Trzydzieści siedem

8.1K 532 84
                                    

BRAYDEN 

Nigdy nie sądziłem, że jestem aż tak niecierpliwym człowiekiem, ale najwyraźniej właśnie to jest w tym momencie moja przodująca cecha.

– Tam się pali, czy o co chodzi? 

– Nie zadawaj pytań, tylko jedź szybciej! – polecam Beckowi. 

Jest tu ze mną, bo szczęśliwie okazało się, że właśnie on wracał do Minneapolis swoim sportowym autem, które ma jedną dobrą cechę – jest zajebiście szybkie. A ja zajebiście szybko potrzebuję dostać się do mojej Jamie, która nagrała mi się ostatniego wieczoru na pocztę. Jak tylko odsłuchałem wiadomość, wsiadłem w najwcześniejszy samolot – Beck uparł się, by mnie w tym wspierać i lecieć razem ze mną, a później zawieźć mnie do niej swoim obecnie wynajmowanym Porsche. 

– Jak przekroczę wszystkie limity, to zatrzyma nas policja i nigdy nie dojedziesz – burczy Beck. 

– Jak masz mnie wstrzymywać, to po co w ogóle ze mną jedziesz? 

– Kurwa, Brayden, nie denerwuj mnie – warczy. – Jadę z tobą, bo widziałem, w jakim byłeś stanie. Nie chcę, by stało się coś złego. Chcę cię wesprzeć. Nie tylko gra jest ważna, prawda? Jesteśmy przyjaciółmi. Potrzebujesz kogoś obok siebie, żeby kompletnie nie zgłupieć.

Kiwam głową, wpatrując się w ciemność przed sobą. Od jej wiadomości na mojej skrzynce minęły niemal dwadzieścia cztery godziny. Byłem na jebanej Florydzie. 

– I to właśnie ty ze wszystkich wspierasz mój związek, co? 

– Nie bądź zjebem – rzuca beznamiętnie. – Może i nie miewam nikogo na stałe, ale rozumiem, że jak znajdzie się coś bardzo cennego, to trzeba o to walczyć. To tak wygląda, prawda? 

Zerkam na niego z ukosa. Dobrze, niech sobie go nazywają królem trójkątów i pszczółką, która siada na różnych kwiatkach, ale nie mogę zaprzeczyć, że Beck to inteligentna bestia i teraz ma całkowitą rację. Jest tu tylko i wyłącznie po to, by mnie wspierać. By dowieźć mnie bezpiecznie do celu, bo jesteśmy na nogach długi czas, a ja nie spałem pół nocy. 

– Przestań się mazgaić, gacie do góry i jazda. 

Złote myśli życiowe Becka bywają radykalne. Przestaję więc na niego naskakiwać zgodnie z jego prośbą i pozostaję skupiony, dopóki nie docieramy do celu. 

Kod do budynku znam, więc wchodzę, a w drzwi walę trzy razy za mocno.

– Czy to nie jest przypadkiem mieszkanie Elis? – pyta Beck. 

– Jest. 

– To może postaraj się nie walić w drzwi jak Hulk, bo ją zwyczajnie przestraszysz i ci nie otworzy. 

Znów uderzam w drzwi. Beck zatrzymuje moje dłonie. 

– Ciszej – upomina. – Delikatniej. 

– Elis nie jest z porcelany. 

– Ale nie musi uważać nas za intruzów, gdy próbujemy dotrzeć do twojej Jamie. 

Rzeczywiście drzwi uchyla nam Elis. Cienka szpara pokazuje mi tylko jej zielonoszare oko, które, w istocie, łypie na mnie jak na intruza. 

– Brayden? – pyta onieśmielona. 

Jest niższa niż Jamie i przez tę szparę w drzwiach wydaje się wyjątkowo malutka. 

– Nie, kurwa, Święty Mikołaj. 

Jej brew nad okiem marszczy się niebezpiecznie. 

– Grzeczniej – upomina gdzieś z boku Beck. – Wybacz Braydenowi. Jest oszołomiony miłością. Czy mogłabyś nas wpuścić, proszę? 

For Good Luck (Thin Ice Games #1) [new adult hockey romance]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz