Rozdział trzydziesty trzeci

5 2 0
                                    

              Na wszystkie jej problemy ze sobą, rozwiązanie było jedno.

Więcej pracy, więcej ćwiczeń. Pomagało jej to nie tylko na moment zapomnieć o Willu i Cassianie – a co za tym idzie, Veena nie użalała się nad swoją sytuacją – ale w ten sposób była bardziej użyteczna. Ponownie zaczęła orientować się w sytuacji na froncie, choć dalej niektóre rzeczy do niej nie docierały, na przykład co dokładniej się działo od śmierci Willa do końca ich ataku na Craellium. Widziała to wszystko jak przez mgłę, bez szczegółów.

- Nie skupiaj się na tym. Sama wiesz, że przywołuje to złe wspomnienia – powiedziała raz Adiris Zamiast tego, po prostu działaj, jak codziennie. Raporty, spotkania, treningi. Poprowadzę cię, nie martw się.

Gdy tylko udawało jej się znaleźć wolną chwilę – a miała takich dość dużo – to Veena wychodziła na zewnątrz i ćwiczyła, pod czujnym okiem Adiris.

- Nie jesteś sama.

Adiris udzielała jej rad, odwracała uwagę gdy jej myśli zbaczały na temat Cassiana lub Willa i czasem nawet zaczynała rozmowy na różne tematy. Veena szybko przypomniała sobie jak to przyjemnie jest z kimś dyskutować, poznawać inny sposób myślenia. Adiris zaczęła się pojawiać również za nią w gabinecie, doradzała jej w różnych sprawach, gdy Veena nie była pewna tego, jaką decyzję powinna podjąć.

Gdy znamię na jej ręce osiągnęło już wystarczająco duży rozmiar, Veena zaczęła również widzieć postać Adiris. Dziwnie było ją widzieć tuż obok ludzi, z którymi się spotykała – Veena musiała sobie przypominać ciągle, że nikt poza nią jej nie widzi.

Wraz z ostatnią próbą obrony Terynerei z jej strony, zniknęły również wszelkie zastrzeżenia co do oszczędnego czytania księgi. W końcu Veena nie mogła być bezużyteczna, nie mogła tak po prostu dawać się pokonywać. Musiała mieć więcej niż jeden sposób na walkę z mutantami.

To przekonanie stało się wkrótce priorytetem, gdy Veena przeczytała jeden z kilku raportów przysłanych po obronie Terynerei.

Adiris siedziała wtedy naprzeciwko niej, obok krzesła Willa – stara władczyni wiedziała, żeby tam nie siadać. Przypominało to jej uczennicy o śmierci przyjaciela. Veena zmarszczyła brwi i nachyliła się nad kartką papieru. Zaciekawiona Adiris wstała i podeszła za nią, by również go przeczytać.

- Zaobserwowano groźną umiejętność nowej mutacji... pochłanianie mocy? – Veena przeraziła się – Niemożliwe.

- Z biologicznego punktu widzenia, to całkiem możliwe – powiedziała Adiris – Spójrz na to z innej strony, odłóż emocje na chwilę na bok. Mutanty to zwierzęta, ludzie, w których Makht wcisnął swoją moc, prawda? Po tej jednej dawce Makhta nie obchodzi to, czy mutanty mają wystarczająco jego magii do życia, czy nie. Zresztą, jego moc je jednocześnie utrzymuje przy życiu jak i zabija, niszczy od środka. Te nowe mutacje, potrzebują jej więcej, inaczej szybciej zginą, więc nauczyły się ją pochłaniać – przejechała palcem po kartce, szukając odpowiedniego zdania – O, tutaj – poklepała odpowiednie miejsce – Magia chaosu, twoja.

Kartka zadygotała w powietrzu przez drżącą dłoń Veeny.

Czy to znaczyło, że rzeczywiście była już bezużyteczna na froncie? Skoro jej magia nie mogła zabić nowe mutanty, co mogła zrobić?

- Uspokój się – powiedziała Adiris, zauważając jej stan – Tu piszą dalej, że proces pochłaniania zachodzi przez wszystkie otwory gębowe. To znaczy, że jak rzucisz magią w inne miejsca, dalej będziesz mogła je skrzywdzić.

Cykl PrzeklętychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz