Zanim umrę

27 1 0
                                    

MC: Jestem już w niebie? - wymamrotała bardzo cicho.

Jake: Boże, MC! - wstałem i przytuliłem się do niej na tyle delikatnie by nie sprawić jej bólu, ale na tyle mocno by mnie poczuła.

MC: Zdecydowanie jestem w niebie - zaczęła otwierać powoli oczy, ale z każdym ruchem powiek światło raziło ją co raz bardziej.

Jake: Mam kogoś zawołać? - martwiłem się czy wszystko przebiega poprawnie.

MC: Nie, jeszcze nie - wzdychała lekko z bólu - długo spałam?

Jake: Prawie tydzień - zobaczyłem jak jej kącik ust się unosi.

MC: Zdecydowanie sen był mi potrzebny. Podasz mi proszę wody?

Jake: Tak, oczywiście - nalałem wody do szklanki i pomogłem jej się napić.

MC: Leżę tutaj tydzień i jeszcze nie uciekłeś?

Jake: Obiecałem sobie, że już nigdy tego nie zrobię - nie wiem czy była zawiedziona, czy może jednak szczęśliwa - poświęciłaś się za mnie...

MC: Zrobiłabym to ponownie - spojrzałem na jej pełne miłości oczy - to ty mnie uratowałeś.

Jake: MC, ja się tak bałem, że Cię stracę na zawsze - łzy strumieniami spływały po moich policzkach.

MC: Jestem tu Jake - położyła powoli swoją rękę na moich włosach - nigdzie się nie wybieram.

Położyłem się obok niej i objąłem swoimi ramionami. Gdybym mógł, nie wypuścił bym jej już nigdy z mojego uścisku. Była dla mnie najważniejszą istotą na świecie i postanowiłem ją chronić od pierwszej wiadomości.

Jessy: Puk,puk nie przeszkadzam? - przyjechała jak zawsze o tej porze.

MC: Jessy! - przymykając oczy starała się głośniej wykrzyczeć jej imię, ale był to cichy krzyk.

Jake: Zostawię może Was same...

MC: Nie, Jake - chwyciła mnie za dłoń bym nie wychodził.

Jake: Dobrze, w takim razie zostanę.

Jessy: Jake nie opuszczał Cię na krok, musiałam go błagać, żeby wyszedł coś zjeść lub się chociaż wykąpać - usiadła na taborecie przy jej nogach, a ja chowałem głowę w podłogę.

MC: Dziękuję Wam za wszystko - próbowała się podnieść, ale ból w okolicy rany nadal dawał o sobie znaki.

Jessy: Jesteś wariatką, MC.

MC: Jestem po prostu, MC lub Mely jak wolisz.

Jake: Tak, właściwie to jesteś już tylko MC. Odzyskałem Twoją pierwotną tożsamość - jej oczy wypełniły się dziękczynnym spojrzeniem.

MC: Samochodu nie odzyskałeś? - zaśmiała się.

Jake: Obiecałem, że kupię Ci w końcu nowy i zamierzam to spełnić.

Jessy: Dam znać Dan'owi, żeby tutaj przyszedł bo biedny siedzi w aucie - wyszła do niego zadzwonić.

Jake: Co teraz MC?

MC: Może jakieś wakacje na Bali? - moje serce zaczęło wypełniać się cieplejszym przepływem krwi.

Czekaliśmy, aż Jessy wróci do środka i jak tylko to się stało, zaraz za nią wszedł Dan.

Dan: Jak tam nasza mała wojowniczka? - szczerze ucieszył się na jej widok.

MC: Cześć, Jack'u Daniels'ie.

Do not let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz