. Za chwilę będziemy podchodzić do lądowania - przejechałem ręką po jej policzku, tak słodko i spokojnie spała.
MC: Jake, miałam taki piękny sen, że lecimy właśnie razem zacząć nowe życie - uśmiechnęła się i zostawiła całus na moim policzku.
Jake: To nie sen MC - kochałem ją tak bardzo, nie minęła chwila i byliśmy już gotowi do wyjścia z pokładu samolotu.
MC: Jake, zastanawiałam się czy gdyby nie dziecko... - wiem o co chciała zapytać - byłbyś skłonny wszystko zostawić?
Jake: Nie wiem MC, to był impuls i nie żałuję tego, że teraz jesteśmy tutaj. Postawiłem wszystko na jedną kartę ponieważ moje życie nie miałoby sensu jeśli nie znalazłabyś się w nim już na zawsze, dziecko tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu i przyspieszyło cały proces - przytuliła się mocno, przeszliśmy przez drzwi lotniska i staliśmy już w naszym nowym miejscu na ziemi - gotowa na nowe życie?
MC: Gotowa - chwyciła mnie za rękę, spokojnym krokiem skierowaliśmy się na pobliski przystanek autobusowy i wsiedliśmy w trasę w kierunku naszego celu, naszego nowego domu.
Jake: Jest jeszcze jedna istotna rzecz - uśmiechała się tak bardzo, że chyba nic nie zmieniłoby jej nastroju - tam gdzie teraz zmierzamy jest taki mały dom, ten dom należy do nas.
MC: Na jak długo go wynająłeś? - popatrzyła na mnie rozmarzonymi oczami.
Jake: Na zawsze, MC - odchyliła się do tyłu jakby próbowała zrozumieć co właśnie powiedziałem.
MC: Chcesz mi powiedzieć, że go tak zwyczajnie kupiłeś na końcu świata? - nie dowierzała.
Jake: Tak, dokładnie to chce powiedzieć - wtuliła się we mnie i dalej przyglądała się widokom za oknem. Krajobraz był cudowny, dokładnie taki jaki sobie wyobrażałem i do tego najważniejsza dla mnie osoba byłe tutaj ze mną.
Wysiedliśmy na wyznaczonym przystanku i ruszyliśmy w krótką drogę do miejsca docelowego. MC trzymała mnie mocno za rękę czasem ją dociskając, jakby próbowała obudzić się z tego snu. Stanęliśmy przed malutkim, schowanym między palmami domkiem i podziwialiśmy widoki.
Jake: To tutaj MC - wskazałem ręką na domek.
MC: Ja chyba umarłam albo jeszcze się nie wybudziłam - nie wierzyła własnym oczom - czy jeśli zapytam skąd miałeś na to wszystko pieniądze to dostanę odpowiedź?
Jake: Tak, oczywiście. Moje życie dotychczas składało się tylko z bunkrów, moteli i życia w ukryciu, więc wszelkie pieniądze jakie zarabiałem przy okazji świadcząc różne hackerskie usługi pozwoliły mi na oszczędności i myślę, że inwestycja była tego warta - nie oglądnęła się nawet przez chwilę za mną, wbiegła do domku i zaczęła panicznie się ekscytować.
MC: Tu jest pięknie, Jake! - wiem, było cudownie.
POV MC
Chodziłam po tym małym domku i nie dowierzałam własnym oczom. Jakim cudem z takiego małego Duskwood nagle wylądowaliśmy na końcu świata w naszym oficjalnym nowym domu? Widok był nieziemski, widziałam ludzi spędzających miło czas na plaży z dziećmi, to było tak cudowne i jednocześnie zwyczajne. Zwyczajne życie mogłam razem z Jake'iem obserwować z własnego okna, bez ukrywania i przekomarzania się po kątach. Nie musieliśmy się rozpakowywać bo naszego bagaże w większości mieliśmy wręcz na sobie. Jake oczywiście rozpakował swoje centrum dowodzenia, kiedy ja podziwiałam każdą sekundę przebywania w tym miejscu i układałam sobie w głowie jak teraz nasze życie będzie wyglądać. To wszystko było spełnieniem moich najskrytszych marzeń, ale nuta niepewności uderzała gdzieś mocno w mojej głowie. Czy Jake naprawdę będzie szczęśliwy tutaj? Czy moja obecność przez 24h go nie przytłoczy? Przecież w poprzednim życiu nie spędzaliśmy ze sobą dłużej niż paru godzin w ukryciu i teraz mamy tak po prostu chodzić za rękę i wtopić się w tłum?
CZYTASZ
Do not let me go
Mystery / ThrillerKontynuacja opowiadania "I love you too, Jake". Czy ucieczka do wspólnego życia w wymarzonym miejscu będzie spełnieniem ich marzeń? Historia oparta wyłącznie na wyobrażeniach po skończonej rozgrywce.