Rozdział 22

13 3 1
                                    

- Że co mam zrobić?! – wydarł się Scolett, przed momentem w spokoju wysłuchujący przemowy niebieskookiego generała.

- Szoruj po chochlę i na zewnątrz. – powtórzył bez ogródek Reed, posyłając mu przekorny uśmiech.

- Ale, ale jeszcze dokumenty dla rady, wykazy... - zaczął, wtem gromko przełykając ślinę w wyniku oceniającego go od góry do dołu spojrzenia – Zanieś to za mnie. – odparł w końcu z rezygnacją zwiesiwszy głowę, wyciągając ku niemu kartki.

- Widzisz, trzeba było tak od razu. – stwierdził blondyn, z zadowoleniem przejmując zapiski.

- Ostatni raz zrobiłem sobie u ciebie dług wdzięczności. - jęknął, na moment zdejmując okulary.

- Ja osobiście nie narzekam. – skwitował, zakładając dłonie na pierś.

- Jak przesłuchanie? – zagaił mimowolnie brunet, przecierając szkła chustką.

- Nic nadzwyczajnego, trafił nam się ogrodnik. – prychnął, przypominając sobie jak nadepnął przesłuchiwanemu na odcisk.

- Serio? – odparł z ciekawością główny pomocnik ministra spraw wojskowych, umieszczając złote oprawki z powrotem na właściwym miejscu – To mógł nam wypielęgnować grządki, a nie wszystko podpalać. – uciął żartobliwie.

- Najwyraźniej pomylił benzynę z nawozem. – ponownie uniósł kąciki ust.

- I zapałki z nożyczkami. – dorzucił okularnik, w wyniku czego obaj posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia.

- Muszę lecieć. – oznajmił zdecydowanie Carlos, wtem odpływając gdzieś myślami.

- Jasne, idź, idź. – skwitował tamten, wkładając dłonie w kieszenie marynarki.

- Mówiłem serio co do tej chochli, szoruj tam póki pamiętasz i gęba na kłódkę. – przypomniał mu, ruszając w głąb korytarza.

- Będę milczał jak grób. – stwierdził, kiwając głową ze zrozumieniem.

- Oby, bo inaczej sam ci go wykopię. – odrzekł znacząco, znikając za zakrętem.

Nieco gorzej zbudowanego mężczyznę, zdawał się przejść wyraźny dreszcz. Kolejno westchnąwszy z rezygnacją, ruszył w swoją stronę. Po chwili jego myśli jak zwykle zaczęły zbaczać z obranego przez siebie toru, odpływając ku nie znanym lądom. Jedynie ciało, kierowało go w stronę, w którą powinien podążać.

- Przewrażliwieni patolodzy... - uciął krótko, sam do siebie, udając się w skrzyżowanie zaułków.

Wtem tuż obok niego rozległ się trzask, skomponowany z wyraźnym gruchnięciem. Natychmiast przystanął, obracając głowę w kierunku hałasu.

- Przepraszam! Nic pani nie jest? – posłyszał, dobiegający tuż zza jeszcze niewyminiętego przez niego zakrętu, gorejący męski głos.

- W porządku. – odparła bezwiednie kobieta, nie dodając ani słowa więcej.

- Zdecydowanie nie. Proszę dać mi pomóc. – skwitował ktoś, z wyraźnym poczuciem winy.

- To tylko pranie, a pan z pewnością się śpieszy. – odrzekła, a jej ton uległ pewnemu złagodnieniu.

Nie do końca rozumiejący własne położenie brunet, wsłuchiwał się w ten zwyczajny, monotonny dialog, zaprzestając własnej podróży. Z jakiegoś powodu, jego nogi, nagle wryły się w ziemię, a umysł nakazywał lekko się wychylić, by ujrzeć twarze obu rozmówców. Ostatecznie nie mogąc pohamować tego dziwnego uczucia, zrobił kilka kroków do przodu, wychylając zuchwałe oko.

SoldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz