Rozdział 25

7 1 1
                                    

Ciągnące się własnym tempem życie stałych bywalców przystani, wybrzmiewało swoim naturalnym dźwiękiem, ujmującym w gamach krzyki, huki, dzwonienie i tętent kopyt, kompletnie nie zauważając wdzierającego się w nie zupełnie nowego taktu obejmującego duet, na zmiennie rozchodzących się kroków. Po krótkiej dobrotliwej wymianie zdań, zakończonej zapartą wymianą spojrzeń, wzrok następczyni tronu mimowolnie wodził po łodziach, żaglach i nieco wystrzępionych marynarskich czapkach. Nie pamiętała kiedy ostatnio wybrała się do portu. Wymykała się do miasta, ale nigdy, aż tak daleko. Wiele zdążyło się tu pozmieniać. Przystań wyglądała znacznie lepiej, widać było, że niedawno ją odnawiano. Ledwo mogła sobie przypomnieć, jak wyglądała za czasów, kiedy była jeszcze dzieckiem. W końcu oderwała się od zajmujących jej umysł obrazów, obracając się ku sunącemu obrukowaną kanciastą kostką chodnikiem blondynowi. Jego oczy wodziły po mijanych przez nich osobach, jakby szukał w nich znajomych twarzy, co nieco odbiegało od schowanych przez niego w kieszeniach dłoni.

- Jak udało ci się zdobyć adres podejrzanego? – spytała, postanawiając w końcu przerwać tę łagodną ciszę.

- Nie znasz innych tematów? – uciął, obracając się ku niej i posyłając jej znaczące spojrzenie.

- Słyszałam, że to twoje pierwsze przesłuchanie. – stwierdziła, uznając, że pewnie po prostu próbuje uniknąć tematu.

Nie zamierzała tak łatwo mu odpuszczać i tak przymknęła już okno, na to, że to przed nią poniekąd ukrył.

- Wiesz jaki jest twój problem? – odrzekł, obserwując spokojnie mijające niebo chmury.

- Zaskocz mnie. – prychnęła, lekceważąco przekręcając oczami i sama skupiając się na widocznym na horyzoncie statku.

- Nie umiesz się relaksować. – oznajmił, celnie trafiając w punkt.

- Tu nie ma po co się relaksować, jesteśmy w pracy, a ty na służbie. – wypomniała mu, nic sobie z tego nie robiąc.

- Nie, teraz jesteśmy na przerwie. – oświadczył – Po prostu wolisz tak sobie wmawiać, ponieważ nie umiesz odpoczywać. – dorzucił, wyraźnie nie odpuszczając, wtykając kij głębiej w mrowisko.

- Nie, po prostu robię to, co do mnie należy. Możesz tego nie rozumieć, co jest zaskakujące przy twojej pozycji, ale to co robisz, określa się mianem lenistwa. - odcięła się, odrzucając opadły jej na twarz kosmyk.

Na co w odpowiedzi otrzymała wyraźne kręcenie głową.

- Umiejętnością korzystania z przeznaczonego mi czasu. Właśnie dlatego tu jestem. - przymrużył oczy, widząc, ze wciągnęła się w grę.

- Obijasz się, dlatego później siedzisz po nocach i narzekasz, że masz za dużo pracy. Nie martw się, kiedy znajdę kogoś bardziej kompetentnego na twoje miejsce, będziesz mógł relaksować się dowoli. - odparła z satysfakcją, już drugi raz skutecznie wytykając mu ten sam błąd.

- Sęk w tym, że w umowie mam dokładnie zapisane godziny w których pracuję. Nie ma tam czasu nocnego. – oznajmił, spoglądając na mijane przez nich sklepy.

- Ale jest podpunkt o nagłych wypadkach. Zresztą, jeśli ci się tu nie podoba, nikt cię tu nie trzyma. Swoją drogą jesteś strasznie mało zdyscyplinowany jak na wojskowego. – przyuważyła, przyglądając się jego rysom.

- Naprawdę tak myślisz? – stwierdził, powracając ku niej wzrokiem.

- Wiecznie robisz co chcesz. – skwitowała, z wyraźną irytacją wymachując dłonią.

- Tak samo – jak ty. – wytknął jej z brakiem jakiegokolwiek wzruszenia.

- Ja dbam o ten kraj, to stanowi jednak chyba jakąś różnicę. – odpowiedziała, z trudem powstrzymując swój temperament.

SoldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz