*rozdział 1*

728 26 3
                                    

pov: Aurora

Wychodząc ze szkoły zawsze odczuwam wielką ulgę. Z resztą niby kto nie? Chyba jedynie pan woźny, którego widzę codziennie, nie ważne która godzina by to była. Kiedyś zastanawiałam się czy on tam czasem nie nocuje, żeby punktualnie rano zacząć swoją warte i wyrzucać uczniów przesiadujących na przerwach w szatni.

Po szkole nigdy nie mam wielkich planów. Zwykle po prostu wracam do domu i w nim przesiaduje wolne popołudnie. Fakt faktem czasem powłóczę się po mieście ze znajomymi, ale nie jest to zbyt częsty widok. Wyjścia do kina, parku czy przechadzka po galerii brzmią git, ale równie dobrze mogę wykorzystać ten czas na siedzenie sama ze sobą. Z resztą tak też robię przez większość życia. A na wyjścia z ludźmi najczęściej po prostu nie mam ochoty.

Jednak tego dnia pogoda dopisywała, a niebo porysane było jedynie pojedynczymi smugami chmur, dzięki czemu odsłaniało jej piękno i wdzięk. A co to dla mnie oznacza? Najwyższy czas wybrać się na oglądanie zachodu słońca. Nie ma w tym nic dziwnego, że postanowiłam wybrać się w swoje ulubione miejsce w całym mieście, z którego są najlepsze widoki.

Jednak zamiast zatłoczonego od ludzi autobusu, tym razem postawiłam na mały spacer. Mój cel znajdował się jakieś pół godziny od szkoły pieszo, a świeże czerwcowe powietrze dużo bardziej mi odpowiada niż gorąc i zaduch wśród tych ludzi.

Pożegnałam się z koleżankami z klasy, które pozostały na przystanku w oczekiwaniu na transport, a następnie ruszyłam chodnikiem przed siebie. Nie obyło się oczywiście bez słuchawek i puszczeniu na fulla Tokio Hotel, który towarzyszył mi praktycznie za każdym razem kiedy choć trochę się nudzę.

W takim razie na myśl może nasuwać się pytanie, czy muzyka jest dla mnie czymś bardzo ważnym? Odpowiedź brzmi tak, ale jednak nie do końca. Bo mimo, że słucham jej kiedy tylko się da, to prócz uczestnictwa w chórku szkolnym w pierwszej klasie podstawówki, żadnej większej styczności z muzyką nie miałam. A wsumie szkoda.

Minęłam wiele drzew, samochodów i budynków aż w końcu dostrzegłam mój cel. A dokładniej mówiąc jeden z najwyższych wieżowców we Frankfurcie. Aktualnie jest siedzibą dla jakichś biznesmenów i jednoczenie zamieszkują go ludzie, ale to nie jest dla mnie problem, aby wyjechać na samą górę i w końcu znaleźć się na dachu.

Migiem przeszłam przez posesję, jednoczenie rozglądając się do okoła czy przypadkiem na kogoś nie napotkam. Jednak tym razem teren był czysty.

Będąc w środku szybko przemknęłam przez obszerny hol i podeszłam do szeregu wind. W międzyczasie zdjęłam słuchawki z uszu, aby w razie czego słyszeć jak ktoś coś do mnie powie. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej być czujnym, bo kiedyś jak ktoś coś do mnie mówił i miałam założone słuchawki, wyglądało to tak jakbym tą osobę ignorowała.

I nie żeby coś, ale nie za bardzo chciałam żeby ludzie mnie widzieli i zastanawiali się co tam robię. Poczekałam aż jedna z wind się otworzy. Wyszedł z niej wysoki mężczyzna z bardzo wyżelowanymi włosami, ubrany w czarny garnitur. Od razu zwróciłam jego uwagę, nie tylko dlatego że stałam przed wejściem do windy, ale mój ubiór sam za siebie wskazywał że tam nie mieszkam.

Nie patrzyłam na niego, tylko skupiłam się na wejściu, ale mimo to czułam na siebie jego wzrok. Mijając go, na chwilę na niego spojrzałam, przez co styknęłam się z jego ciemno zielonymi tęczówkami. Speszyłam się trochę, więc będąc w środku szybko wybrałam guzik na najwyższe piętro. A gdy spojrzałam przed siebie, odprowadziłam go wzrokiem to momentu aż drzwi windy nie zamknęły się do końca.

Sama jazda standardowo upłynęła mi bardzo szybko i na szczęście tylko przez cztery pietra jechała ze mną jakaś pani, ale ona już nie przeszywała mnie wzrokiem jak tamten facet. Mam lekką klaustrofobię, ale przejażdżka w tych windach zawsze upływała mi przyjemnie. Są one naprawdę duże i nie odczuwa się w nich takiego uczucia ucisku.

Right person, wrong time || Tom Kaulitz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz