Rozdział trzydziesty drugi

5 3 0
                                    

Craeli'ah, 26 maja 2455r. p.a

Od tamtego momentu, rzeczywistość stała się odległa. Dla Veeny mogły minąć godziny, a ona tego nie zauważyła.

Jak wróciła z Craellium do jaskiń? Nawet nie pamiętała momentu, gdy Will gdzieś odszedł. Zauważyła, że zabrali go medycy. To dobrze, prawda? Will był ranny... oni się nim zajmą. Will wydobrzeje.

Ale co się stało później? Ilu ludzi przeżyło, jak wszystkim udało się uciec? Jak skończyła się bitwa? Wygrali, czy przegrali?

Miękki materiał koca, pod którym zawsze spała. Nie najwygodniejszy materac do leżenia, ale zawsze lepsze cokolwiek od niczego. Ogarniająca ją ciemność zawsze, gdy zamykała za sobą drzwi. Kilka promieni światła wpadało przez maleńki otwór pod sufitem w kącie.

Veena znajdowała się w swojej ciasnej komórce tuż obok gabinetu. Kiedy tam dotarła? W jaki sposób?

Zwykle schludnie powieszony płaszcz został niechlujnie rzucony na podłogę. Veena dostrzegła, jak materiał ubrania gnie się na ziemi, oświetlony przez niewielki promyczek światła z zewnątrz. Sięgnęła po płaszcz dłonią i chwilę pomiętoliła go opuszkami palca, ostatecznie decydując się, by go zostawić, gdy tylko włosy na jej dłoni stanęły przez wszechobecny chłód. Veena natychmiast cofnęła się pod koc, szczelnie otulając się nim.

Nie chciała czuć zimna. Kojarzyło to się jej z ciemnością. Tam, gdzie było ciemno, zawsze było zimno, pusto i samotnie, a ona tego nie znosiła.

A gdzie się znajdowała? Była w swojej „sypialni". Sama, w chłodzie i ciemności. Bez nikogo u swojego boku.

Tak, została całkowicie osamotniona. W końcu Will...

Veena zadrżała, niezdolna do dokończenia tej myśli.

- Nie jestem sama... - powiedziała, jej głos ledwie głośniejszy od szeptu – Nie jestem sama.... Nie jestem sama... - powtarzała to coraz ciszej.

Mówiła to, jakby te słowa miały ją uratować od stanu, na jaki była skazana. Samotność podążała za nią jak plaga, jakieś przekleństwo od samego początku jej życia. Zabierała kolejno wszystkich z jej życia i otoczenia. Moment, w którym komuś zaufała na tyle, by zdradzić choć jedną tajemnicę był momentem wydania wyroku na życiu tej osoby. Prędzej czy później czekała ją śmierć. Samotność była chorobą, na którą Veena próbowała znaleźć lekarstwo, ale każde zawodziło. Nie umiała z nią wygrać.

Mimo nikłego ciepła, jakie zatrzymywał jej koc, Veena czuła jak niewidzialne dłonie otchłani ją otaczają. Zaciskają swoje lodowate palce na jej barkach i mocno wbijają w nią swoje paznokcie. Mag chaosu tylko bardziej się skuliła na łóżku, zaciskając powieki z całych sił, błagając w duchu o odrobinę snu, który nie nadchodził.

*****

Jak długo tam leżała, ukryta pod kocem? Ile godzin – lub dni – skrywała się tam przed całym światem? Veena nie była pewna. Mało co zauważała. Pod ziemią bez zegara trudno było powiedzieć, ile czasu minęło. Ale nawet bez tego, Veena po prostu zatracała się we własnych myślach, lub w pewnym momencie po prostu się odłączała. Wpatrywała się długo w ścianę przed sobą, nie ruszając przy tym nawet jednym mięśniem. Nie miała nad tym kontroli. Nie wiedziała, kiedy to się działo i jak długo trwało. Gdyby nie fakt, że co jakiś czas drzwi do pokoju się otwierały i na półce obok pewna osoba zostawiała jej talerz z jedzeniem i szklankę wody, Veena mogłaby pomyśleć, że spędziła tam kilka minut. Tak to wszystko wydawało się jej nierealne.

Cykl PrzeklętychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz