Rozdział 19

16 3 5
                                        

Nie czekając na rozwój wydarzeń, następczyni tronu zatopiła ręce w świeżym błocie, lekko podnosząc się ku górze. Instynktownie, skierowała dłoń w stronę sztyletu, wtem dostrzegając buchające na nią ślepia. Było w nich coś... niebezpiecznego. Przez chwilę poczuła, jak jej ciało zamarza w miejscu. Nie była w stanie widzieć dokładnie, jednak twarz osoby znajdującej się tuż przed nią zdała się jej upiorna. Człowiek o szczudłowatej posturze gwałtownie podniósł się, obrzucając ją rozmokłymi grudami ziemi, a następnie rzucając się do biegu. Wypuszczając sztylet, natychmiast padła jak długa do przodu, starając się uchwycić uciekiniera za kostkę, jednak ten, uprzedził ją dosłownie o krok, zalewając całą królewską twarz rozlałym rynsztokiem.

Wyraźnie rozdrażniona, natychmiast starła rękawem breję, błyskawicznie rozglądając się za porzuconą bronią. Nie będąc w stanie jej dostrzec i tym samym gubiąc jakikolwiek spokój, poderwała się na równe nogi, rozpoczynając pogoń. „Przeklęty deszcz." - zgrzytnęła zębami, na oślep goniąc przed siebie. Nieustannie lejące się w dół krople, obijały się o jej przemoknięte włosy i twarz, uniemożliwiając jej namierzenie celu. Nie miała bladego pojęcia, dokąd tak naprawdę biegnie. Wszystko zlewało się w jedną całość. Wtem z rozpościerającej się przed nią przestrzeni wydobył się gromki trzask, świadczący o błędzie przeciwnika. Niczym lwica, wyrwała naprzód, nie zważając na nic.

- STÓJ, TO ROZKAZ! – wrzasnęła po chwili, dostrzegając słaby zarys ludzkiej postury wśród zapadłej ciemności.

- Hę? - obejrzał się za siebie Reed, w tym samym momencie wdrapujący się na schody, prowadzące do głównego wejścia.

- Zdaje mi się, czy słyszałem krzyk? - mruknął Fellins, wyraźnie wytężając słuch.

- Ktoś biegnie. - zmarszczył brwi Wored, starając się odrobinę oświetlić przestrzeń trzymaną przez siebie lampą.

Wtem w ledwo padających odłamkach światła tuż obok nich, przemknął praktycznie łysy mężczyzna, w obłoconym płaszczu, nie zwalniając ani na moment. Wszyscy popatrzyli na siebie zdezorientowanym spojrzeniem.

- Zajmę się nim. - skwitował nie wiele myśląc Carlos, natychmiast zeskakując przez poręcz schodów w dół.

- CO DO...?! - wrzasnęła nieoczekiwanie przyszła władczyni, ze zgrozą dostrzegając spadającego na nią w resztkach światła generała.

- CO TY?! - wykrzyknął z przerażeniem błękitnooki blondyn, ledwo ją wymijając.

Ich ciała rozminęły się o milimetry.

- DOGONIĘ GO! - zakomenderował znikąd wszem obecnym Scolett, najwyraźniej wypchnięty przez ministra, startując do biegu.

Ignorując Reeda, dopiero co zahamowawszy dziewczyna, rzuciła się za nim.

- Dobrze się bawisz? - fuknął generał niemal natychmiast znajdując się tuż u jej boku.

- Bardzo przednio. - skwitowała, uskakując przez kałużę.

- Poradzę sobie. - odparł, również ją pokonując.

- Chyba śnisz. Typ właściwie napluł mi w twarz. - prychnęła, z satysfakcją dostrzegając żakiet przemokniętego już okularnika.

Właśnie zamierzała otworzyć usta, aby coś dodać, gdy ten wyraźnie pośliznąwszy się, wykręcił orła do tyłu, padając jak długi tuż u jej stóp. Ledwie wyhamowawszy, poczuła silne pociągnięcie w bok, przypadkowo nadeptując na skrawek jego rękawa.

- Auć! - syknął mimowolnie brunet, wyraźnie się kuląc.

- Wybacz! - dorzuciła w pośpiechu, wymijając kolejną wodną zaporę.

SoldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz