JAMIE
Włącza mi się instynkt przetrwania i opiekuńczości. Elis jest twardą dziewczyną i jej wiadomości nie były nawet spanikowane, a dzwoniła tylko raz. Ja na pewno dobijałabym się mocniej. Tak naprawdę ona nie ma już nikogo wokół siebie oprócz mnie. Z chłopakami nie ma takiego mocnego kontaktu, jej rodzice mieszkają w Enderlin i zawsze mówi, że głupio byłoby jej o cokolwiek ich prosić, chociaż ma tatę, który złapałby dla niej gwiazdkę na niebie. Tylko trochę niezręcznie to okazuje.
Pędzę do pokoju, Brayden biegnie tuż za mną. Gdy tylko wypadam z windy hotelowej na korytarz, widzę męską sylwetkę pod drzwiami naszego pokoju.
W pierwszym odruchu w głowie mam Mitcha, który przyjechał wcześniej i odbiło mu na wieść, że ja też tu jestem i to w towarzystwie jego brata.
Ale jestem totalnie zaskoczona, bo postać, która klęczy na jednym kolanie przed drzwiami i uderza w nie płaską dłonią, po czym wydaje z siebie nieskładne sapnięcie, to John. John Calley, zawodnik drużyny MN Wild, napakowany hokeista, który najwyraźniej nadużył alkoholu i robi coś idiotycznego.
– Ty – mówię głośno na cały korytarz – jeszcze ci mało?
Jego nieobecny wzrok zahacza o moje ręce, potem o twarz. Próbuje się podnieść z kolana, ale ciężko mu to idzie. Brayden podchodzi do niego i pomaga mu wstać, zupełnie wytrącony z równowagi. Uderza go w policzek i górując nad Johnem, zabija go wzrokiem.
– Czyś ty kompletnie zdurniał, Calley?
– Ja pierdolę – marudzi John. – Zepsuliście mi zabawę. Podobno mieliście – czka – mieć teraz te swoje masaże. Powiedzcie tak szczerze… – nachyla się w moją stronę – …czy te usługi obejmują masaż poniżej pasa?
Moja dłoń sama się do niego wyrywa i też uderzam go w policzek.
– Jesteś straszną świnią – mówię odważnie. – i jesteś obrzydliwy. Po co tu przyszedłeś?
– Bo zostawiłaś swoją koleżankę samą w pokoju, biedna, przestraszona, na pewno potrzebowała trochę zabawy i pocieszenia…
– Jesteś zalany, Calley – warczy Brayden. – Picie przed meczem jest zabronione, ruchanie też. Coś ty sobie wyobrażał?
– Chyba nie podasz mnie do trenera – jęczy John.
Co za niereformowalny człowiek!
– Oczywiście, że na ciebie nakabluję – wypluwa z siebie Brayden. – Jestem o krok od tego, żeby dać ci w mordę za to zachowanie.
Rozumiem, że musi czuć się okropnie. Zaprosił nas tu, po czym ogląda takie rzeczy – i zupełnie nie ma na to wpływu.
– Ooo, wielki i sprawiedliwy Brayden Wyatt – cmoka John.
Brayden krzywi się, a jego oczy strzelają w górę i rzuca:
– Nie zesraj się.
– Natychmiast stąd spadaj! – rozkazuję. – Nie będziesz nas nachodził w pokoju jak jakiś wariat. Co ty sobie wyobrażasz? Pukasz i się nie odzywasz? To jakieś głupie gierki?
Gdy John Calley zaczyna mówić, niestety pluje na prawo i lewo.
– Wcale tak nie było – sepleni.
Zamek w drzwiach do naszego pokoju się przekręca, drzwi się otwierają, staje w nich Elis. Ma na sobie szorty, które trochę ściągnęła w dół, i miękką szarą pluszową bluzę z rękawami naciągniętymi na dłonie. Pochyla głowę, nieco się garbi.
CZYTASZ
For Good Luck (Thin Ice Games #1) [new adult hockey romance]
RomanceSilny, niepokonany, bezwzględny... numer trzydzieści dziewięć, Brayden-fucking-Wyatt! Oto nadszedł ten bardzo ważny dzień: Jamie Jameson przeprowadza się do wielkiego miasta. Jedzie pociągiem, trafia na dworzec kolejowy w środku nocy i czeka, aż je...