Podrozdział 2

9 4 0
                                    

- Nigdy więcej mycia posadzek. – jęknęła z bólem brązowowłosa pokojówka, ze zmęczeniem przecierając czoło.

- To najgorsza robota. - przytaknęła jej druga, w tym samym momencie wychylająca się przez uchylone okno korytarza na parterze dla zaczerpnięcia świeżego oddechu.

- Cały czas tylko klęczysz i klęczysz. – zgodziła się bez wahania - Potem zawsze mam pełno sińców na kolanach, no zobacz! Jak to wygląda?!

- Dobrze, że na dziś to już koniec sprzątania. – westchnęła rozmówczyni.

- Całe szczęście, że tylko dzisiaj wyjątkowo wypadła nasza kolejka. Po stokroć wolę odkurzać książki w bibliotece. Czasochłonne, ale mniej męczy. – stwierdziła brunetka, podnosząc różową szmatkę.

- Dokładnie. To co, weźmiesz wiadro i się zwijamy? – spytała z rezygnacją Louise.

- TAK! – wykrzyknęła nagle towarzyszka, omal nie przyprawiając ją o palpitacje serca – Przypomniałam sobie! – objaśniła, widząc spojrzenie rudowłosej - Słyszałam, że dzisiaj, aby ocieplić nieco atmosferę przygotowano specjalny poczęstunek w kuchni, podobno ma być masa szarlotki! – oznajmiła w błyskawicznym tempie, z pewnością spowodowanym nagłym napływem sił.

- CO TY DAJESZ?! –wrzasnęła, szybko zatrzaskując okno.

- Musimy się pospieszyć. - oznajmiła, wyraźnie zakrzesując rękawy do walki.

Obie znacząco skinęły ku sobie głowami.

- DOBRA, to ja lecę szybko odnieść wiadro, a ty leć nam zaklepać porcje! PODWÓJNE!– zarządziła, natychmiastowo zabierając od niej ścierkę.

- Dwa razy nie musisz powtarzać. Zgarnę co się da. – zasalutowała, następnie rzucając się prosto przed siebie.

Również nie zamierzając tracić czasu druga pokojówka migiem pochwyciła za kubeł z wodą. Przyspieszonym krokiem, starając się niczego nie rozlać, z rozpędem wychyliła się zza zakrętu, nagle ku swojemu zdziwieniu wpadając w poślizg. Niczym na łyżwach, sunąc po płytkach jak po lodowisku, wypuściła wiadro z rąk, po czym z hukiem runęła na mokrą posadzkę.

- Za jakie grzechy... - wydusiła niemal płaczącym tonem, nawet nie chcąc spoglądać przed siebie.

Wtem jej oczy otworzyły się niczym na zapałki. Kubeł i woda, stały w nienaruszony stanie.

- O MATKO! – wykrzyknęła z niedowierzaniem, pod wpływem impulsu podnosząc się ku górze i ponownie wywijając orła.

Z irytacją popatrzyła w sufit.

- LOUISEEEEE! - usłyszała nagły wrzask.

- Co do...? - zmarszczyła brwi, patrząc w stronę nadciągającej przyjaciółki.

Brunetka gwałtownie zahamowała.

- Co ty tak leżysz? – odparła, wyraźnie zbita z tropu.

- Wygodnie tak jakoś. – mruknęła, starając się nie wybrzmieć zanadto sarkastycznie.

Zapanowała chwilowa cisza.

- Mniejsza, daj rękę. – stwierdziła, nachylając się.

- Dzięki. - skwitowała, wstając - To czemu, tu wróci... CZY TY PŁACZESZ?! – wykrzyknęła z przerażeniem, chwytając ją za ramiona.

- Bo... Bo cały hol jest w błocie. – wydukała, następnie zamieniając się w wodospad łez.

- Nie... – stwierdziła, upadając na kolana rudowłosa.

- Tak... – jęknęła, również się osuwając.

- Za jakie grzechy...

W tym samym czasie Reed właśnie kończył zapinać nową koszulę, nagle wydając z siebie zamaszyste kichnięcie.

- Chyba się przeziębiłem. – mruknął, z niezadowoleniem przecierając nos.


SoldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz