Rozdział 20

9 3 0
                                    

Ogień. Wszędzie dokoła, gdzie tylko się nie rozejrzeć, szalał w najlepsze, zagarniając budynek w odmętach swoich płomieni. Drobna, wychudzona dziewczynka, starając się z wszelkich sił ignorować rozpętujący się tuż obok kataklizm, parła przed siebie, zasłaniając usta rękawem dziecięcej sukienki. Jej zdarte kolana, przeciskały się pomiędzy opadłym na ziemię popiołem, obklejając rany w unoszącej się wszem i wobec sadzy. Z mocno zaciśniętych ust, co moment wydobywały się lekkie kaszlnięcia, a oczy przygasały, co nuż przytomniejąc i ponownie upatrując obranego wcześniej celu. Wtem tuż przed nią rozległo się huknięcie, zwiastujące nadlatujące niedopałki. Słysząc to, pełna woli przetrwania, gwałtownie cofnęła się w tył, unikając groma spadających desek. Kolejno mocno zakaszlała, wciągając nozdrzami jeszcze bardziej stężony dym. „Zaczyna być coraz duszniej..." – wymamrotała w myślach sama do siebie, resztkami sił podnosząc się na nogi. „Muszę dobiec." – stwierdziła zawzięcie, upatrując ratunku w ostatnim punkcie nieognistego światła. Wyjście znajdowało się nieduży kawałek przed nią, jednak właśnie nadpalający się strop pomieszczenia, zdawał się rozpocząć nierówną walkę z pozostałym jej czasem.

Zaciskając pięści i gromko przełykając ślinę, stawiając wszystko na jedną kartę, rzuciła się na przód. Nad jej głową rozległy się chropnięcia, w wyniku czego instynktownie przymrużyła oczy, starając się osłabić natężający strach. Świat. Zewnętrzny świat zdawał się czekać na nią tuż za ułamkiem tego piekła. Dostrzegając wynurzające się zza dymu wyraźne kontury, z radością wyciągnęła dłoń ku słońcu, wówczas zahaczając butem o gwóźdź, niedokończonej podłogowej deski. Powoli wyłaniający się z jej twarzy uśmiech, zanikł, znów ustępując miejsca przerażeniu. Nie mogąc nic poradzić na znane wszem i wobec wyroki grawitacji, runęła na ziemię, umalowując twarz popiołem. Nie chcąc dać za wygraną, wnet spróbowała się podnieść, wtem czując paraliżujący ból w lewej nodze. Do jej oczu napłynęły łzy. „Nie chcę... nie chcę..." – syknęła ledwo, mogąc się poruszyć, zatapiając oczy na rozchodzącej się już niemal przed nią łagodnej fali światła. „Umierać..." – dokończyła, nagle odczuwając jak całe jej ciało opuszcza wszelka energia. Jej głowa stawała się ciężka, a wszystko rozmazane jeszcze bardziej niż przedtem. Wówczas wraz z resztkami przytomności do jej uszu doleciał świst, świadczący o przesypaniu się piasku w szkiełku klepsydry. Z narastającą obojętnością, lekko przesunęła palcami po podłodze, pragnąc już jedynie z wolna, przymknąć oczy.

Wtem poczuła, jak ktoś mocno złapał jej nadgarstek, ciągnąc ją ku sobie. Z rozkojarzeniem, uniosła głowę ku górze, rozwierając usta, wnet nie rozpoznając już roztaczającego się przed nią dotychczas pomieszczenia.

- Chowasz się, czy jak? – zganił ją ośmioletni brzdąc, nie kryjąc lekkiego rozbawienia.

Dziewczynka, nieświadomie zatopiwszy się w napotkanych kasztanowych oczach, podniosła się z jego pomocą ku górze, z dezorientacją rozglądając się do koła. Po wcześniejszym koszmarze nie pozostało już ani śladu. Znajdowała się teraz w przepięknym ogrodzie, na świeżo wznoszącej się trawie, tuż obok jednego z ogrodowych stołów. Jej nogi, całkowicie zdrowe, przyozdobione były w fioletowe buciki, pod kolor kraciastej sukienki, której dodatkowego uroku dodawały biało-różowe, koronkowe podkolanówki. Nie do końca rozumiejąc własne położenie, ulokowała swoje dłonie na piersi, wtem wyczuwając opadający na nią blondwłosy, długi warkocz, przyozdobiony u góry chustą.

- Halo, jesteś tam? – spytał w pewien sposób namolny towarzysz, machając jej dłonią przed oczami.

Wyraźnie zamrugawszy, ponownie się rozejrzała, wtem dostrzegając leżący na ziemi owoc.

- Chyba chciałam podnieść jabłko. – stwierdziła z zagubieniem sama do siebie, pytająco spoglądając na twarz chłopca.

- Na pewno się nigdzie nie uderzyłaś? – mruknął, wyraźnie się jej przyglądając.

SoldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz