Rozdział 24

11 2 2
                                    

Rozpędzony ze wzgórza powóz błyskawicznie pokonywał liczne, leśne zakręty, co jakiś czas obijając się o przypadkowe, przydrożne kamienie. Zaklęte w jego szybach, oczy przyszłej władczyni bezwiednie wodziły za mijanym krajobrazem. Duszą od dawna była przy chwili, gdy niespodziewanie wyrwano ją z jej gabinetu.

- Jej Wysokość przybyła. – obwieścił kłaniający się w progu służący przepuszczając ją w przejściu.

Z nieznacznie podpuchniętymi oczami i wciąż siąpiącą się z palca stróżką krwi, po rozcięciu go przypadkiem kartką papieru na tę wiadomość, postawiła kompletnie przygasłe, bezgłośne kroki, przystając w miejscu. Przekierowawszy wzrok ku podłodze, ujęła w dłonie oba krańce swej wyzłacanej sukni, skłaniając się.

- Wzywałeś ojcze? – spytała kolejno całkowicie opanowanym głosem, unosząc ku niemu spojrzenie.

- Tak, usiądź. – oświadczył tęgiej postury mężczyzna, wykonując zachęcający gest ku sofie na przeciwko.

Słysząc to, posłusznie postąpiła zgodnie z jego życzeniem, zatapiając warstwę jedwabiu w ciemnozielonym obiciu.

- Jak się miewasz? Nie przeziębiłaś się po pogoni w tamtym deszczu? – spytał jak gdyby nigdy nic, składając dłonie na kolanach i z uwagą przypatrując się jej twarzy.

- Nie, wszystko w porządku, dziękuję. – oznajmiła, siląc się na całkowicie zwyczajny ton.

- Dobrze słyszeć. – odparł, na moment milknąc, po czym unosząc kąciki ust w uśmiechu – Ethan kazał cię pozdrowić i przeprosić, że nie może przybyć osobiście. Ma nadzieję, że miewasz się dobrze.

Jej pusty, otępiały wzrok, zdawał się na moment się ożywić, przebłyskując jej codzienną barwą.

- A on? Jak się ma? – zapytała, nieco pewniej unosząc podbródek.

- Bardzo dobrze. Świetnie sobie radzi. – stwierdził, wyhwycając jak od razu się ożywiła. – Jeśli ci go brakuje, następnym razem możesz zamiast mnie wybrać się do niego z wizytacją. Z pewnością ucieszy się na twój widok. – oznajmił, wyraźnie składając jej propozycję.

- Byłoby miło. – odparła z grzeczności, uśmiechnąwszy się, odwracając gdzieś wzrok.

Pogoda za oknem wydawała się nad wyraz ciepła.

- Powinnaś utrzymywać z nim stały kontakt. Wiesz, jak ważny jest dla nas traktat z Peonią. – skwitował, już mniej swobodnym tonem.

- Pamiętam, nigdy o tym nie zapomniałam. – orzekła, wstrzymując nerwy na wodzy, równocześnie powracając spojrzeniem ku jego twarzy.

- W takim razie pojedziesz do niego za niedługo. – oświadczył, również wyłapując wkradające się do środka promienie.

Z trudem zaczerpnęła oddech.

- Oczywiście, również chcę go zobaczyć. – odpowiedziała, wymuszając na swojej twarzy kolejną oznakę zadowolenia.

- Ładnie dzisiaj, prawda? – spytał wówczas, całkowitym przypadkiem wyglądając ku oknu.

- Nad wyraz pogodnie. – stwierdziła, skinąwszy głową.

- Generał Reed wspominał Ci, że udało mu się odnaleźć tożsamość naszego podpalacza? – rzucił, wstając, aby bardziej odsunąć zasłony.

- Nie, widocznie nie miał okazji. – oceniła, pohamowując nagłe ukłucie w piersi.

- Wybiera się dzisiaj, aby dokładnie przeszukać jego miejsce zamieszkania. Pomyślałem, że z ochotą przejechałabyś się wraz z nim, aby zaczerpnąć nieco odmiennego krajobrazu. – oświadczył, wpuszczając próbujące od dłuższego czasu włamać się do wnętrza słońce.

SoldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz