Rozdział trzydziesty szósty

6 2 0
                                    

Craeli'ah, pierwszy dzień odliczania czasu

W Pierwszej Krainie magowie używali sztuki do przedstawienia wydarzeń z przeszłości, bez konieczności opisywania ich. Był to dość skuteczny sposób na przekazanie wiedzy gdy nie wiedziano, czy przyszłe pokolenia będą używać tego samego języka. Widząc obrazy, łatwo domyślić się, co przedstawiają.

Fresk, na który patrzyła Adiris, nie był malowany ręką artysty. Przedstawiał czwórkę magów stojących wokół jednej osoby. Dziecko mogłoby narysować coś podobnego – okrąg imitujący głowę, wszystkie kończyny. Każda postać miała swój własny kolor. Otoczony pozostałymi bohater w centrum się różnił. Nie sposobem przedstawienia. Adiris nie potrafiła jasno stwierdzić, co było nie tak. Instynkt jej podpowiadał, że nie był dobry.

Kolejny obraz. Ta sama postać w środku okręgu, wokół niego mnóstwo dziwnych znaków – profesjonaliści nazwaliby je chyba runami. Przed nim jeden z czwórki magów, których widziała wcześniej. To on był odpowiedzialny za utworzenie kręgu. Co się działo? Obok leżała książka. Z pozoru zwykła, niczym nie wyróżniająca się od milionów innych książek, a jednak uwieczniono ją na kamieniu, więc musiała coś znaczyć.

Adiris poszła do kolejnej groty, zaintrygowana ilustracjami. Tam spotkała starsze obrazy, w których wykonanie poświęcono więcej pracy. Wyglądały lepiej, jakby wykuwano je w dobrych dla krainy czasach. Ściany wypolerowano, ozdobiono złotem. Na jednej z ilustracji widniało kilka linijek tekstu tuż w rogu, by nie zasłaniać i nie odbierać uwagi od sceny w centrum – bitwa między postaciami ludzkimi a niematerialnymi stworzeniami, wyglądającymi jak ciemny, gęsty dym unoszący się w powietrzu, posiadający oczy. Adiris widziała już coś takiego, w Pierwszej Krainie. To przed nimi uciekała.

Demony.

Młoda mag przykleiła swoją uwagę do obrazu. Analizowała każdy jego szczegół. Na czele ludzkiej armii stała kobieta. Nie ukazano jej twarzy, pozostawiono pustą. W dłoni trzymała lśniący miecz, który przebijał ciało jednego z demonów, część niego rozsypywała się na proch. Oczy Adiris zalśniły – więc był inny sposób.

Przeszła do odczytywania napisu w rogu. Stary język Pierwszej Krainy zawsze sprawiał jej trudność, ale mając taką budowlę jak Świątynia Równowagi tuż pod nosem Adiris musiała pogodzić się z tym, że ten język będzie częścią jej pracy odkrywczej. Głodna wiedzy, zaczęła tłumaczyć tekst. Oczywiście nie udało jej się rozpoznać każdego słowa ale zrozumiała wszystko na tyle, by poznać kontekst. Te kilka zdań ukrywały ważne informacje. Pierwsza Kraina została stworzona, zupełnie jak Craeli'ah. Odpowiedzialna za to osoba uciekała ze swojego poprzedniego świata i popełniła błąd, przez który demony miały szansę raz na kilka tysięcy lat przedrzeć się do tamtego świata i siać w nim zniszczenie. Zadanie ochrony krainy należało do pięciu strażników magii – mieli magią i władze, by wzywać do swojej armii najsilniejszych ludzi z całej krainy. Wraz z nimi mieli odpierać ataki ze strony nieprzyjaciela. Liczba magów miała być zawsze taka sama.

Adiris zmarszczyła brwi. Coś musiało się stać – coś zakłóciło system dziedziczenia magii. Przez to organizacja strażników się rozpadła. Myślami wróciła do poprzednich obrazów. Czy to tam mogła znajdować się odpowiedź? Czy to ta osoba w centrum była za to odpowiedzialna?

- Stworzenie krainy w pośpiechu... - powtórzyła, szukając innego tematu.

Craeli'ah również została stworzona w pośpiechu, jeśli tak można nazwać stan napięcia i strachu przed śmiercią z rąk umarłych. Adiris była pewna, że zrobiła wszystko, co pisali w „instrukcjach" które znalazła. Przez chwilę krążyła wokół własnej osi analizując ostatnie kilka godzin. Stres powrócił, krople potu spływały po jej skórze. A co jeśli zrobiła coś źle i demony będą mogły zaatakować również i ten świat?

Cykl PrzeklętychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz