Byliśmy wiecznie sobą spragnieni, idealnie dopasowani w tej kwestii i tylko dla siebie.
MC: A jak Ci odmówię? - chciałam jeszcze się z nim podroczyć.
Jake: Nie zrobisz tego - podszedł bliżej owinięty ręcznikiem i objął mnie w tali.
MC: Skąd taka pewność? - zaczęłam delikatnie całować jego szyję.
Jake: Może nie umiem czytać ludzkich emocji, ale Twoje są dla mnie jak otwarta księga - chwycił mnie za uda i podniósł, oplotłam woje nogi wokół jego ciała.
MC: Tak? To czego teraz pragnę? - wbiłam swoje palce w jego plecy.
Jake: Mogę Ci pokazać - pokiwałam głową na znak zgody.
Czy Jake był sensualny? Nie, to raczej była rzadkość. Miał on w sobie jakiegoś potwora, który budzi się zawsze i walczy z nim w jego głowie.
Jake: Chcesz, żebym wziął Cię dziś na podłodze na łóżku, a może na tarasie? - popatrzył tym demonicznym spojrzeniem.
MC: Wyjątkowo pytasz mnie o zdanie w tej kwestii? - ściskał swoje dłonie trzymając mnie za pośladki.
Jake: Wyjątkowo od dziś jesteś moją narzeczoną - popatrzyliśmy wzajemnie głęboko w oczy i rzuciliśmy na siebie.
Całowaliśmy się chyba wieczność, oddechy były płytkie, a serca biły jak oszalałe. Dziś było inaczej, patrzył na mnie co jakiś czas jakby niedowierzał, że nadal tam jestem. W pewnym momencie puścił mnie, wyszedł na taras i chwycił się nerwowo barierki, kiedy ja zostałam na biurku kompletnie zdezorientowana. Ruszyłam za nim i objęłam go od strony pleców.
MC: Co się dzieje, Jake? - jego oddech zaczął szarpać i już widziałam jak pojedyncze łzy kapią na podłogę - boże, Jake! Co się dzieje?
Jake: Ja... - usiadł na podłodze tarasu - przepraszam, czuję jakiś niepokój coś z czym nie mogę sobie poradzić. To wszystko jest tak idealne, że myśl o tym, że mogę to stracić zabija mnie od środka.
MC: Ej! Ja tu jestem z Tobą i obiecałam, że będę już na zawsze! - usiadłam tuż za nim na podłodze obejmując go nogami.
Jake: Chcę to wszystko naprawić! Dlatego... - wziął głęboki oddech - wracajmy proszę jutro do Duskwood.
MC: Co? To jest bezpieczne?! Wiedziałeś o tym już od dawna, prawda?
Jake: MC, ja nie mogę tak żyć! Chcę Ciebie za żonę i chcę tworzyć z Tobą normalną rodzinę. Jeśli nie mogę dać Ci bezpieczeństwa to nie będę mógł dać Ci dziecka. Ty wyglądasz inaczej, ja mam zarost i zasadniczo nie do końca znają moją tożsamość, mamy nowe dokumenty więc to dobry czas, żeby przestać uciekać. Najważniejsze, że na miejscu poradzimy sobie lepiej niż tutaj.
MC: K*rwa, Jake! Teraz nie jesteś tylko Ty i Twoje życie i Twoje plany tylko jesteśmy MY! Nasze życie i nasze plany...przestań mnie oszukiwać...ja... - zaczęłam płakać - ja wiem o tym, że jeśli coś będzie mi zagrażać to Ty odejdziesz tak zwyczajnie bez pożegnania...
Jake: MC, ja nie dałbym rady żyć z myślą, że może Ci się stać krzywda z mojej winy...
MC: A ja nie dałabym radę żyć bez Ciebie! Jeśli teraz nad ten dom podleci helikopter i setki federalnych mierzących do nas z broni, to chwycę Cię za rękę i wysadzę nas razem w powietrze.
Jake: ...haha - oboje siedzieliśmy zapłakani na tarasie i po wizji wysadzenia się w powietrze również oboje zaczęliśmy się śmiać - już mi lepiej.
CZYTASZ
Do not let me go
Mystery / ThrillerKontynuacja opowiadania "I love you too, Jake". Czy ucieczka do wspólnego życia w wymarzonym miejscu będzie spełnieniem ich marzeń? Historia oparta wyłącznie na wyobrażeniach po skończonej rozgrywce.