Rozdział trzydziesty ósmy

3 2 0
                                    

Craeli'ah, 29 lipca2455r. p.a

Niecałe trzysta metrów od nich, na otwartym polu przechodziła kolejka ludzi nosząca ciężkie plecaki na swoich ramionach. Jeden z nich zatrzymał się by coś z niego wyjąć. Reszta szła dalej, nawet nie zauważając jego opóźnienia.

Coś z nimi było nie w porządku. Aaron wyczuwał z dala otaczającą ich negatywną magię, nie energię. To oznaczało, że majstrował przy tym negatywny mag. Tylko jedna osoba pasowała do tego profilu.

- Patrzcie, wyciąga coś – Kai odgarną sprzed siebie gałąź krzaka, by się lepiej przyjrzeć.

Aaron wytężył wzrok. Mężczyzna opuścił plecak na ziemię i wyjął z niego świecący przedmiot – jakiś rodzaj minerału, zapewne kryształ. Ostrożnie opuścił go na poziom ziemi, następnie odczekał moment, zanim wbił go w grunt z użyciem większej siły. Wszyscy wzdrygnęli się gdy dotarł do nich głośny dźwięk chrupnięcia. Kryształ niebezpiecznie błysnął jaśniej, lecz magia w jego środku zdołała się ustabilizować. Mężczyzna nieobecnym wzrokiem sprawdził swoją pracę, następnie podniósł bagaż i ruszył dalej by dogonić swoich towarzyszy – nie aż tak bardzo dalej jeden z nich robił dokładnie to samo, co mężczyzna wcześniej.

- Co oni robią? – zapytała Aelisa, marszcząc brwi.

- Tworzą skupiska kryształów z magią chaosu – odpowiedział Aaron, cofając się kilka kroków w głąb lasu przy którym się znajdowali.

- Co? Tej twojej siostrze zachciało się nagle dekorować krainę? Po tym jak zaczęła robić wszystko, by ją zniszczyć? – Kai zadrwił.

Aelisa i pozostała dwójka magów obok zachichotała. Aaron jeszcze przez moment śledził ruch pielgrzymki ludzi – zmierzali na południe. Makht nie pilnował tak dalekich terenów. Skupiał wojska przy granicy, dlatego wystarczyło przedostać się jakoś obok i można było odetchnąć ze spokojem. Brak mutantów, brak innych magów lub ludzi.

- Weź, to tylko taki żart – mag ognia go szturchnął – Rozchmurz się.

Aaronowi daleko było do rozluźnienia. Od tygodni dręczyło go poczucie winy i niepokoju.

Co planowała Veena? Dlaczego decydowała się na tak wykańczającą walkę? Przecież mogła to zakończyć.

- Zraniłem ją – spuścił wzrok na swoje kolana.

Swoją własną siostrę.

- Przestań się nad sobą użalać – powiedziała Aelisa.

- Tak – Kai skinął głową – Musimy iść dalej i przygotować pułapkę, byś mógł ukraść jej moc, zgodnie z planem Wade'a. Zostaniesz magiem równowagi i ocalisz krainę, tak jak powinno się stać.

- A my będziemy zapamiętani jako twoi najlepsi przyjaciele i towarzysze w podróży – Aelisa zachichotała i otoczyła go swoimi ramionami, właściwie uwieszając się na jego osobie – A ktoś może jako postać jeszcze dla ciebie ważniejsza – dodała, zbliżając swoją twarz do niego.

Aaron nie uniósł wzroku. Bez słowa pozwolił im robić, co chcą. Aelisa westchnęła, niezadowolona jego brakiem reakcji.

- Chodź – ponaglił go Kai.

Mag porządku wstał z ziemi i powolnym krokiem ruszył za nimi, odstając z tyłu kilka metrów. Jego przyjaciele zrozumieli, że nie miał humoru, dzięki czemu Aaron miał czas na własne przemyślenia.

Musiał zdecydować – wykonać plan Wade'a czy pozwolić siostrze kontynuować robić to, co robiła?

Tak, rodzeństwo definitywnie musiało się spotkać.

Cykl PrzeklętychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz