Rozdział szesnasty

7 2 1
                                    

Craeli'ah, 30 grudnia 2446r. p.a

- Jedziemy! Jedziemy! – mały Will wbiegł do pokoju i zrobił kilka kółek wokół własnej osi. Od ponad godziny skakał z radości.

Veena i Cassian zeszli ze swoich łóżek i poszli za Willem, który w sekundę zdążył już wybiec z pokoju i znaleźć się na parterze.

Dla Cassiana były to pierwsze święta spędzone poza Akademią. Dla Veeny było to przypomnienie czegoś, co straciła. Nie pamiętała dokładnie, jak to było świętować nadejście nowego roku – będący również świętem pojawienia się Adiris w Craeli'ah. Pamiętała jedynie obrazy, miała gdzieś z tyłu głowy niewyraźne wspomnienia. Gdy matka Willa pojawiła się w Akademii, by zabrać syna do domu, zapytała Cassiana i Veenę, czy nie chcieliby spędzić świąt w ich domu. Zgodzili się po długich namowach Willa. Tak ich błagał, że głupio było odmówić. Dalej, Veena czuła się odrobinę nie na miejscu.

Matka Willa była wspaniałą kobietą. Okazała się ogromnie wyrozumiała. Upewniała się, czy czują się dobrze, pytała, czy czegoś im nie brakuje. Mimo ograniczonego czasu, udało się jej wraz z mężem zakupić skromny prezent dla ich dwójki i nie przyjmowała odmowy. Veena zatęskniła za domem.

Will dotarł do drzwi głównych. Pozostała dwójka dotarła tam niedługo później. Rodzice Willa już zdążyli się grubiej ubrać, pomogli więc pozostałym dzieciom.

Coroczną tradycją noworoczną domu Morgan była przejażdżka, przed północą, blisko obrzeż stolicy państwa. Pan Morgan zatrzymał się na pagórku. Cała rodzina opuściła pojazd. Celem tradycji było zobaczenie fajerwerków.

Prosta rzecz – ale ile przynosi radości.

Veena oparła się o drzwi samochodu i opatuliła ciaśniej kocem. Z miasta już dochodziły okrzyki, ale z takiej odległości nie można było wyraźnie usłyszeć słów. Każdy jednak wiedział, że było to odliczanie do północy.

- Trzy...

- Dwa...

- Jeden...

- ZERO!

Niezrozumiały wielki okrzyk radości tłumu, następnie w niebo wystrzeliły różnokolorowe iskierki. Wybuchały wysoko na niebie, tworząc różne kształty – koła, zwierzęta, różne wzory. Zdarzały się również i reklamy. Sztuka tworzenia fajerwerków została dopracowana do takiej perfekcji, że można było tworzyć coś naprawdę dopracowanego do najmniejszych iskier.

Pokaz mógł trwać nawet godzinę. Veena nie zdołała zapamiętać nawet połowy tego, co zobaczyła. Najbardziej w pamięć zapadła jej największy fajerwerk – projekt jednego z działów Akademii. Studenci do Działu Projektowania umówili się na „mały" projekt i udało go im się zrealizować, po niemałym dofinansowaniu. Wśród uczniów chodziła również plotka, że studenci zamieszani w projekt mogli chcieć rzucić nauki i otworzyć własny sklep.

Pięć szklanek spotkało się w jednym miejscu. Trzy z nich zawierały bezalkoholowy szampan. Każdy dopił swoją zawartość do samego końca.

- Vee! Cas! A widzieliście... - Will zaczął swój długi potok słów w ekscytacji. Pierwszy raz spędzał nowy rok ze swoimi rówieśnikami, nie tylko z rodzicami.

Wszystkim zaczęło się robić chłodno. Sam pokaz dobiegł końca, więc wszyscy zgodzili się, by wrócić do rezydencji rodziny Morgan.

Po drodze matka Willa odwróciła się do nich z przedniego siedzenia, w pełni uśmiechnięta.

Will zdecydowanie odziedziczył swój wygląd po niej. Lekko falowane, brązowe włosy, rysy twarzy. Oczy miał jednak po ojcu.

- I jak? – zapytała – Podobało się?

Cykl PrzeklętychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz