Rozdział trzydziesty dziewiąty

2 2 0
                                    

Craeli'ah, 19 sierpnia 2455r. p.a

Aaron poderwał się ze swojego posłania, wybudzony przez znajome krzyki. Natychmiast wybiegł z namiotu. Uderzyło w niego zimne powietrze, nietypowe dla tej pory roku – klimat w krainie wariował od kiedy wahania równowagi stały się częstym zjawiskiem.

Wszystkie zwierzęta, które prowadziły życie nocne już milczały, kiedy wyszedł na zewnątrz. Aaron dobrze wiedział, co to oznaczało. Niebezpieczeństwo. Nie słysząc swojej ofiary, drapieżnikowi było trudniej ją wytropić.

Mag rozejrzał się wokół. Czy to były mutanty? Nie, one nie były tak ciche. Gdy już przechodziły do ataku, nie kryły się ze swoją obecnością.

Nikt inny nie wyszedł ze swojego namiotu. Aaron zmarszczył brwi. Zaczął nawet wątpić w to, czy rzeczywiście coś usłyszał. Dla własnego spokoju, skierował się do najbliższego kolegi. Mag westchnął ze zmęczenia i przetarł twarz dłonią. Na oślep poszukał zamka tylko po to by odkryć, że był już odsunięty.

Dziwne. Megan nie cierpiał wszelkiego typu robactwa, więc na pewno zamknąłby swój namiot na noc. Ciężko go było przekonać, by udał się z nimi wszystkimi do lasu. Wygrał jednak strach przed mutantami.

- Megan...? – Aaron poszukał włącznika do lampki.

Coś w środku śmierdziało, ale był zbyt zmęczony by rozpoznać, co to było.

Znalazł.

W środku rozbłysło światło. Aaron wstrzymał oddech i wytrzeszczył oczy.

- Megan! – padł na kolana obok przyjaciela.

Mag powietrza leżał tuż obok swojego materaca. Na środku klatki piersiowej miał głęboką ranę, z której wypływała krew. Przeciwnik po zadaniu obrażenia wyciągnął z niego broń, by wykrwawił się na śmierć.

Aaron sprawdził jego oddech i tętno, następnie szukał podręcznej apteczki. Młody mag ledwo żył.

Więc to był atak. Ktoś zakradł się i dźgnął Megana w brzuch. Gdzie był teraz napastnik? Mózg Aarona pracował na najwyższych obrotach. Postąpił głupio, zapalając światło. Jeśli nieznajomy znajdował się jeszcze w pobliżu, wiedział dokładnie, gdzie oni się znajdowali. Wiedział, że ktoś znalazł Megana.

Dłoń młodszego zacisnęła się na jego nadgarstku, gdy Aaron przeszukiwał apteczkę. Mag porządku spojrzał na przyjaciela i ujrzał jego zrezygnowany wyraz twarzy.

- To nie ma sensu – wymamrotał słabo mag powietrza – Dla mnie jest za późno, ale dla nich... - nabrał powietrza z wysiłkiem – Masz – wręczył mu kopertę w którą wsiąknęło kilka kropel ciemnej cieczy – Uratuj ich. Proszę.

W środku Aaron znalazł list. Dłoń Megana padła na ziemię bezwładnie.

Był martwy.

„Uratuj ich"... o co w tym chodziło? Był jeden sposób, aby się przekonać.

Na kartce znajdowało się zaledwie kilka linijek tekstu, ale wystarczyły one, by Aaron otrzymał swoje odpowiedzi. Veena Phiques – jego siostra bliżniaczka – zostawiła mu wiadomość. Podała mu lokalizację oraz datę, kiedy będzie na niego tam czekać.

Gdyby Aaron znajdował się w innej sytuacji, rozważałby to, czy się tam udać czy nie. Ale wyglądało to inaczej. Veena wzięła jego przyjaciół jako zakładników, pozostawiając mu jedynie iluzję wyboru.

Wolną dłonią zamknął oczy Megana na dobre i wyruszył w drogę.

*****

Craeli'ah, 25 sierpnia 2455r. p.a

Cykl PrzeklętychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz