Rozdział trzydziesty siódmy

4 2 0
                                    

Craeli'ah, 16 lipca 2455r. p.a

- Znaleźliśmy go.

Veena spojrzała na nią znad dokumentów. Nadia stała przed jej biurkiem, ponownie wchodząc bez żadnej zapowiedzi. Tym razem mag postanowiła jej odpuścić.

- Makhta – dodała Nadia, zupełnie jakby to było potrzebne – Przejął miasto Kredistan w pobliżu Banereny, która będzie pewnie jego kolejnym celem.

- Mhm – Veena zostawiła papiery i wzięła z oparcia krzesła swój naprawiony płaszcz – Jadę tam, więc nie będzie mnie w jaskiniach może dzień lub dwa. Ale to chyba nie taki problem, co?

- Legion 11 wybierze się tam razem z tobą – oświadczyła Nadia, zanim Veena zdążyła opuścić swój gabinet.

Veena obróciła się na pięcie. Chciała już się kłócić – powiedzieć, że nie mogli, ale co by to dało? Nadia była niesamowicie uparta i nieważne co by powiedziała, przywódczyni legionu zrobiłaby dokładnie to, co chciała.

- Dobrze – zgodziła się

Nadii nie umknęła ta zmiana w nastawieniu Veeny co do jej osoby. Zdecydowała milczeć w tej sprawie.

Zresztą, jak w wielu innych.

*****

Craeli'ah, 17 lipca 2455r. p.a

Kredistan było miastem górniczym. Domostwa zajmowały mniejszość terenu – gwiazdą były wielkie wykopaliska prowadzone przez mieszkańców w poszukiwaniu srebra i złota, a także innych minerałów. Dziura głęboka na kilometry a szeroka na znacznie więcej, kotłujące się szare chmury, bród i osad. Veena była zaskoczona, że ktokolwiek decydował się na zamieszkanie w takim miejscu, ale z drugiej strony widziała, do czego desperacja mogła doprowadzić w Craellium, więc może i lepiej, że zamiast w organizacjach przestępczych ludzie znajdowali swój dom i pracę gdzie indziej.

Tak właściwie, to miasto mogło wyglądać znacznie inaczej, za czasów swojej świetności. Gdy już dotarła tam z Legionem 11, z Kredistanu zostały zgliszcza. Dym jeszcze unosił się z gasnących płomieni. Martwe ciała leżały porozrzucane wokół, część już znajdowała się w żołądkach mutantów.

Armia demona kumulowała się bardziej w pobliżach samych wykopalisk, co szybko odkryli skradając i chowając się przed nimi. To zadanie stawało się coraz cięższe wraz z dzielącą ich odległością do centrum. Gdy tylko ktoś zauważył zbliżającego się mutanta, wszyscy się chowali lub po cichu przechodzili obok, w zależności od tego, czy istniała taka możliwość.

Żaden z osobników nie mógł ich zobaczyć. Taki był warunek tego, by misja się powiodła. Veena zaczęła przeklinać samą siebie za to, że jednak nie zaczęła tej dyskusji z Nadią, ponieważ sama dostałaby się dalej szybciej, niż razem z nimi.

Legion stał się dla niej ciężarem, pewną niedogodnością.

Dlatego wyszła jako pierwsza, gdy trafili do jaskiń. Mimo próśb Nadii, nie zamierzała czekać, aż wszyscy będą gotowi do tego, by ruszyć dalej.

Błądzili tak w tunelach przez okres, który wydawał się wiecznością. Pod koniec Veena zaczynała tracić nadzieje na to, że znajdą grotę, w której chował się Makht.

Aż wreszcie coś zobaczyli – światło odbijające się od ściany jaskini i czyjeś głosy. Veena rozpoznała wśród nich głos Cassiana... nie, Makhta. Dalej było jej trudno się przyzwyczaić.

Veena przykucnęła i zbliżyła się do światła. Tunel wychodził do głębokiej groty, podobnie jak inne jaskinie. Od ich wyjścia miała doskonałą pozycję na obserwację terenu.

Cykl PrzeklętychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz