Tym rozdziałem kończymy maraton na start. Następny rozdział w przyszłym tygodniu. Od was i waszej aktywności zależy, kiedy dokładnie. Buziole_______________________
JAMIE
Już rodzice ze mnie zakpili w chwili urodzin, gdy dali mi na imię Jamie, wiedząc, że na nazwisko mam Jameson. Jamie Jameson. Jak idiotycznie to brzmi? A to wszystko tylko dlatego, że tata był fanem whisky, która nazywała się Jameson. Irlandzka whisky. We mnie nie ma nic irlandzkiego.
Zamiast czerwonych włosów mam czerwoną twarz. Nie tylko od płaczu – niestety teraz po prostu się też rumienię. Dociera do mnie, co się dzieję i z kim tak naprawdę siedzę w jednym aucie. To cholerny Brayden Wyatt, zawodnik Minnesota Wild, drużyny hokejowej, która ostatnio udzielała jakiegoś wywiadu dla jednej ze stacji sportowych. Nie znam się ani na telewizji, ani na sporcie, ale mając znajomych na poprzedniej uczelni oraz kojarząc tamtejszą drużynę hokejową, muszę znać też postać Braydena Wyatta. Enderlin nie ma zbyt wielu osiągnięć na koncie, więc przechwalanie się Braydenem Wyattem w całym miasteczku jest na porządku dziennym. Słuchałam tego bardzo często, nawet od własnej mamy.
I doskonale wiedziałam przecież, że tak właśnie Mitch ma brata-hokeistę.
Tylko że nie spodziewałam się w najśmielszych snach, że kiedykolwiek zostanę z nim sam na sam w tak żenującej sytuacji.
– Chcesz jechać na policję i zgłosić kradzież swojego bagażu? – pyta spokojnym, głębokim głosem.
Podoba mi się jego barwa. Ale bardziej podoba mi się to, jak opanowany jest. Pod jego ogromną kurtką czuję się cieplej i bezpieczniej, chociaż nadal jestem roztrzęsiona. Nie potrafię nawet na niego spojrzeć. Wstydzę się, jest mi głupio, jestem jakby ciężarem i zdecydowanie powinnam natychmiast wysiąść z tego sportowego auta.
– Co ja tu w ogóle robię? – mamroczę do siebie.
– Siedzisz i jedziesz do swojego tymczasowego domu – odpowiada Brayden Wyatt.
Brayden. Wyatt. Prowadzi porsche. W którym siedzę na siedzeniu pasażera.
To mój pierwszy dzień w mieście tak dużym jak Minneapolis, i siedzę w porsche w towarzystwie hokeisty z NHL.
Zapadam się w fotelu pasażera, owijam kurtkę mocniej wokół ciała. Nie wyglądam jak ktoś, kto korzysta z takiego auta.
– Jamie, skup się – mówi po chwili. – Policja?
– Nie trzeba – chrypię. – Nie mam na to siły. Może pójdę zgłosić to jutro.
– Co miałaś w walizce?
Wzdycham.
– Wszystko oprócz telefonu. Trochę gotówki, ubrania. Nic konkretnego, nic poufnego, ale jednak… zostałam z niczym. – Znów wzdycham. Ciężko mi na sercu. – Jestem tu zaledwie kilka godzin, a już straciłam praktycznie wszystkie swoje rzeczy. Mitch mógł jednak mieć rację.
– Rację z czym? – pyta pochmurnie Brayden.
– Z tym, że nie nadaję się do życia w mieście.
– Jezu Chryste. – Brayden przesuwa dłonią po swojej piekielnie pięknej twarzy. – Nie wierzę, że jesteśmy spokrewnieni.
Zerkam na niego tylko na sekundę. Niby się nie przyglądam, a jakimś cudem jestem w stanie wymienić wszystkie detale dotyczące jego twarzy. Ma ostro zarysowaną szczękę z cieniem ciemnego zarostu, kształtne usta, ładną cerę, minimalne cienie pod oczami—chyba takie naturalne, i wąskie, ale czujne oczy w kolorze niebieskim, ciemniejszym niż standardowy. Grube brwi dopełniają stanowczego looku, a włosy w odcieniu najbardziej gorzkiej czekolady na świecie ma modnie przycięte i zaczesane do na boki i do tyłu. A to, co najbardziej rzuca mi się w oczy, chociaż jest względnie zakryte, to tatuaże. Widzę końcówkę czarnych wzorów na jego dłoni i jestem pewna, że ciągną się wzdłuż przedramienia i ramienia. Kojarzę z telewizji, że ma ich całkiem sporo. Sprawiają, że wygląda groźniej, co odrobinę kłóci się z jego otwartością, bezpośredniością i przede wszystkim z tym, że zależy mu na tym, bym nie zginęła tej nocy w czeluściach pociągowych trakcji. Zastanawiam się, czy rzeczywiście może być uprzejmy.
CZYTASZ
For Good Luck (Thin Ice Games #1) [new adult hockey romance]
RomanceSilny, niepokonany, bezwzględny... numer trzydzieści dziewięć, Brayden-fucking-Wyatt! Oto nadszedł ten bardzo ważny dzień: Jamie Jameson przeprowadza się do wielkiego miasta. Jedzie pociągiem, trafia na dworzec kolejowy w środku nocy i czeka, aż je...