*rozdział 21*

335 21 15
                                    

pov: Aurora

Jeśli ktoś kiedyś zwątpi w moją orientację w terenie, w stu procentach ma do tego prawo. Uznałam, że fajnie będzie po południu wyskoczyć na miasto. Jednak nie do końca przewidziałam fakt, że przechadzki samej nie kończą się dobrze, bo w końcu trafiam w miejsce, którego nawet nie znam.

Przed chwilą znajdowałam się w centrum Berlina, ale gdy chciałam pójść do najbliższej galerii, to Mapy Google źle mnie zaprowadziły. Być może to wina tego telefonu od Toma, albo po prostu za bardzo przyzwyczaiłam się do nawigacji w swoim telefonie.

W każdym razie nie wiedziałam jak wrócić, a autobusy przejeżdżające obok najbliższego przystanku, nie doprowadziłyby mnie do hotelu. Gdybym została w swoim pokoju, na pewno lepiej by mi to wyszło.

A właśnie co do pokoju, to niedługo nie będzie mnie stało na opłacenie go. Minęło już chyba dziesięć dni od kiedy korzystam z karty mamy, ale przecież nie mogę wydać jej całej kasy. Zastanawiałam się nawet czy nie lepiej będzie "zapłacić" mi pod koniec mojego pobytu tutaj. Wtedy przeniosłabym się spowrotem do teraźniejszości i nie zapłaciłabym za mieszkanie w hotelu. Wiem, że jest to oszustwo i jakby nie patrzeć złamanie prawa, ale przynajmniej nie zbiednieje przez to.

Usiadłam na jakiejś ławce obok parku i po włączeniu telefonu, weszłam na kontakty i zadzwoniłam do Billa. Nie miałam pojęcia co robi, bo wczoraj wieczorem podczas wspólnego pisania, nic nie wspomniał o sowim dzisiejszych planach. Musiał być jednak zajęty, bo nie odbierał. Moją drugą opcją był Tom. Nie chciałam zawracać im głowy, ale przecież gdyby akurat nic nie robili to nic im się nie stanie jakby po mnie podjechali. Zwłaszcza, że częściej jeżdżą po mieście ode mnie i lepiej się umią po nim poruszać.

Ku mojemu zdziwieniu Tom odebrał prawie, że od razu. Fajnie by było, gdyby jeszcze znalazł dla mnie trochę czasu.

- Hej, Tom. - powiedziałam jako pierwsza i czekałam na jakiś odzew z jego strony.

- Siema, co chcesz? - zapytał, a ja po jego tonie mogłam wywnioskować, że nie jest w najlepszym nastroju.

- Co robisz?

- Jestem w studiu, a co?

- A to już nic, nie ważne. - powiedziałam, bo przecież nie będzie po mnie przyjeżdżał kiedy sam ma zajęte ręce. Już chciałam się rozłączyć z tego powodu, ale coś jeszcze miał do powiedzenia.

- Pytałem co chcesz, to odpowiedz. Pomóc ci w czymś, czy tylko brakuje ci towarzystwa i wrażeń? - zapytał trochę nachalnie, ale i tak postanowiłam mu odpowiedzieć.

- Jestem na mieście, ale trochę się zgubiłam. Pomyślałam, że jakbyś nie miał nic do roboty to poratowałbyś, ale skoro jesteś w studiu to nie przeszkadzam. - odparłam i tak jak przed chwilą chciałam się rozłączyć, ale znowu mnie powstrzymał.

- I tak muszę się trochę oderwać od pracy, więc przyjadę. Nie ruszaj się stamtąd. - powiedział, po czym sam się rozłączył.

Odsunęłam telefon od ucha i od razu zaczęłam się zastanawiać skąd wie, gdzie po mnie przyjechać, skoro nie powiedziałam mu o swojej lokalizacji. Na początku stwierdziłam, że po prostu zapomniał o to zapytać, ale gdy po dłuższej chwili nie oddzwaniał, musiało być coś innego na rzeczy.

Czekając na niego, spojrzałam na dzieci biegające na placu zabaw, znajdującym się na samym środku parku. Jeszcze tuż obok stała budka z lodami, do której co chwilę podchodziło jakieś dziecko. To dopiero luksusy. Wydawały się tak bardzo beztroskie, że im dłużej na nie patrzyłam, tym bardziej im zazdrościłam. Prawdopodobnie ich jedynym problemem jest to, że mama zaraz zawoła je na obiad. Chciałabym znowu poczuć się tak wolno jak one, bez większych zmartwień.

Right person, wrong time || Tom Kaulitz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz