Rozdział czterdziesty

6 1 1
                                    

Craeli'ah, 12 września 2455r. p.a

Od poprzedniego dnia Veena nie mogła spać. Gdy tylko próbowała, jej umysł zaczął myśleć o tym, co ją miało czekać. Krok po kroku przechodziła przez wszystko, co miała uczynić. Mając już dość, mag wstała w środku nocy i wróciła do gabinetu, by zająć się czymś – czymkolwiek – aż do poranka.

Wyruszyli z Therei z samego rana. Wraz z generałami wyruszyła pierwszą koleją i wysiadła niedaleko doliny. Resztę drogi pokonała pieszo. Swoich podwładnych wysłała, by zaczęli dowodzić zebranym wojskiem, sama zaś weszła do świątyni, gdzie była sama, żadnej innej żywej duszy.

Przywódcy mieli zjawić się niedługo później. To na nich czekała – a bardziej na to, co ze sobą mieli przywieść. Tym razem w komplecie.

Wyglądając za okno Veena widziała zebrane wojska, ustawione w rzędach wokół świątyni. Zarówno magowie jak i ludzie, stojący niemal ramię w ramię. Czekali na przybycie swoich przeciwników, armii Makhta. Było ich tylu, że przysłaniali ziemię. Ze swojego miejsca mag równowagi ledwo widziała szczyt pałacu równowagi, pierwszy raz od lat wystawionego na słońce. Ochronna kopuła nad pierwszą osadą została zniesiona.

Wkrótce rozległ się dźwięk otwierania drzwi i kilka metrów obok stanęły jej cztery marionetki. Veena nie musiała spoglądać w ich kierunku by wiedzieć, kim byli.

- Kryształy w komplecie, jak sądzę? – powiedziała podchodząc bliżej. Rzuciła okiem na otwarte wieczka i to, co skrywały pod sobą – Dobrze. Możecie je zostawić na stole – wskazała na miejsce kiwnięciem głowy.

Pozostawała jej jeszcze jedna sprawa, którą musiała poruszyć: ilość energii, jakiej potrzebowała na później. Oczywiście najbezpieczniej było posiadać jak najwięcej. Po wysłaniu fali przewidywała pojedynek z Makhtem, na którym nie będzie mogła sobie oszczędzać.

- Zostańcie jeszcze na moment – rzekła, gdy przywódcy zbierali się do wyjścia – Zwracam się teraz do was... wiem, że mnie słuchacie – mentalnie sprawdziła stan nitek dalej ściskanych przez zaklęcie – Za pomocą tych artefaktów zamierzam zrobić dokładnie to, co Adiris ponad dwa tysiące lat temu. Stworzę dla was nowy świat. Będziecie mogli tam przejść razem z pozostałymi członkami plemion i cywilami, którzy dotychczas znajdowali się pod moją opieką. W zamian oczekuję tylko jednego – odchrząknęła – Na zewnątrz zebrałam nasze wojska. Niech ochraniają świątynię aż do dokończenia rytuału i opuszczenia krainy przez cywili. Do tego czasu Craeli'ah zacznie się niszczyć... - urwała – Oddam wam kontrolę nad ciałami, jeśli się zgodzicie na współpracę. Chciałabym zaznaczyć, że Craeli'ah upadnie bez względu na to, jaka będzie wasza odpowiedź. Jeśli nie ja, wykończy ją zbyt duża częstotliwość wahań równowagi.

Na moment oddała im kontrolę nad wybranymi mięśniami, by mogli w dowolny sposób oznajmić, co zdecydowali. Ireneos skinął głową.

Veena odetchnęła i puściła zaklęcie. Cała czwórka nieco opadła bądź przechyliła się w jedną stronę. Nagle mogli się poruszyć z własnej woli, ich ciała nie wykonywały mechanicznych ruchów. Viera w porę złapała się za blat, słabym uściskiem trzymała kąt stołu, jakby przez ten czas straciła własne siły i zapomniała jak się ruszać. Anhaga padła na kolana, drżącymi dłońmi podpierała się o podłogę. Ireneos opierał się o ścianę obok, a Herrlau oglądał swoje ręce i resztę ciała, jakby widział je po raz pierwszy.

- Możecie dołączyć do swoich armii.

Wychodząc, nic jej nie powiedzieli. Po prostu mozolnie zebrali się ze swoich miejsc i skierowali w kierunku drzwi. Veena uśmiechała się, gdy odprowadzała ich wzrokiem.

Z ich wszystkich do Viera wydawała się najbardziej zdołowana. Czuła, że przegrała. Wstydziła się tego, jak szybko została pokonana przez sztuczkę, która wydawała się tak błaha. Popełniła ten sam błąd, co inni. W przeszłości uznała, że Veena, ta mag chaosu chcąca udowodnić światu, że nie jest tak jak wszyscy poprzedni negatywni magowie, nie dopuści się do pewnych działań.

Cykl PrzeklętychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz