Rozdział 17: Odcięta od świata

1K 77 2
                                    

Nagle, pośród otępienia i pustki, Lily zarejestrowała pierwsze od dłuższego czasu bodźce z zewnątrz. Jak przez gęstą mgłę zaczęły docierać do niej odgłosy otoczenia - parskanie wierzchowców, rozmowy i śmiechy. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, rozpaczliwie próbując nakierować wzrok i rozeznać się w otoczeniu. Ku swojemu zdumieniu dostrzegła, że stoją pod potężną warownią wznoszącą się nad nimi niczym góra. Jej ogrom był tak przytłaczający, że nawet poruszając głową na boki nie była w stanie dojrzeć miejsca, w którym kończyły się mury.

Przed sobą miała wielką bramę z czarnego metalu, zdobioną misternie rzeźbionymi wzorami. Mury warowni ciągnęły się daleko poza horyzont.

Eon jednym zwinnym susem zeskoczył z siodła, po czym bez ostrzeżenia objął ją dłońmi w pasie. Zanim zdążyła zareagować, jej bose stopy dotknęły ziemi.

Popchnął ją przed siebie, zmuszając do kilku chwiejnych kroków w stronę bramy. Bezwiednie uniosła drżącą dłoń do obroży, która oplatała jej szyję.Ten odruch wyrył się w jej psychice na stałe, jak głęboka rana, która mimo gojenia na zawsze pozostawi bliznę. Towarzyszył jej nieustannie, niczym widmo przeszłości i upokorzenia. Znak hańby, stygmat niewolnika. Każdy jej nerw krzyczał z rozpaczy, lecz ona szła. Nie pozostało jej bowiem nic innego.

Eon wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem i ogromna brama zaskrzypiała cicho i powoli uchyliła się przed nimi. Za murami rysował się rozległy, szary dziedziniec z kamienia, który ciągnął się daleko w lewo i prawo. Promienie słoneczne odbijały się od jego gładkiej powierzchni, rażąc oczy Lily.

Po drugiej stronie dziedzińca majaczyła imponująca sylwetka samej warowni.

Kolejne szarpnięcie zmusiło ją do postawienia stóp na rozgrzanym od skwaru kamieniu. Syknęła mimowolnie z bólu, bo kamień parzył jej bose stopy. Przyspieszyła kroku, próbując jak najszybciej znaleźć się w upragnionym cieniu ogromnej warowni. Z tyłu dobiegł ją śmiech Eona.

Jednak w przeciwieństwie do poprzednich dni podróży, tym razem nigdzie w pobliżu nie było słychać tak charakterystycznego dla Welveta rechotu. Lily odwróciła się za siebie, chcąc dostrzec czy mężczyzna podąża wraz z nimi. Jednak za jej plecami nie rysowała się znajoma sylwetka.

 - Nie oglądaj się, tylko idź – warknął Eon, po czym pchnął ją z całej siły, tak że musiała wykonać kilka chwiejnych kroków, aby nie stracić równowagi i nie upaść na twarde kamienie.

Teraz, kiedy odzyskała ostrość umysłu po okresie otępienia i szoku, zalała ją fala natrętnych myśli. Rozglądając się oszołomiona po dziedzińcu, z trudem próbowała uporządkować chaos informacji kotłujących się w głowie.

Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje i co to za miejsce. Zadawała sobie w duchu setki pytań. Po co została tu przywieziona? Kim jest Eon? Kto rządzi tą warownią i dlaczego przypomina ona średniowieczny zamek, skoro wokół ciągnie się pustynia?

Przez jej myśli przewijały się obrazy rozmaitych państw i krain. Bezskutecznie próbowała przywołać w pamięci jakiekolwiek regiony na świecie, które pasowałby do tej dziwnej mozaiki krajobrazów. Im dłużej nad tym rozmyślała, tym bardziej doszła do wniosku, że chyba musi powoli tracić zmysły. Innego wyjścia nie było.

Poczuła ulgę, kiedy w końcu znalazła się w cieniu ogromnego budynku. Dotarli wreszcie do celu tej bezsensownej, pełnej cierpienia podróży przez spieczone słońcem pustkowia.

Gdy Eon otworzył przed nią wysokie, kute ze stali drzwi, cofnęła się mimowolnie o krok. Przed jej oczami rysowały się długie korytarze niczym żywcem wyjęte ze średniowiecznego zamczyska. Zalała ją fala lodowatego, wilgotnego powietrza, które owionęło jej rozgrzane ciało.

Syn Gniewu (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz