Rozdział 1: Tam, gdzie kończy się żar słońca, a zaczyna chłód duszy

3.7K 149 18
                                    

Powierzchnia pustyni ciągnęła się ponuro niczym kraina śmierci, którą sam szatan obsypał popiołem zamiast piasku, tworząc martwy, pozbawiony nadziei krajobraz. Z pozoru bezkresna, pusta przestrzeń była usłana drobinkami pyłu, które skrzyły się i tańczyły w promieniach słońca. Ciepłe powietrze drgało i falowało w oddali. Postać stojąca pośród tego bezludzia wbiła obcas ciężkiego buta w miękki popiół. Zostawił głęboki ślad - dowód swojej efemerycznej obecności na tym odludziu.

Wokół niego rozciągała się pustka. Milcząca, martwa pustka, w której nawet wiatr nie śmiał zakłócić ciszy. Samotna figura wydawała się drobiną pyłu unoszącą się w bezkresie - tak niewielka i nieistotna w obliczu tej krainy śmierci. Przez chwilę zastanawiał się, czy gdyby padł martwy w tym miejscu, ktokolwiek zauważyłby jego zniknięcie.

Nad głową wisiało słońce, niczym oko opatrzności spoglądające z góry na jego bezsensowne istnienie. Zalewało światłem pustkowie, odbijając się od każdego drobnego pyłku. Blask tak intensywny, że aż bolesny dla oczu. Mimo to patrzył nieubłaganie, niemo pytając za jakie grzechy został skazany na tułaczkę po tej jałowej krainie.

Na horyzoncie majaczyły nikłe kształty wydmy, ledwo dostrzegalne wśród falującego powietrza. I tylko kępki suchej trawy i karłowate krzewy sterczały z popiołu jak kości wystające ze szkieletu zwierzęcia padłego na pustyni. Walczyły o życie w tym nieprzyjaznym środowisku. Ale czy na tym pustkowiu warto było walczyć o przetrwanie?

Zniecierpliwione parsknięcie dobiegło z gardła Aternoxa. Dźwięk zakłócił grobową ciszę otaczającą wędrowca, wyrywając go z ponurego zamyślenia. Przywróciło mu to świadomość jałowego, pozbawionego oznak życia krajobrazu tej przeklętej krainy.

Wkrótce potem dostrzegł snujące się wokół własnych nóg kłęby ciemnego dymu. Z wolna owijały się wokół niczym wąż szykujący się do ataku, by po chwili zniknąć w pustce. Zwierzę najwyraźniej traciło resztki cierpliwości czekając bezczynnie, podczas gdy jego jeździec wpatrywał się bezmyślnie w martwy horyzont.

Mężczyzna rozciągnął wargi w krzywym grymasie, mającym przypominać uśmiech. Widział już wcześniej podobne oznaki niecierpliwości u swego demonicznego towarzysza. Dobrze zdawał sobie sprawę, że gdy bestia traciła cierpliwość, potrafiła dać o tym znać w spektakularny, choć nieartykułowany sposób.

 - Już możemy ruszać, ty niecierpliwa bestio - odezwał się mężczyzna nadzwyczaj spokojnie i łagodnie.

Na dźwięk jego słów kłęby ciemnego dymu zafalowały niespokojnie, zgęstniały i stopniowo uformowały się w kształt potężnego, czarnego rumaka z burzliwą, ciemną grzywą. Zmaterializowany koń stał dumnie wyprostowany, parskając głośno i uderzając niecierpliwie kopytem o twardy grunt pokryty popiołem.

Mężczyzna zwinnym, wprawnym susem wskoczył na szeroki grzbiet demonicznej istoty. Dobrze znał to uczucie - ileż to razy przemierzał w ten sposób pustynne pustkowia w towarzystwie swojego mrocznego wierzchowca? Stali się zgranym duetem, niemal jak stare, dobrze zżyte małżeństwo.

Z czułością poklepał bestię po szyi, muskając palcami jej gęstą, burzliwą grzywę. Koń zaryczał donośnie, na znak gotowości. Ruszył przed siebie długim, zdecydowanym kłusem, pozostawiając za sobą głębokie ślady kopyt w bezkresnej toni szarego popiołu. Pędzili ku majaczącym w oddali murom odległej warowni.

Mimo grobowej ciszy panującej dookoła, ogarnął go dziwny spokój. Daleko stąd rozciągały się komnaty warowni, w których czaiły się knowania i nieustanne oczekiwania potężnego ojca względem syna. Tu, pośród wypalonej pustyni, był wolny od tych brzemion. Żadnej presji, żadnych powinności. Tylko on i jego wierny, mroczny wierzchowiec kroczący przez tę nieskończoną, martwą przestrzeń.

Syn Gniewu (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz